Translate

piątek, 27 grudnia 2019

Ci, co żyli z nami za krótko

W wielkich ciemnych
Lasach jarzą czasami niepoznane
Historie, o których można mówić,
Że są tylko proste, bo ludzkie.
...

My poszliśmy z kompasem
I tobołkiem z termosem
I świeżymi kanapkami,
A także z przynętą na te wszystkie
Niezwykłości,
Które serwuje człowiek.
...

Do ciemnego wielkiego lasu
Weszli ci, co żyli tu jeszcze za krótko.

Gdzie dzień trwa całe życie

W świecie ludzkim,
Patrzyłem...,
Mrok.
Patrzyłem,
Gwiazdy.
I w tym wszystkim musiały być nasze dzieci.

W słońcu

W malowniczych barwach
Wschodu, jak z obrazu...,
Bawimy się na wielkich
Dla naszych rąk drzewach,
Jedząc i jedząc całe garście
Owoców.
I patrzymy na słońce,
I wcale nas nie oślepia.
I bawimy się,

A był wczesny ranek
I mieliśmy mokre stopy.

Świat pewnych ludzi

W pieśniach
Palącego wschodu
Rosną dzikie trawy.
I wozy ciągną... aż hen,
Gdzie cała ziemia ludzka
Styka się z tym wszystkim,
Co mamy jeszcze zobaczyć.
Płacze dziecko...
I ktoś mu musi coś zaśpiewać,
A nikt zbytnio śpiewać nie umie.
To tylko wozy, ciągną się... w dal wozy widzę
Na dzikich, dalekich trawach.

Nienawrócony

W wielkich miastach
Patrzę w górę...
Świat kona.
W lecącym w nas
Ognistym wyroku Boga
...

Patrzymy na rzędy naszych
Grzesznych dłoni,
Drzemy biblię...,
Choć i niektórzy ją nawet całują...
Ja ukryłem się z innymi
W ciemnej, ludzkiej norze.
...

A wśród palących gwiazd, patrzę,
Ktoś biegnie, kogoś woła...,
Ale już ani ja, ani nikt inny, kogo,
Nie słyszał.

Kompas o trzech kierunkach

W nocnej zamieci śnieżnej...
Patrzę świateł, znaków
Rozkładających się na niebie...
Mrok.
Ten owionął moją zlęknioną duszę.
On zabrał mnie do świata
Bez rąk i bez oczu
I ani tam człowieka,
Ani Boga nie ma,
Ani poznanych gwiazd.

Pożegnanie z Eldorado

W miejscach pięknych
W zachodzącym słońcu
Patrzę..., to ulatują ptaki,
A ja lecę z nimi..., choć
Mając zamknięte oczy.
Te mijają, są za szybkie,
A tak prędkie, że budząc się,
Przerażony, odkrywam...
Nie umiem latać.

Przeddzień potopu

W miejscach ludzkich
Pragnień zgubiliśmy
Całe powodzie
Wyrwanych włosów,
Zrobiliśmy z nich łódki
I popłynęliśmy szukać świata,
Gdzie to wszystko nam na powrót
Odrośnie.

Kolęda dla ludzi

Uważajcie piękni
I świetliści, bo ktoś
Z was spadnie tam w dół
I nikt was nie podniesie.
...

Będziecie sami po granicę świata...
I tylko tam mogący rosnąć,
Padniecie.
A ja będę patrzył na was z gór ludzkich,
Jako wasz stwórca i pan.

Apostoł wraca do domu

W czasach świętych miejsc
Znalazłem kilka budynków rosłych,
Świetlistych w nocy,
Pod którymi zasnąłem,
Bojąc się ciemności...
A były one zamknięte.

Lampki choinkowe

W miejskich domach
Zeszłego świata dało się
Słyszeć dalekie..., ulatujące w boży
Świat słowa, które dla nas z czasem
Umierały.
...

W moim i twoim świecie
Już nie ma takich domów
I nie ma słów, które by z czasem
Mogły gdzieś tam ulecieć..., bezskrzydłe.
A choćby umrzeć gdzieś w starych głowach.

Ludzie- Anioły

W pierwszych miejscach
Dopiero co zrodzonych ludzi
Widziałem nurt...,
Który prowadził aż tam do możliwości,
Których poznać nie mogłem.
Byłem późnym człowiekiem.
...

Spojrzałem w górę...,
Zobaczyłem zimne, ćmiące groźnie
We mnie słońce, odszedłem...
I wróciłem.
Bo nie jestem jak z dawno astrologiem.

Demon z zeszłej niedzieli

W wyschłych już dla
Oczu porach zeszłego dnia,
Może mi się zdaje,
Widziałem anioła w płaszczu
I w czarnych trzewikach.
Ten stał obok wielkiego, aż pod czerniejące
Naraz niebo, krzyża.
Ja spytałem się, co ten tutaj robi.
On zgasił, lekko dusząc niedopałek, cygaro.
Poklepał mnie po ramieniu
I poszedł do w nocy roztwartej tawerny
O jego właśnie imieniu,
Nie pamiętam...
...

Ja pobiegłem za nim,
Aż zbudziły mnie złote promienie ranne
Kolejnego ludzkiego tygodnia...

Nie wydałem jednak tej nocy ani grosza.

Nocnymi ścieżkami

W nienazwanych zakamarkach
Zimowej nocy
Wyszliśmy w pogoń odległego
Wschodu... wprost do ludzkich parków,
Choć żadne z nas prawnie
Nie mogło choćby przegonić zbyt
Wcześnie szturchniętej muchy.
...

Biegliśmy tak daleko,
Aż dogoniliśmy słońce.
Było wielkie...,
Jakby miało oślepić,
Lecz nie oślepiało.
A my..., jakbyśmy jaśnieli i jakby jaśniały
Szturchnięte z nami muchy, tak wolne,
Że i nam się biec odechciało, a zresztą...
...

I tak rannym oczom ukaże się dzień,
A na okrytej szronem ławce dwa stare,
Mrozem skute
Ludzkie posągi.

Przyjaciel od Boga

W pięknych porach
Krótkich zimowych wieczorów
Widziałem długich ludzi,
A nim zdołałem zdać sobie
Choćby sprawę, to mijają mnie cienie,
Zacząłem z nimi rozmowę...
...

Kończyło się ludziom słońce,
A zdania układały się nam na całą,
Długą noc,
Bo obiecali, że, nieobecni dla oczu,
Zostaną.

Król motyli

W piękniejszych
Swych latach życia
Spotkałem kogoś,
Kto mi dziękował, jakby
Chciał mi podziękować.
A ja coś zrobiłem, na pewno coś,
Choć teraz sobie nie przypomnę
Lub tak naprawdę nie chcę o tym mówić.
...

To wraca do mnie w snach
I w nich rozsiewa słońce.
Jest późna wiosna...
Późną wiosną
Wracają motyle.

Winobluszcz o dwóch korzeniach

W ciemnych grudniowych
Miejscach
Dostaliśmy się lotem,
Jakby sennym, do naszych
Wspólnych pór, które
Każde z nas już chyba dawno
Pogrzebało, nie paląc
Tym świeczek.
...

One rosną...,
Póki nam wierzą w światło,
W jeszcze następny wschód,
A choćby ten nie miał się skończyć
Zmierzchem.

Bożek Bachus

W cichych miejscach,
Gdzie nie zajrzy oko,
Złowiłem piękniejszą głowę.
I za gałęziami, które
Udostępnili mi poszukiwacze lepszych dusz,
Złożyłem kobietę.
Ona wstała,
Spojrzała się na mnie...
I nie mogła nic więcej powiedzieć.

Portret mojego króla

W cichym nocnym
Półświecie ze starych już snów
I z na wpół realnych opowiadań
Wysnułem lepszy
Obraz samego siebie.
I powiesiłem go sobie nad łóżkiem.
...

Potem poszedłem... w stronę
Jaśniejących przestrzeni,
Bo wschodziło słońce.
Podbiegli do mnie ludzie...
I zanieśli, gdzie wszyscy z nas śpią.
Tak mówią...

Rewolucja starych ludzi

W wielkich miastach
Nocą wskazywaliśmy
Sobie tam w dali jaśniejące
Rakiety...
Lecz, że to one, dowiedzieliśmy się
Już dawno, jak dawno po śmierci.

Legendy miejskie

W wielkich miastach
Na nieznanej mi północy
Podobno są i tacy,
Którzy paniom dają
Całe piękne światy, które mogłyby
Jeszcze powstać,
Te zrobione są zawsze z bursztynu.

Bursztynowy człowiek

W zimnej grudniowej
Nocy idę..., a jakby szły
I ze mną w parze rosłe,
Wystrojone światłem drzewa...
...

Światła ludzkie i..., gdzie spojrzę,
Ciebie widzę, a jakby
W blaskach cień długi,
Ten ciągnie się
Przez mą całą drogę...
Ta nie wiem, gdzie się kończy.
...

Wiem jednak to,
Te drzewa i Ty...
To wszystko do pierwszych świateł dnia.
A ja pójdę dalej.

Świat po drugiej stronie dnia

Z miejskich
Ośrodków Czułego Słuchu
I Dobrych Twarzy
Uciekłem,
Idąc w odległe jaśniejące
Od starszych gwiazd noce,
Do złotych budowli,
Gdzie twarze są zbyt biedne,
By weń patrzeć,
A oczy ważniejsze od naszych
Pięknych uszu.

Dzikus

W dobrych i bożych misjach
Ludzkiego świata
Uciekamy do zielonych
Przestrzeni o tylko naszych nazwach,
By stopić się w nich z kolejnymi
Latami niepoznanych...
By stworzyć ogień...
I przywołać dymy
Z dawnych nam tylko dobrych nocy
I złożyć je w pamiątce,
Że jesteśmy,
Nasz wielki Świecie.

Dorobek kilkunastu trybów

W wielkich światach ludzkich
Znalazłem kieszonkowy zegarek.
I pobiegłem do domu zobaczyć,
Która godzina.
Sprawdziłem... Nastawiłem.
I poszedłem dalej przez niezmierzony,
Stary, ludzki świat.

Wizytówka dla pozostałych

W cichych westchnieniach
Tamtejszych, już
Z dawna ludzkich, światów,
Tworzymy nowe, wielkie
I coraz większe budowle,
Które nam świecą.
Chowamy tam siebie,
By nigdy już nie zobaczyć słońca,
Ale nie jest ono wcale nam
Nawet potrzebne...,

Bo kochamy się wszyscy
I wszystko jest nam dobre.

Eden panów i pań

W miejskich
Parkach ludzkiego świata
Usłyszałem głośnie przestrzenie
I pobiegłem...

A w nich ujrzałem
Drobne spełnienia mych zamkniętych
Głęboko marzeń.
I zostałem tam na zawsze...
...

Dobrzy ludzie, zanieście mi chleb.
Tu wcale nam nic nie rośnie.

Wniebowstąpienie

W cichych miejscach
Człowieka
Potarłem zapałkę...
I stało się jasno,
I zajaśniały mi wszelkie słońca...
Przyszli do mnie bogowie
I całkiem ładne boginie
Wszelkiej maści i wszelkich
Kolorów oczu..., choć
Podobały mi się bardzo konkretne.
I oślepłem na to,
Co roztaczali pod moimi stopami.
...

Odszedłem wraz z nimi
W niepoznaną dla ciała dal...
Słońca powoli gasły...
I nastała ciemność.

Prometejskie instynkty

W wielkich miastach
Zagubiłem swój pęczek latarni-
Moje własne światło w ciemnej
Mej drodze...
Idę po pustych, rozmokłych
Od porozrzucanych płaszczy, ulicach,
Szukając fioletowych, czerwonych,
Po prostu kolorowych sukienek,
Jakie można zobaczyć w promieniach
Moich latarni na moim małym pęczku
I jakie już kiedyś dawno,
 gdy jaśniało, widziałem.
Jest ciemno... Jest strasznie ciemno
I całkiem nic nie widać.
Nie mogę wyjść z miasta.
I bardzo się boję.

Stary dom młodych

W długich ciemnych nocach
Suną kształty
Długich chmur, stworów nocnego nieba...
Nieopodal, widzę...
Nadgryziony jasnymi
I tymi zaciemnionymi
Ludzkim czynem latami...
Ale... i tak nikt nigdy nie wiedział,
Co to za dom lub nikt nigdy
Nie był go zbytnio ciekawy.
...

I wziąłem moich kolegów...
Weszliśmy i zapaliliśmy
Przyniesione skądś lampki.
I na powrót wszystko ujrzeliśmy...

Ciepłe wspomnienia z dni ludzkich

W głośnych rozmowach
Nocnych łapiemy skrawki ciszy
I ciepłego kominka, w który
Możemy to wszystko rzucić
I całkiem wszystko spalić.
...

W cichych dniach szukamy
Długich cieni ludzi, którzy
Przechodzą i na których
Czasem padnie nieświadome
Nas słońce.

Jaskinia pełna ludzi

W przeddzień wielkich
I strasznych dni włączamy
Nasze własne latarki...
I świecimy nimi sobie po oczach,
By nie zapomnieć światła.
I by marzyć o nim,
Gdy opadnie zmrok.
Marzyć na lepszy czas.