Translate

niedziela, 26 maja 2019

Dusza

Czy widziałeś, bracie,
Majaczący w dali
Księżyc biały, zimny.
Powiedz, czy zastanowiłeś się
Kiedyś nad duszą...

Nad jej ziemią jałową znaną tylko Panu.
I nad jej szczytami ostrymi, co ich
Nikt, prócz ciebie, nigdy nie przebyje.
Powiedz, czy zwiedziłeś już jej
Połacie nienazwane?

Ten świat złu oddał swoje berło ludzkie.
Niczym one, topi się w poczwarach mroku.
Dusza, dusza, bracie, w niej się Bóg ukrywa,
Wysadzając ją w ku niemu prowadzące znaki.

Powiedz, czy zastanowiłeś się kiedyś na duszą?
I nad szlakami jakie w niej prowadzą?

Ucieczką serca nasze

Widziałeś bracie szczyty
Pobielone w duszy swojej
Wyrosłe, by się w nich zgubić rychło,
O świecie Boga zapomnieć?

Tak i ja to widzę,
Uciekając w światy nieobeszłe,
Trwogą bujne, lecz i nadzieją płochą,
Że bojaźń większa mnie tu nie najdzie
I piękna widoku zbędzie.

Ucieczką, bracie, serc naszych ostępy.
Nadzieją, ich kraje niebezpieczne.
Pragnieniem mi wszystko, co w nich pochowałem
Przed nocą ciemną, przed słońcem płomiennym.

Tak i my, bracie, nie w złu ani w dobru
Swe dusze maczamy.
Uciekli do serc naszych na zawsze oddanych.
Nieznani ludziom, nieposłuszni Bogu,
Nieznający diabłów.

Stepy

Patrzę, dale nieobeszłe,
Nigdy z duszą ni stopą,
Ni z okiem człowieczym
Niewidziane.

Stepy ludzką trwogą niewzruszone
Ujść nie mogą spod zdziwienia mego.
Tak wielkie, nieodgadłe, że i ptactwo,
Co leci nade mną, zdaje się ich kresów
Nie spostrzec.

Tak tedy zawołam kogoś,
Głos z powrotem wróci,
Zagubiony, jak pies, co ku panu swemu
Zwraca w złej przygodzie.

I szukam cię Boże, lecz wiatry
Mi wtórują, gubię się,
A duszę nicość jakby złem jakimś przeszywa.
Jakąś trwogą, co wyrosła na bez życia ziemi,

Że szukając cię, Panie, ja szukam człowieka,
Co by mi rękę podał i duszę wzbogacił,
I głosu mi dodał żywego.

Refleksja

Czy widziałeś już niebo
Najpiękniejsze, białymi obłoki
Wykładane?
I cóż w tym niebie dojrzeć?
Zdaje się, dobro jakie.
Zdaje się, pocieszenie kojące.

Cóż to, gdy tu na ziemi zimnej
A ciemnej, człowiek, dzieło dnia,
Panowanie objął i twierdze nocy stawia
Niezrównane.

Cóż tedy na niebo patrzysz, bracie,
Sięgnij go ręką swoją?
Czy ci się to uda?
Czy Boga sięgniesz nieodgadłego?

Tak ja ci powiem, że w marze się taplamy,
W nadziei płochej duszy,
Gdy ciało w zło obrosłe
Do ziemi tej powiązane,
Ruszyć ku górze nie zdoła.

A dusza, bracie, nadzieją chudą,
Ludzką i wątłą się zowie.

Grzesznik

Mijałem rzesze grani nieobeszłych.
Gdzie jesteś, Boże?
Jak z ptaka lotu wysokiego
Końca wypatruję,
By w słońcu ognistym się spalić.
Do Ciebie idę.

I widziałem lasy rozłożyste, bujne,
Wabiące szumem kojącym,
Którym Ty drzewa przyprawiłeś.
I mijałem je, Boże, lecz próżno
Było Cię szukać.
Ty, Tyś jest wszędzie, a zawsze milczący.
Gdzieś jest, powiedz.
...

Bo i w serca swych okowach mroźnych,
Pysznych a rozdartych twego
Dzieła patrzyłem.
I szum straszny słyszałem, i uciekłem Boże.
Tyle zła we mnie nieprześcignionego,
Że iść dalej się lękam.

Tak szukam Boże twej ręki niepoznanej,
A wszędy dzieła wznoszącej,
Ja, dziecko twe, a kruche, niebaczne,
Lecz prawdy tajemnej szukające.
I faustycznym ruchem podążając
W zło wpadam nieprawe,
Lecz silniejsze, Boże,
I twierdze swe w sercu wznoszące,
Co wabią twą wizją szkaradną.

Tak ja, grzesznik, kulę się pod
Zła ciężarem i pod przestrzeniami twymi,
Rękę tylko wznosząc,
Lecz nie wiem, Boże, kto sięgnąć ma po nią.