Translate

niedziela, 17 lutego 2019

Mała Apokalipsa

Ogarnęły mnie telewizory.
Na wystawie...
Za szybami u ludzi.
W pokoju.
Wyrzucę, wróci następny.

Przejęły mnie,
Już wszystko o mnie wiedzą.
Nadal próbuję się schować.

Jak myszka siedzieć
Pod miedzą.

Lalki

W każdym możliwym czasie-
Ta jedna kawiarnia,
A kawiarka...
Tak pyszna, aż kawa smakuje.

Czasem znajdzie czas.
Wtedy rozmawiamy...
Rozmawiamy długo.
O wszystkim,
A tak, że zaniedbuje klientów.

A potem idę.
Obaj wiemy, że przyjdę znowu.
Każdy wraca do domku dla lalek.

Melancholia

O zmroku w parku
Siedzi grajek.
Nuci z gitarą...
Czasem coś trzyma
W ręce.

Ludzie mijają, gra...
A mi jakoś smutno.

W ciszy, w szeleście

Znów nie mam siły oddychać...-
Znęcam się nad słowem.
Pocieszenia.
Choć na chwilę przenieść się
Tam, gdzie nikt nie będzie mnie
Widzieć.
Nikogo zatem już nie ma...

Do bezkresnych łanów zbóż.
Do drzewa pośrodku.
A ja przy tym drzewie...
Liczę snujące się chmury.
Okalają mnie chrząszcze.
Szum liści...
A tam...
Tam horyzont i majaczące
Kontury lasów.

Nigdy nie będzie żniw.
Nigdy to nie dojrzeje.
Nie istnieje dla owoców.
Istnieje...,
lecz nie chcę jeszcze wychodzić.

Bo być może spotkam
Pleciony kapelusz.
Drobne ręce..., uśmiech.
Sukienkę.
Spotkam słowo i zrozumienie.

Ale obym zawsze mógł uciec.
I znów podziwiać sam zboża.
Sam dotykać drzew.

I sam zamykać oczy wśród
Snujących się chmur.
To czuje mnie w ciszy. W szeleście...

Niech taka będzie śmierć. 

Ogród

Ogród.
Maki, chabry,
Tulipany, truskawki,
Żonkile. Kaktus.

Drobny manifest

Och, psy, nie szczekajcie
Na mnie.
Jestem starszy niż myślicie.

Za mały, by warto
Było szczekać.

I za niecodzienny,
By po prostu przejść obok.

Cukrownik

Cukrowniku,
Obarczyłeś świat chorobą
Cukru.

Czy błagali o ciebie
W wiekach średnich?

Czy chcemy
Zgorzknienia?

Czy może cię nie poznaliśmy?
Jeszcze wystają nam głowy.

Zubożenie

Boże, czy
Polecimy razem na pegazie?

Czy ty wierzysz w pegazy?
Zobacz, jak zubożyłeś świat.

Ciąg dalszy

Znów bzyczenia.
Jeśli to czytasz,
Wiedz, że chcę odejść.
Powiesz- uciec i masz
Rację.
A więc chcę uciec.

Jeśli to czytasz, dziękuję,
Że czytasz.

Lecz odejść...
Uciec. Tak podobne.
Czym me życzenie...
Chwilą.
A czym my jesteśmy?

Nie spodziewam się niczego.
Chciałbym podziękować.
Mogę. Mogę to uczynić.

Chciałbym też ulecieć przez okno...,
Ale nie umiem latać.
Komu to znowu potrzebne?

Nie sądzisz?

Być może po śmierci,
Czujesz,
Być może tam latamy.
Tam lecimy.
Ale to tylko- być może.

Pory latania

Oblecz mnie ziemio...
I zakop.
Lecz daj żyć duszy.

Daj mi być ptakiem.
Pozwól latać.
I wybaw od skóry człowieczej.

Od bogów.
Od ludzi wszelkich.

Proszę o gniazdo.
O pióra.
O lot...

To puste słowa.
Ale lot.
Lot nie musi się kończyć...

Pióropusze

Wokół starca
I ławki, ustawiono
Bawiące się dzieci.

Te są, bawią się.
W wysiłku się męczą,

Pozostawiając gołębie...

Rojenia

Odejdźcie.
Precz sprzed mych oczu!

W marzeniu sennym
Niezgrabnie rysuję kontury.
Niezgrabny szkic sylwetki...
Wybacz.
Żaden ze mnie szkicownik.
Suknię.
Twarz...

