Translate

sobota, 23 marca 2019

Tam, pod starym jaworem

Tam, pod rozrosłym
Jaworem jestem...
Gram w coś sam ze sobą,
Ale już nie pamiętam,
W co dokładnie.
...

Wszyscy się rozeszli.

Fletnia

Uciekam tam, gdzie
Nikt mnie nie rozpozna,
Gdzie nikt za mną nie zawoła.
...

Niech wystarczy, że ja będę o sobie
Pamiętać.
Będę dla siebie nucił.

Zwierzenia

Boję się
Aż zapieje kur,
Zwiastun pierwszych promieni.
Ogarnia mnie nicość,
Całkiem ślepy na światło gubię drogę.
Wołam w przestrzeń o pomoc.
Obijam się o drzewa,
O chmary gałęzi.
...

Chcę wypatrzeć drogi,
Lecz widzę jedynie ciemność
I idę do tego, czego najbardziej się boję.
Do wiecznie ciemnej nocy.

Strach

Nawarstwiły się ciemne chmury.
Jest już całkiem czarno.
Boję się wyjrzeć przez okno.
Boję się długich, czarnych drzew.
Będą mnie wołać do siebie,
Zagarniać wijącymi gałęziami.
...

Wtedy cały świat zamilknie
I nikt mi nie pomoże.
Wtedy zostanę całkiem sam,
Patrząc się na tak szybko
Mijające chmury.
Tak, tu jest całkiem czarno
I bardzo się boję.

Słońce o zachodzie

Słońce jak wielka,
Leniwie spadająca gwiazda,
Co pali cały ocean.
...

Wszędzie jest tak pomarańczowo,
Coraz ciemnej...
Ciemniej...

Już prawie nie widać tam
W dali majaczących drzew.
Już tylko niezgrabne kontury.
Zlewają się...
Jak wszystko.
Jak ja...
...

Jak każdy kolejny zachód...

Pośród ciemności

Jak dobrze jest się nie bać.
Kiedy zapadnie noc,
Podziwiać pierwsze gwiazdy.
...

My chcemy do nich odlecieć.
Uciec.
To nasza prywatna ucieczka.
Nasze prywatne marzenie.
...

Uciec jak najdalej,
By pośród tej ciemni w ogóle
Nie było nas widać.
...

Chciałbym się nie bać
I może dlatego tęsknię do
Gwiazd, do nas,
Samotnych pośród ciemności.

Medytacja nocna

Kiedy zapadną
Brylantowe noce,
Wychodzę...
Tuż obok jest ocean.
Wielki, czuwający,
Który zdaje się wiedzieć o wszystkim,
Który zdaje się opiekować.
...

Brylantowa noc pełna gwiazd.
Cisza...
Ptaki trzepoczą skrzydłami.
Czas...
Czas...
...

Wejść.
I może, może już nigdy
Z niego nie wrócić.

Dzień po dniu

Dzień po dniu
Widzę twoje oczy,
Ale to ty, nie one,
Jesteś moim najskrytszym szczęściem.

Nadzieja

Dajcie mi panowie
Jakiś płaszcz, bym mógł
Przetrwać zimę.
Zima kryje się w moim sercu,
Tam, gdzie nie dotarły promienie
Albo jeszcze gdzie jest bardzo jasno.
Będzie to zimna biel.
Wszystko tam będzie zimne.
...

Wszystko będzie drżeć.
Ja muszę iść
Przez tę mroźną krainę,
Szukać jeszcze czegoś, co na
Zewnątrz nazywają nadzieją.
...

Pięknie jest mieć nadzieję.
Ale ja od panów wolę jakiś
Płaszcz na drogę.

Duże dziecko

Czasami wyjmuję
Mózg i zaczynam z nim rozmawiać,
Ale są to rozmowy dość kłótliwe.
Nie lubimy się wcale
I wolimy żyć w odosobnieniu.
...

Nie jest to jednak możliwe,
Lecz zanim ktoś oskarży mnie
O głuptactwo, dodam,
Że uwielbiam swój mózg.
Bawię sie nim, obowiązuję sznurkiem
I puszczam jak duże yoyo.

Dzień i noc

Wielki statek osiadł
Na pochyłej ciemni.
Wszędzie było ciemno,
Jakby całe przestrzenie wypełniła
Cicha, bezwietrzna noc.
...

