Translate

sobota, 25 maja 2019

Pragnienie

I w tym ciemnym pokoju
Potrzeba mi człowieka.
Potrzeba mi słowa jakiego,
Że będzie lepszy czas.

Czy ktoś mnie słyszy?
To tylko słowa,
A ja znów będę sam.
To tylko sekunda,
Krótki oddech,
Kiedy pragnę kogoś widzieć.

I wtedy, i zawsze.
Pusto.

I na nic nie liczę
W tym ciemnym swym pokoju.

Pustka

Gór otoczyły mnie przestrzenie
Wielkie.
Wspinam się po nich do nieba
Rajskiego.
Wsród chmur lotnych obcuję.
Cisza...

Tylko serce zawodzi niedbale,
Jakby muzyk z instrumentem
Nieobeznany, lecz czujący go.
Tak!
Ze wszystkich czuję!
...

Tchnę w góry swą duszę
Ogrzaną.
Niech teraz będę za rozkazem bożym
Tą przestrzenią złocistą.
Niech się w niej pogrążę.
...

A serce me zczerniałe
Tylko precz wyrzucić
Lub oddać Bogu, by rozpacz utulił.
Tęskno mi, lecz dokąd, do słońca,
Do ciepła żywego, Panie!

Do pewnej...

Pamiętasz tamte kwiaty?
Już dzisiaj uschły.
Są schowane głęboko
I nikt już do nich nie zajrzy.

Pamiętaj, że ci je dałem.
Pamiętaj, że były,
Bo kiedyś, dawno temu,
Żywe, rosły,
Tak jak nasza miłość.

Modlitwa

Boże, zapalasz na morzu latarnie,
bym drogę mógł odszukać.
Ja ślepy Boże, w sobie samym błądzę,
Nierozważny na twe znaki świetliste.

Przebacz Boże duszy swej
I prostuj ścieżki nasze,
Bo wszędzie ciemno nam Boże,
A my tak łatwo gotowi się zgubić.

Prowadź nas Boże poprzez mroki odludne,
Pośród mar z czci odartych,
Bo Boże, błądzę.
Nie widzę i zbaczam z twej drogi.

Modlitwa rycerza

Mijam wielkie przestrzenie
Nieodgadłe.
Widziałem krainy wielkie a mroźne,
Że serce me puste kostniało
I wabiły je ciepłem mary piekielne.

I widziałem boskie przełęcze zielone,
I lasy duszne, nieznane ze stopą,
Lecz ciebie Boże nigdzie przecież nie ujrzałem.

Wybacz mi, bo ja do wojen
Ludzkich naznaczony, a przy źle
Diabelnym, twoja dusza prochem,
Gdy bez ręki twej wielkiej,
O Boże...
Ojcze Niebieski!
Zlituj się nad duszą!

Uczucie

Wichury prędkie podziwiam za skały okopem,
Wyciągam nań swe serce, a tak mi się zdaje,
Że ruszyć bym mógł szybko jakby boskim lotem,
Prowadzon poprzez ludzkie, rozproszone kraje.

Hej ludzie, czy widzicie, gdy dźwięki mej lutni,
Jak piorun ognisty wam w serca szturmuje.
Patrzą na mnie, na chmury, czuli, niegdyś butni,
Lecz tej, co spojrzeć miała, me serce nie czuje.

Tak opadam bezskrzydły do cienia bez wiary.
Będę grał jeszcze ludziom, lecz na zimnej ziemi,
Aż serce me przetrawią lodowate mary,
A ja sam dla się będę pchlą garstką kamieni.

Kochanek

Wielka zjawo, co przyszłaś tu po moją duszę,
Rzeknie serce, choć proste, że się stąd nie ruszę.
Walczyłbym ja cały i z zastępem Boga
Za jej duszę, by moją zła oblekła szkoda.

O zjawo, litości, wszak w ludzkiej prostocie.
Miłość gralem jest świętym, a dusza na płocie
Wisi sama, by ujrzeć zbawienia anioła.
Na cóż i nam zbawienie, gdy fortuny koła

Nic nie przejrzy, ma zjawo, mniej to na uwadze,
Choć za dzień jeszcze boży wszelką świętość zdradzę.
Potem diabeł mi rychło porachuje kości.
Daj choć dzień jeszcze jeden, ten pełen miłości.

Wyznanie

Strasznym, niebacznym gestem, choć słowem niedbałym
Skruszyłbym ja twój powab, co wszędy jaśnieje...
Ja w duszy twą chcę kochać, a niech się zadzieje.
I niech mnie Bóg napomni gromem doskonałym.

Póki mi siły starczy przy tobie obcować,
Niech więc i Bóg odejdzie, i wszelka rodzina.
I gdy już sam ostanę, jak niebaczna trzcina
Licząc, że ty, jak kwiecie zechcesz mnie zachować.

A może nawet w dłoń swą brylantową schować
I patrzeć, jak drżę cały w potędze wspaniałej.
Wielka duszo gwiazd czystych przy duszy niedbałej,
Co liczy, że przy cudzie cień zacznie kiełkować.

Wołanie

Boże, w pustce swej
Spadam niezgłębionej,
Umysłem próbując się wspierać.
Nieba wypatruję Boże swą
Źrenicą pyszną.
O Boże, ratuj!

I nigdzie choć barwy jakiejś,
Choć głosu, a choćby pogardy
Dla duszy mej ciemnej.
Nigdzie nic o Boże,
Tak ciemno, tak smutno wokoło.

Boże, ile jeszcze tej przestrzeni
Niezmierzonej przejść zdołam,
By dotrzeć do bram twych niezgłębionych,
Do słów twych świętych a kojących
Duszę mą trawioną.
Boże!

Tak tedy z głębokiej nicości
Do Ciebie wołam.
O pomóż Boże, ja niebaczny,
Cichy, w sobie zagubiony.

Powitanie

Już statek wielki
A prędki rozrósł się
Wśród wód nieprzejednanych.

On wśród błękitów do
Portu podpływa.

Wyjdźmy mu, bracia, na spotkanie,
Bo pośród pustki morskiej,
Nieodgadłej marnym umysłem,
Tak łacno do rozmowy jakiejś,
A choćby twarzy człowieka milczącej.

Odpoczynek po wojażach dalekich na ziemi swojskiej a słodkiej

Już widzisz?
Tam, hen, przestrzenie nieobeszłe
Kłosów złocistych pełne.
Falują, niczym wody ucichłe
Po burzy nawale.

Hej, widzisz te dzieci z kosami,
Co w pola wyszły,
Nim słońce płomienne w pomarańcze
Niebo opasało?

To lud nasz, siła pracujący.
Dzieci ziemi, co matkę
Pielęgnować ruszyły.

Hej, zatrzymajmy się,
Wszak też ludźmi jesteśmy,
A choć nie z tej przeogromnej ziemi,
To i od Boga niebieskiego równe
Pochodzenie mamy.

Wycieczka

Patrz, aż tam po kresy,
Płoną błyskawice.
Boski gniew straszliwy
Czy też pióro zmarszczone
W jego mocnej dłoni?
...

Patrz, jak i ja,
Bo kiedy wśród chmur zamaszystych
I wichrów, wyjców upiornych,
Księżyc zimny widzę,
Mniej na uwadze, wierzę, że wszystko ucichnie.
...

Popatrz, już dnieje.
Jedźmy zatem ku słońcu, boskiemu orędownikowi.
Jedźmy ku tym chmurom płomiennym,
Chwalącym to dzieło.
Popatrz, jak się koń zrywa, jedźmy więc
Ku dniu nowemu, zwiastunowi
Dalszego życia, w podzięce za lepszy czas.