Chcąc w niej się rozpłynąć...

Rankiem nic nie pamiętam.
Powiedz, że to było naprawdę,

Że sny też są wspomnieniem.

Kapelusz

Widzę, jak stoi
Smutna,
Jakby się żegnała.

Tak, na pewno się
Z kimś pożegnała.
Może czeka...
Nie wiem.

Ale widzę.
Ja czuję.

I chciałbym pocieszyć.
Podejść. Objąć.
Ale tylko w marzeniach się udaje...

Zasłaniam twarz kapeluszem.
I nic nas to już nie obchodzi.

Grób poety

Grób poety.
Taki jak inne.

Z tym,
Że najmniej poetycki.

Leży tam sobie
I skrobie do siebie...

O czym?
Nie wiem.

Rozterka

Mucha chaotycznie
Drapiąca w szybę.

I ja, z tą różnicą,
Że nie wiem
Czy chcę od ciebie uciec,
Czy dopiero do ciebie się
Dostać.

Wypatrujesz, kiedy
Przestaniemy bzyczeć?

Dojrzałość

Dajcie mi bawić
Się w piasku.
Ciągnąć za warkocze.

Będzie i czas...
W płaszczu, o lasce.
Zasłoniony parasolem.

I nie będziecie mnie widzieć.

Niezapominajki

Niezapominajki na grobie.
Za młode, by pamiętać...

Znak. Symbol.
Przechodniu, wiedz,
Że było pięknie.

Oczekiwanie

Młody chłopak
Wypatruje zza drzewa...

Jak co dzień biegnie
Do lasu.
Szuka jagód,
Co ładniejszych kwiatów.

On chrząszczy,
Zagubionych mrówek.

Pewnego dnia nie przyszła.
Pewnego dnia nie czekał.

Niepokój

To ogród.
To zbyt stare kolory.
Za stare róże.
Przesycone,
Nadschnięte.

To niedobry czas.
Co dzień wychodzi.
A jej kapelusz...
Nie chce być widoczna.

Więc nie będę już.
Nie będę o niej pisał.

Księżyc

Spreparowane hełmy
Okalają podniecone twarze.
Wzeszło zaniepokojone
Słońce.
Poderwane kruki...

Martwe drzewo wskazuje
Hybotliwą gałęzią ciszę...

Ostatnie mapy
Zabezpieczone.
Wejście. Pokład.
Odliczanie...

Pierwszy pot,
Pierwsza woda.
Marzenie spełnione.
Buhający ogień.

Kruki niespiesznie
Osiadły.
To nasza droga.
Nasze poznanie.

Ostatnie dymy.
Cisza, znów gałąź...
Majaczący punkt
Wcina się w nieboskłon.
Oczekiwanie...
... 

Żywoty chmur

Boję się odejść.
Ironia.
Zgasnąć.
Zapomnieć.
Rozlać się na
Nieboskłonie.
Nie chcę!

Chmurą.

Chmury milkną.
Dla siebie te tylko.
Choć piękne..
Piękne.

Chmury milkną.

Dla siebie tylko...

Nie chcę wracać!
I chcę tak ukrycie.
Lecz tu wrócić.
Nie!
Odejść nie chcę!

Żyć.
Świt!
Świtem życie.

Pisać chcę.
Kochać!
Bogowie...

Raduje mnie.
Męczy.
Boli.
Żyć i umierać dowoli!
Chmury.

Chmury milkną...

Zeszłoroczny sen

Nie śpię,
Marząc o tobie.
Żyjąc razem.
Wspólne chwile-
Obrazem.

Snem tylko.

Bzem wyschniętym.

Bezsenny,
By marzyć i w dzień.
By mieć,
By kochać.
Bezsenność?

To tylko sen,
prawda?

Sen zwiędły.
Wyschnięty...

Dość.

Nie!
Nie,
Nie chcę tego zapomnieć. 

Sen nocny

W moim wyśnionym
Baraku
Zwykłem przesiadywać
W niektóre sny.

Obrośnięty bluszczem.
Lasem. Dżunglą.
Dostającą się do mnie
Przez małe okienko...
Z wąziutkim szklanym mostem.

Niesfory

Jak jesienne
Liście klonu
Opadłe.

I jak szron.
I jak kruki
Jak zbladłe.

Wyblakłe.
Czucie.
Uczucie.

I w pantoflach.
We wszystkich.
W bucie.

Czy jak ja.
Nos, usta, para powiek.

Nie wiem, są.
Ich zabawką, człowiek.

Wiersz dla siebie

Piszę, licząc,
Że odczytasz to
W przyszłości.

Już to robiłem.
Tak sztuczne, lecz wiedz.
Czuję, prawdziwe.
Pewien czucia...

Widzę niebo, chmury.
Słońce.
Widzę swoją przeszłość
Widzę, nas, siebie.
Dziecko w rodzinnej wsi.
Wiem, wiedziałem wtedy.
Nie. Czuję.
To czuję.

Niebo, chmury,
Wieś, słońce.

A my unosimy się
W górze i na dole.
Ja jestem.

To niekształtne, chaos.
Nieważne.

Grunt żyj.
Żyj i o nic się nie martw.

Prośba

Ten wiersz.
To mój czas,
W którym napiszę
Pragnienie.
Gdzie zaleci, nie wiem.
Nie wiem, lecz czuję.
I pragnę.

Chciałbym dożyć
Miłości prawdziwej.
Miłości.

To są te słowa.
To pragnienie,
O które proszę.

Czas by kochać

To jest czas,
By kochać.

Skłamię, gdy powiem.
Jeszcze nigdy o tym
Nie marzyłem.

To czas, by kochać.

Zapomnieć o Bogu.
Świecie.
O zmartwieniach.
Bólu. Śmierci.

To jest czas,
By kochać.

A choćby i tamto wróciło.
To nieważne.
To teraz dla nas nieważne.
Proszę, powiedz to samo!
Lub nie mów.

Choć niekształtne słowa.
Uczucia!
Pisząc, tracę czas.

Ostatnie...
To jest czas,
By kochać...
... 

Cmentarz

Tu nie trzeba rymów.

Widziałem.
Młody chłopak.
Szczeniak.

Na cmentarzu
Oblizywał lody.
Upuścił.
Upuścił jakby od
Podmuchu wiatru.

Pamiątka.
Obietnica,
Że jeszcze tu wróci.

Interpretacja boskości

Źle zinterpretował
Biblię.
Stał się Bogiem.

Robi rzeczy straszne.
Rzeczy wielkie.
Ale i piękne
Po trosze.

Odpuszczenie

Starcze drzewo,
Obleczone czernią.

Chmara kruków
Wzbija się w powietrze.

A więc dzień
Czy noc to?

I czemu wciąż ptactwo?
Nie wiem.
Nikt nie chce powiedzieć.

Industrializacja

Drzewo.
Deski.
Papier.
Ołówek.
Poeta.
Wiersz.

Niespodziewane

To ja.
Nikt mnie nie
Rozpozna...
Dobrze.
Nikt mnie i nie znajdzie.
A ja...

Ja tylko
Chadzam sobie po
Krainie leśnych wróżek.
Gęsty las osłania
Cieniami tajemnice.

Nieraz, jakieś kolorowe...
Chwilowe pyłki.
Pewnie zaczarowane.
Trzepot skrzydeł.
To wróżka. Odkryte.

Muśnięcie.
Orzeźwienie.
Nie chcę!
Chcę, bo wiem.
Nieważne.
Grunt, wróżka zakochana.

I wszystko stało się
Zwyczajne.
Tajemnice poznane.
Ja wiem. Odkryłem.

Co powiecie na to?
Na zmysłową historię?
Zmyśloną!

Jak wyjść z tego świata. 
Śmierć.
Trzymają.
Uciec.
Co powiecie na to?
Na staranie w niemocy.

Jak Bóg, co
Nie chce zdradzić,
Co jest za drzwiami.

A kluczyk...
Znam Was, Poszukiwacze
Przydługiego wiersza.

Ja to samo...

Poznałem
Ten grunt,
nie mając już siły...
Nie chcę krzyczeć.
Zbyt proste.

W krainie leśnych wróżek
Skończyły się wróżki...

Niespodziewane. 

Spóźnienie

Wierzę w brzozę,
Która mnie obrasta.
I widzę topolę...
Największą topolę
We wsi.

Wieś.
Chodząc po lesie,
Boże,
Urodziłem się zbyt późno.

Rozumiesz?

Mogę sobie
Wyobrażać tych,
Co umarli.
Jednych, co w ciebie
Wierzyli.
I innych, co wierzyli
W samych siebie.
Ale mówiono mi,
Że ci wszyscy byli
Pięknymi ludźmi.

Pisząc na biało,
Teraz wierzę w brzozę.
Być może milczy.
Ale na nią.
Na nią się nie spóźniłem.

Słyszysz?

Bojący się żyć.

Ktoś

W pociągu
Spleśniały ktoś
Obdarty
Od wielkich rzeczy.

W pociągu ktoś,
Wierzy kto?
I tak nikt nie uwierzy.
Nie ucieszy.
I nie poczuje...

Póki tory wciąż pociąg pruje.
I nie widać spadających gwiazd.
I nie widać spadających gwiazd.

Imaginacja

Czy aby nie kocham za mocno?
Może za mało?
Za wiele?
Czy kochać w ogóle przestałem.

Snując się w noc nazbyt głośno.
A słysząc psalmy w kościele...
Wierzę.
I wierzę, kocham naprawdę.
Bo serce, dzienne katusze.

Nocą... w dłoń się zakradnę...
Wiesz.
Wiem, stąd się nie ruszę.
Tusząc... Kryjąc.

Próżne tu słowa. Pytania
Na polu jak czczego serca.
Stchórzę... Wciąż tchórzę.
Czy padniesz.
Pytania.
Wieczny niewierca.
Oszczerca!

Jakże, w ogóle istniejesz?
Wciąż inna i bez imienia?
Mijasz mnie- potok zbyt rwący.
Pusta- zbyt starcze marzenia.

Jakże więc miłość?
Jak szybko padłem w kajdanach.
Wiara.
Wierzenia!
Przerwy. Westchnienia.

To lalkarz, a ty- bezwolna.
Wolność. Kajdany.
Wolnością przesiąkam!
...

Jutro to jutro, dzień nowy.
Zapomnę, co dziś zapytałem.

Czy aby nie kocham za mocno?
Może za mało?
Za wiele?
Czy kochać w ogóle przestałem. 

Kompot wiśniowy

W letnim upale...
Nocą świerszczową
Lubię popijać
Kompot wiśniowy.

Niech tam klękają.
Płaczą. Błagają.
Śmieją się,
Tańcząc dla nieba.
Kruki. Bociany. Sowy.

W letnim upale...
Nocą świerszczową
Zwykłem popijać
Kompot wiśniowy.

Róże

W pięknym ogrodzie,
W cichym ogrodzie...
Zakwitły pąsowe róże.

Cicho. Nie spłoszcie
Ważek na oknie.
Bawmy się w deszczu
Wszystkim przekornie.

W pięknym ogrodzie...
W naszym ogrodzie
Zakwitły pąsowe róże.

Kluczyk do nieba

Kiedy widzę...,
Czuję.
Czuję cię- wiedzę.
Widzę- smakuję.
Nie wiem.
Widziałem.
Zmyśliłem.
Tak, chciałem...
Byłem. Miałem.
Cisza...

Po deszczu
Rozstępują się chmury.
Ukazują dziurkę.

Nie sięgnę za śmierć.
Nie sięgnę i te kilka metrów.
Nie sięgnę chmur.
Cóż za różnica...

Widzieć stos horyzontów.
Choćby i najpiękniejszych.
Najszczerszych.
Zuchwalszych.
Skromniejszych.
To baśnie.

Nic to.
Idźcie precz,
Gdy me życie
Jednej oddałem i skrycie
Wierzę.
Wierzę, wierzę szczerze,
Że kiedyś cię zobaczę.

Nie wiem. 
Ale czekam.
W niezgrabnych zdaniach.
Z wiarą
Wpatrując się w horyzonty...

Wędrówki nocą

Nic w tym...
deszczu się błąkam
I zimną nocą nasiąkam.
Wysiąkam.
Obsiąkam!
Obsiąkam!

Cicho!
To wyście.
Sfora.
To sfora.
A jaka zmora.
Ta sfora...

Skok.
Łapy i kieł.
Kieł.
Nie. Nie!
Już biel.
Nie, toż to jest zaciemnienie.
Mój umysł.
Umysł- westchnienie.
Ogołocenie.
Deszcz- oczyszczenie.
Więc zbawienie.
Tłuste wierzenie.
Zwątpienie.
A biel.
Bieli!
Bieli moja!

Kochana.
Cisza!

Pora wracać.