Ktoś wyszedł,
Ktoś dał dowód człowieka.
Ktoś zrobił zdjęcie.

Na razie nic z tego nie wynikło.
Tu po prostu był człowiek,
Który szukał dnia.

Las

Gdzie jest tamta
Latarnia,
Płonąca pośród długich nocy,
Kiedy jest cisza
I nie słychać nic, prócz
Kołyszących się tu i tam oddechów.
...

Tu już nie ma latarni,
Bo i nie ma niczego ludzkiego.
I może to nawet lepiej
Móc pochodzić nocą po ciemnym,
Dużym lesie.

Czasami zabłądzić,
Może spytać o drogę...

Wygnanie

Chciałbym pójść do takiego świata,
Gdzie już nic mnie
Złego nie spotka.
Nic, co by obłapiło nagle,
Co by było niespodziewane.
...

Czy są jeszcze takie światy?
A cóż, jeżeli nie znajdę
Takiego po śmierci?

Odbiorę Bogu jego ziemię,
A jeżeli nie da,
Napiszę na koszulce,
Że jestem tylko niewolnikiem...
...

Wówczas razem nimi będziemy.
Słyszysz Boże?
Ściągnę nas na sam dół.
Do bardzo ciemnego świata.

Balony

Wszędzie są wielkie,
Wielkie kolorowe balony.
Pośród ciemnej nocy.
Pośród świecących gwiazd...
...

A ja...
Ja lecę w jednym z nich.
Lecę, hen, wysoko,
Ponad wielkimi górami.
Dotykam pierwszych świetlistych
I szpeczę im jedno słowo.
...

To wszystko, co po nas pozostanie.
Pamiętajcie, kiedyś do was dolecę.
Kiedyś powrócę.

Paprocie

Uschnięta paproć
Pamięta, kiedy wszystko było
Takie normalne...
Kiedy zakładało się buty,
Żeby gdzieś wyjść.
A każdy wiedział, dokąd idzie
I nic w tym mu nie przeszkadzało.
...

Kiedy podlewało się kwiaty,
Ot, tak, żeby po prostu rosły.
Wtedy właśnie...
...

Teraz, jak widać,
Wszystko jest uschnięte,
Ale nie jestem konserwatystą.
Specjalnie jej nie podlewałem
I zgubiłem moje ostatnie buty,
Też celowo.

Już żaden staruch nie podgląda
Mnie przez okno.
W ogóle już nikt o nic mnie nie podejrzewa.

Buty

Wszystko staje się czarne.
Najpierw była jeszcze biel,
Ale potem...
Potem czarne...
A w tym wszystkim były
Jeszcze zakurzone buty.
...

Nie wiadomo,
Do kogo należały.
Może były za małe.
A może ich właściciel już dawno nie żyje.
...

Nic z nich nie wyniknie,
Bo nikt już ich nie założy.
To były wcale ładne buty.
...

Zapaliłem świecę
I już na powrót było jasno.
Znów była zażółcona biel.

Zakurzone starocie

Nagle w pokoju było
Pełno wszelkich ludzi,
A wszyscy powiązani
Jakby wielkimi sznurami,
A nad nimi...
...

Nad nimi był wielki, stary
Magnetofon.
Zmuszeni go słuchać,
Rozmawiali.
Chcieli zagłuszyć.
Za wszelką cenę.
Krzyczeli!
...

Nikt nie chciał być zniewolony.
Ja też nie chcę.
Choć byłem związany całkiem mocno,
Gadałem o waniliowych lodach.
Wszyscy gadali o czymś innym.
I nikt siebie nie słyszał.

Ale nie było też słychać magnetofonu.
A ja to w ogóle byłem związany
Mocniej od innych.

Dusza

Wszędzie ciemno.
Czarne, upiorne drzewa
Wywijają ramionami.
Ciemno...
...

Moja dusza...
...

Tam leży jakaś gałąź.
Kręci się po czarnej ziemi
Pod ciemnym, granatowym niebem.
I mówi, że jest moją duszą.
...

Podpaliłem.
Oświetlam sobie nią drogę.
Ja, pielgrzym swego świata.
Idźcie!
Odejdźcie!
To mój świat.
Moja ciemność!
...

Jest noc...
Odleciały wszystkie ptaki.
Jestem całkiem sam.
Cisza...
...

Światło gaśnie.