Oj, Boże, chciałbym się
W Tobie ukryć.
Schować w mieniącymi się
Bielą zaułkach.
Stworzyć niepozorny raik.
I ukryć.
Ukryć się od mgły.
Od dymu.
Dziecięcych łez.
Od samotnego płaczu w lesie.
W Tobie ukryć.
Schować w mieniącymi się
Bielą zaułkach.
Stworzyć niepozorny raik.
I ukryć.
Ukryć się od mgły.
Od dymu.
Dziecięcych łez.
Od samotnego płaczu w lesie.
Nikt nie przyszedł, Boże.
Byłem ja.
Ja byłem dla siebie.
To jest Boże, nie lubię bieli.
Bieli bezdusznej,
Skrytej za cukrowym słowem.
Przycupniętej, głoszącej lwa.
I tej, co mnie zwodziła,
Odbierała tobołki.
Ja byłem dla siebie.
To jest Boże, nie lubię bieli.
Bieli bezdusznej,
Skrytej za cukrowym słowem.
Przycupniętej, głoszącej lwa.
I tej, co mnie zwodziła,
Odbierała tobołki.
Och, Boże schowam się w sobie.
W tym, co zawsze był przy mnie.
Co mnie zna i wie.
Wie, że wolę osadzić się na granacie
Nocy.
Za dnia niewidoczny.
Patrzeć w dół i srebrzyć.
I lśnić sam dla siebie.
W tym, co zawsze był przy mnie.
Co mnie zna i wie.
Wie, że wolę osadzić się na granacie
Nocy.
Za dnia niewidoczny.
Patrzeć w dół i srebrzyć.
I lśnić sam dla siebie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz