Ja uciekłem hen, precz,
Do rajskich motyli.
Patrzę...
One lecą..., obsiadając czubki
Naszych nosów, bo
Byli tam i inni nasi znajomi.
...
Przyjdzie nam taki czas,
Padnie zmrok.
Widzę...
On pochłonie nas i rajskie
Nasze motyle, tak, że nie
Spostrzeżemy czubków naszych nosów.
...
W ten nieznany mi czas pamiętaj,
Że siebie znaliśmy.
I, proszę, mów mi- znajdziemy siebie-
Tak jak nas rajskie znalazły motyle.
Jeśli miałbym porównywać z czymś zapach miłości, porównałbym go z zapachem kwitnącej wiśni.
Translate
poniedziałek, 30 grudnia 2019
niedziela, 29 grudnia 2019
Złota klatka
Zleciałem na wielką,
Jarzacą się w nocy ciepłem,
Polanę, a ta... wielka, lub na taką
Wyglądała tylko w nocy,
Że można się było zgubić...
I patrzyłem w jej jarzące się oczy...,
Patrzyłem, szedłem...
A ze mną szli ludzie tacy,
Co noszą długie do kolan płaszcze
I tacy też, co ubierają pociemniałe od siebie
Sukienki...
Byli tak daleko...
To było tak wielkie,
Że nikt na siebie nie wpadał.
Jarzacą się w nocy ciepłem,
Polanę, a ta... wielka, lub na taką
Wyglądała tylko w nocy,
Że można się było zgubić...
I patrzyłem w jej jarzące się oczy...,
Patrzyłem, szedłem...
A ze mną szli ludzie tacy,
Co noszą długie do kolan płaszcze
I tacy też, co ubierają pociemniałe od siebie
Sukienki...
Byli tak daleko...
To było tak wielkie,
Że nikt na siebie nie wpadał.
Mający skrzydła
Mając skrzydła,
Patrzę na wielkie,
Rozciągłe aż tam w dal...
Przestrzenie boże, które dziś
Właśnie pokryją się dla nas nocą...,
Tak mówią...
Ta rozciągnie się wokół naszych głów.
My...,
Boży badacze tego, co nigdy
Ma się nie wydarzyć,
Trzymamy w dłoniach swe małe,
Skitrane po kieszeniach lornetki
Ze szczerego złota...,
Które ktoś nam dał, pamiętam...,
Gdy nie patrzył Bóg.
Patrzę na wielkie,
Rozciągłe aż tam w dal...
Przestrzenie boże, które dziś
Właśnie pokryją się dla nas nocą...,
Tak mówią...
Ta rozciągnie się wokół naszych głów.
My...,
Boży badacze tego, co nigdy
Ma się nie wydarzyć,
Trzymamy w dłoniach swe małe,
Skitrane po kieszeniach lornetki
Ze szczerego złota...,
Które ktoś nam dał, pamiętam...,
Gdy nie patrzył Bóg.
Obserwacje
Gdzieś tam, słuchaj...,
W ciemnej, soczystej dali...
Patrz ze mną.
Patrz, bo za wielką szybą
Świata możemy
Wypatrzeć gwiazdy.
...
A gdy już je zobaczysz...,
Mów mi o nich
I mów wszystkim tym,
Którzy nocą wpatrują się sami
W górę..., szukając
Widzących ich oczu.
W ciemnej, soczystej dali...
Patrz ze mną.
Patrz, bo za wielką szybą
Świata możemy
Wypatrzeć gwiazdy.
...
A gdy już je zobaczysz...,
Mów mi o nich
I mów wszystkim tym,
Którzy nocą wpatrują się sami
W górę..., szukając
Widzących ich oczu.
sobota, 28 grudnia 2019
Gdzie dzień styka się z nocą
W odległych czasach gwiazd...
Szukamy lasów...
I wielkich drzew,
Na które będą mogły wspinać się
Aż tam małe dzieci.
...
Mijamy całe przestrzenie rosłe...,
Których nie objąłby nam żaden
Pan, ani żadna jakakolwiek pani.
Jest ciemna noc, widzę...,
A, gdy wzejdzie słońce,
Przyjdą ci mali, co nie gościli za długo
W świecie dużego człowieka.
Szukamy lasów...
I wielkich drzew,
Na które będą mogły wspinać się
Aż tam małe dzieci.
...
Mijamy całe przestrzenie rosłe...,
Których nie objąłby nam żaden
Pan, ani żadna jakakolwiek pani.
Jest ciemna noc, widzę...,
A, gdy wzejdzie słońce,
Przyjdą ci mali, co nie gościli za długo
W świecie dużego człowieka.
Worek z dobrą twarzą
W przeddzień zimnej
I ludziom długiej nocy...
Znalazłem starą panią.
Ta szła w ciemniejące chwile do domu...,
A sprzedawała i mi,
I innym z nas twarze.
Dziś jednak... całkiem nie wziąłem
Pieniędzy.
I nie mogłem kupić tej właśnie konkretnej,
A była ładna, z odrobiną litości
Na ustach, w oczach i nieco na policzkach.
...
I poszedłem do domu,
Ciemniało...
I nastawał zmierzch.
I ludziom długiej nocy...
Znalazłem starą panią.
Ta szła w ciemniejące chwile do domu...,
A sprzedawała i mi,
I innym z nas twarze.
Dziś jednak... całkiem nie wziąłem
Pieniędzy.
I nie mogłem kupić tej właśnie konkretnej,
A była ładna, z odrobiną litości
Na ustach, w oczach i nieco na policzkach.
...
I poszedłem do domu,
Ciemniało...
I nastawał zmierzch.
Pierwszy i ostatni
W niepoznane i innym ludziom
Ni gwiazdom też noce,
Zbudowałem swój duży samolot,
By przeniósł mnie
On w me marzenia senne...,
Tułające się w zmęczonych
Oczach nad ranem.
...
On mnie wzniósł,
Ja leciałem..., jakby rzucony
Czyjąś silną ręką.
A w końcu, nie widząc ludzi,
I siebie nawet nie widziałem.
Dokładnie sprawdzając, szczęście,
Nie zabrałem lustra.
Ni gwiazdom też noce,
Zbudowałem swój duży samolot,
By przeniósł mnie
On w me marzenia senne...,
Tułające się w zmęczonych
Oczach nad ranem.
...
On mnie wzniósł,
Ja leciałem..., jakby rzucony
Czyjąś silną ręką.
A w końcu, nie widząc ludzi,
I siebie nawet nie widziałem.
Dokładnie sprawdzając, szczęście,
Nie zabrałem lustra.
Drzwi ze starego drewna
W wielkich, odległych
Krainach z nocnego, wysokiego
Dla człowieka lotu...
Ujrzałem niezmierzone przestrzenie
I ciemne jeszcze bardziej, i jaśniejsze
Nieco, które będziemy mogli odkryć...
...
Poleciałem...,
Ale szybko naraz zawróciłem,
Bo jak na razie było mi całkiem
I ciepło, i dobrze.
I nie chciałem wiedzieć.
Krainach z nocnego, wysokiego
Dla człowieka lotu...
Ujrzałem niezmierzone przestrzenie
I ciemne jeszcze bardziej, i jaśniejsze
Nieco, które będziemy mogli odkryć...
...
Poleciałem...,
Ale szybko naraz zawróciłem,
Bo jak na razie było mi całkiem
I ciepło, i dobrze.
I nie chciałem wiedzieć.
Lot daleki do Boga
W barwnych mgłach nocnych,
Zdawać by się mogło,
Nieskończonych i po nienazwane
Przez ludzi horyzonty...
Wzleciałem,
Patrząc mi lepszych światów.
A w tej drodze niebieskiej
I milach, jakie na pewno pokonałem,
Nie było ani jednej stałej i twardej
Przestrzeni, gdzie mógłbym wylądować
I odpocząć...
Kończyło się paliwo...,
Opadłem.
I przygarnęli mnie ludzie.
Zdawać by się mogło,
Nieskończonych i po nienazwane
Przez ludzi horyzonty...
Wzleciałem,
Patrząc mi lepszych światów.
A w tej drodze niebieskiej
I milach, jakie na pewno pokonałem,
Nie było ani jednej stałej i twardej
Przestrzeni, gdzie mógłbym wylądować
I odpocząć...
Kończyło się paliwo...,
Opadłem.
I przygarnęli mnie ludzie.
Powrót z dalekich dróg
W wielkich przestrzeniach
Ciemniejącego lata...
Mijałem w swym locie długim
Grupkę małych dzieci,
Bawiących się na drzewach obok
Spokojnego strumienia...
...
W latach już mi jakże dalszych
Ujrzałem to samo miejsce,
Starszy, a jednak utkwiło
Mi ono w mej cichej, prywatnej pamięci.
Pobiegłem...
...
A w wielkich przestrzeniach
Ciemniejącego lata...
Stało tam rosłe, w dal
Wielkie, świetliste, ludzkie miasto
I zakaz, całkowity zakaz lotu.
Ciemniejącego lata...
Mijałem w swym locie długim
Grupkę małych dzieci,
Bawiących się na drzewach obok
Spokojnego strumienia...
...
W latach już mi jakże dalszych
Ujrzałem to samo miejsce,
Starszy, a jednak utkwiło
Mi ono w mej cichej, prywatnej pamięci.
Pobiegłem...
...
A w wielkich przestrzeniach
Ciemniejącego lata...
Stało tam rosłe, w dal
Wielkie, świetliste, ludzkie miasto
I zakaz, całkowity zakaz lotu.
Łapiący motyle w deszcz
W wielkich ludzkich światach
Widziałem, jak ktoś,
Kogo wcale nie znam,
Upuścił swą siatkę na motyle.
...
Ja, badacz dobrego smaku,
Chciałem mu podać,
A może i powiedzieć
"Dzień dobry panu, chyba coś
Pan zgubił...",
Ale już jak dawno widziałem
Zostawione yoyo, lalki...
I uśmiechnięte misie.
...
I ja się uśmiechnąłem,
I poszedłem dalej.
Kraina Deszczowców
Na wielkim moście
W deszcz stoję pośród
Ciemniejącego nieba.
I w marach swych rosnę
Do świetlistych, pełnych
Mego spełnienia krain,
W którym są i moje,
I inne przyjazne mi głosy.
I życie, które chciałbym schować
Gdzieś głęboko
I już wcale od siebie nie puszczać.
...
Aż skończy się deszcz.
W deszcz stoję pośród
Ciemniejącego nieba.
I w marach swych rosnę
Do świetlistych, pełnych
Mego spełnienia krain,
W którym są i moje,
I inne przyjazne mi głosy.
I życie, które chciałbym schować
Gdzieś głęboko
I już wcale od siebie nie puszczać.
...
Aż skończy się deszcz.
Z map kreślonych małą dłonią
W świeckich miastach
Pełnych małych i większych gwiazd
Uleciałem..., jako dziecko,
Od, w noc cichą oblekłych, ludzkich,
W dal rosłych światów.
...
Jakbym nigdy tu już nie postawił stopy...,
Wróciłem,
Jak wyrosła mi broda,
Do w dal ciemniejących, ludzkich miast...
I założyłem i kapelusz, i całkiem
Na miarę uszyty mi garnitur.
I poszedłem ulicą ciemną, patrząc,
Jak w jaśniejące i mniejsze,
I większe, jak pamiętam, gwiazdy
Ulatują ci, potrafiący latać.
Pełnych małych i większych gwiazd
Uleciałem..., jako dziecko,
Od, w noc cichą oblekłych, ludzkich,
W dal rosłych światów.
...
Jakbym nigdy tu już nie postawił stopy...,
Wróciłem,
Jak wyrosła mi broda,
Do w dal ciemniejących, ludzkich miast...
I założyłem i kapelusz, i całkiem
Na miarę uszyty mi garnitur.
I poszedłem ulicą ciemną, patrząc,
Jak w jaśniejące i mniejsze,
I większe, jak pamiętam, gwiazdy
Ulatują ci, potrafiący latać.
W poszukiwaniu dobrych dusz
W miejskich
Obrzeżach, gdzie panuje zachód...,
Widziałem, jak zza ciemnych
Granic rosłych, ludzkich miast...
Wychodzą dzieci, by bawić
Się w słońcu, choć tam panuje noc
I choć wszyscy już od lat
Tak naprawdę
Są w łóżkach.
...
Nikt o tym nie wie, a i ja nigdy
Nie przypuszczałem,
Póki nie wzrosło mi w oczach
Wielkie słońce..., oślepłem,
Nie mogąc dojrzeć swego świata.
Obrzeżach, gdzie panuje zachód...,
Widziałem, jak zza ciemnych
Granic rosłych, ludzkich miast...
Wychodzą dzieci, by bawić
Się w słońcu, choć tam panuje noc
I choć wszyscy już od lat
Tak naprawdę
Są w łóżkach.
...
Nikt o tym nie wie, a i ja nigdy
Nie przypuszczałem,
Póki nie wzrosło mi w oczach
Wielkie słońce..., oślepłem,
Nie mogąc dojrzeć swego świata.
Na późne lata
W światach, gdzie można znaleźć
Lepsze wspomnienia w grudniu,
Zaprowadziliśmy swe najmłodsze
Dzieci i wykupiliśmy
Dlań wszystkie nam znane dni świąt.
By im starczyło do zmierzchu
I gdy nastanie u nas noc.
Lepsze wspomnienia w grudniu,
Zaprowadziliśmy swe najmłodsze
Dzieci i wykupiliśmy
Dlań wszystkie nam znane dni świąt.
By im starczyło do zmierzchu
I gdy nastanie u nas noc.
Ośrodek lepszych nas
W miejskich ośrodkach
Szczęśliwszych Od Nas Ludzi
Wykupiłem całodobowe pakiety.
I leczyli mnie, i w wielkich parkach
Tego świata chodziłem,
Potykając się co i raz o nowe wątpliwości.
...
Myślałem o tym od dni krótkich
Do długich, mroźnych nocy.
Zrobiłem długą listę..., już zresztą
Nie pamiętam, co było na niej
I nie pamiętam już, co tutaj
W swych czasach robię.
Widzę, chodzę po wielkich parkach.
Potykam się i chodzą wraz ze mną
Ludzie.
Szczęśliwszych Od Nas Ludzi
Wykupiłem całodobowe pakiety.
I leczyli mnie, i w wielkich parkach
Tego świata chodziłem,
Potykając się co i raz o nowe wątpliwości.
...
Myślałem o tym od dni krótkich
Do długich, mroźnych nocy.
Zrobiłem długą listę..., już zresztą
Nie pamiętam, co było na niej
I nie pamiętam już, co tutaj
W swych czasach robię.
Widzę, chodzę po wielkich parkach.
Potykam się i chodzą wraz ze mną
Ludzie.
Potomek człowieka
W latach niepomiernie
Ciemniejszych, niż na jakie
Stać jest człowieka,
Szukamy jaśniejących obszarów
Nieba
I tam w dali lecących ptaków.
...
Nic jednak nam nie leci,
Bo nic nie ma już w świecie
Samego człowieka
Prócz drobnych, zapomnianych
O swoim kolorze zabawek,
Topionych w ludzkich światów
Błotach.
Ciemniejszych, niż na jakie
Stać jest człowieka,
Szukamy jaśniejących obszarów
Nieba
I tam w dali lecących ptaków.
...
Nic jednak nam nie leci,
Bo nic nie ma już w świecie
Samego człowieka
Prócz drobnych, zapomnianych
O swoim kolorze zabawek,
Topionych w ludzkich światów
Błotach.
Atlas moich obsesji
W miejskich ogrodach świetnych
Zapomnieliśmy, a wszyscy, o tym,
Co moglibyśmy tu jeszcze weń zrobić.
I bawiliśmy się we wciąż młodym słońcu,
I było nam dobrze, jak świetne
Były nasze w miastach wyrosłe ogrody.
...
W czas, gdy naszły w nim poszarzałe
Chmury, ujrzałem drobną, chudą
Alejkę, a tam, patrzę, wszyscy wszystko cięli
Długimi, wychudzonymi rękami,
A podobno przez długi,
Nieznany nikomu czas
W świetnych w miastach naszych wyrosłych
Ogrodach...
Uciekłem.
Zapomnieliśmy, a wszyscy, o tym,
Co moglibyśmy tu jeszcze weń zrobić.
I bawiliśmy się we wciąż młodym słońcu,
I było nam dobrze, jak świetne
Były nasze w miastach wyrosłe ogrody.
...
W czas, gdy naszły w nim poszarzałe
Chmury, ujrzałem drobną, chudą
Alejkę, a tam, patrzę, wszyscy wszystko cięli
Długimi, wychudzonymi rękami,
A podobno przez długi,
Nieznany nikomu czas
W świetnych w miastach naszych wyrosłych
Ogrodach...
Uciekłem.
Łowca uśmiechów
W miejskich Alejach
Dobrych Życzeń
W nocy, gdy nikt nie patrzy,
Zostawiamy na drobnych,
Wyrwanych zeszytom kartkach,
Nasze drobne marzenia,
A tak lekkie..., patrzę, że nie wiem,
Czy jakieś tam w dal nocy nie uleci.
...
A gdy jaśnieje już słońce..., zwiastun
Spełnionych nadziei, wyglądają, patrzą...
I ja wyglądam przez okno.
I nic tam już nie ma.
Wszyscy się uśmiechają, drobnie...,
By nikt tego nie spostrzegł
I idą wszyscy, i ja idę
W swój ludzki, prosty czas...
...
Czasami zza jakichś
Rogów, których nie objął ranek,
widziałem schowanych wiele rzędów
Mioteł.
Ale poszedłem,
Bo nie chciałem tam patrzeć.
Dobrych Życzeń
W nocy, gdy nikt nie patrzy,
Zostawiamy na drobnych,
Wyrwanych zeszytom kartkach,
Nasze drobne marzenia,
A tak lekkie..., patrzę, że nie wiem,
Czy jakieś tam w dal nocy nie uleci.
...
A gdy jaśnieje już słońce..., zwiastun
Spełnionych nadziei, wyglądają, patrzą...
I ja wyglądam przez okno.
I nic tam już nie ma.
Wszyscy się uśmiechają, drobnie...,
By nikt tego nie spostrzegł
I idą wszyscy, i ja idę
W swój ludzki, prosty czas...
...
Czasami zza jakichś
Rogów, których nie objął ranek,
widziałem schowanych wiele rzędów
Mioteł.
Ale poszedłem,
Bo nie chciałem tam patrzeć.
Paciorki na nitce od spodni
W ciemniejący zachodach,
Starcach dnia i przodkach
Nieznanych nam jeszcze nocy...,
Jestem.
Ja patrzę się w dal ciemniejącą...
I słucham, zewsząd, słyszę ludzkie
Głosy...
Naraz uleciały ptaki, by stopić się
Z tonącym w ludzkich ziemiach słońcem.
Otworzyłem oczy..., wiedząc już,
Rozmawiałem z Bogiem.
Starcach dnia i przodkach
Nieznanych nam jeszcze nocy...,
Jestem.
Ja patrzę się w dal ciemniejącą...
I słucham, zewsząd, słyszę ludzkie
Głosy...
Naraz uleciały ptaki, by stopić się
Z tonącym w ludzkich ziemiach słońcem.
Otworzyłem oczy..., wiedząc już,
Rozmawiałem z Bogiem.
Motyl na sznurku z jedwabiu
W zaciemnionych jeszcze
Niepoznaną nocą miejscach
Puszczamy w dal...,
W spoglądające na nas gwiazdy,
Nasze małe życzenia,
A te fruną tam...,
Jak drobne, na wpół żywe motyle.
Te żyć będą nam tak długo,
Jak im pozwolimy. Pamiętaj...
Będziemy w dnie nasze i noce
Więksi, one lecieć tam będą...
I świecić, i szukać, głupie,
Spadających gwiazd.
Niepoznaną nocą miejscach
Puszczamy w dal...,
W spoglądające na nas gwiazdy,
Nasze małe życzenia,
A te fruną tam...,
Jak drobne, na wpół żywe motyle.
Te żyć będą nam tak długo,
Jak im pozwolimy. Pamiętaj...
Będziemy w dnie nasze i noce
Więksi, one lecieć tam będą...
I świecić, i szukać, głupie,
Spadających gwiazd.
piątek, 27 grudnia 2019
Ci, co żyli z nami za krótko
W wielkich ciemnych
Lasach jarzą czasami niepoznane
Historie, o których można mówić,
Że są tylko proste, bo ludzkie.
...
My poszliśmy z kompasem
I tobołkiem z termosem
I świeżymi kanapkami,
A także z przynętą na te wszystkie
Niezwykłości,
Które serwuje człowiek.
...
Do ciemnego wielkiego lasu
Weszli ci, co żyli tu jeszcze za krótko.
Lasach jarzą czasami niepoznane
Historie, o których można mówić,
Że są tylko proste, bo ludzkie.
...
My poszliśmy z kompasem
I tobołkiem z termosem
I świeżymi kanapkami,
A także z przynętą na te wszystkie
Niezwykłości,
Które serwuje człowiek.
...
Do ciemnego wielkiego lasu
Weszli ci, co żyli tu jeszcze za krótko.
Gdzie dzień trwa całe życie
W świecie ludzkim,
Patrzyłem...,
Mrok.
Patrzyłem,
Gwiazdy.
I w tym wszystkim musiały być nasze dzieci.
Patrzyłem...,
Mrok.
Patrzyłem,
Gwiazdy.
I w tym wszystkim musiały być nasze dzieci.
W słońcu
W malowniczych barwach
Wschodu, jak z obrazu...,
Bawimy się na wielkich
Dla naszych rąk drzewach,
Jedząc i jedząc całe garście
Owoców.
I patrzymy na słońce,
I wcale nas nie oślepia.
I bawimy się,
A był wczesny ranek
I mieliśmy mokre stopy.
Wschodu, jak z obrazu...,
Bawimy się na wielkich
Dla naszych rąk drzewach,
Jedząc i jedząc całe garście
Owoców.
I patrzymy na słońce,
I wcale nas nie oślepia.
I bawimy się,
A był wczesny ranek
I mieliśmy mokre stopy.
Świat pewnych ludzi
W pieśniach
Palącego wschodu
Rosną dzikie trawy.
I wozy ciągną... aż hen,
Gdzie cała ziemia ludzka
Styka się z tym wszystkim,
Co mamy jeszcze zobaczyć.
Płacze dziecko...
I ktoś mu musi coś zaśpiewać,
A nikt zbytnio śpiewać nie umie.
To tylko wozy, ciągną się... w dal wozy widzę
Na dzikich, dalekich trawach.
Palącego wschodu
Rosną dzikie trawy.
I wozy ciągną... aż hen,
Gdzie cała ziemia ludzka
Styka się z tym wszystkim,
Co mamy jeszcze zobaczyć.
Płacze dziecko...
I ktoś mu musi coś zaśpiewać,
A nikt zbytnio śpiewać nie umie.
To tylko wozy, ciągną się... w dal wozy widzę
Na dzikich, dalekich trawach.
Nienawrócony
W wielkich miastach
Patrzę w górę...
Świat kona.
W lecącym w nas
Ognistym wyroku Boga
...
Patrzymy na rzędy naszych
Grzesznych dłoni,
Drzemy biblię...,
Choć i niektórzy ją nawet całują...
Ja ukryłem się z innymi
W ciemnej, ludzkiej norze.
...
A wśród palących gwiazd, patrzę,
Ktoś biegnie, kogoś woła...,
Ale już ani ja, ani nikt inny, kogo,
Nie słyszał.
Patrzę w górę...
Świat kona.
W lecącym w nas
Ognistym wyroku Boga
...
Patrzymy na rzędy naszych
Grzesznych dłoni,
Drzemy biblię...,
Choć i niektórzy ją nawet całują...
Ja ukryłem się z innymi
W ciemnej, ludzkiej norze.
...
A wśród palących gwiazd, patrzę,
Ktoś biegnie, kogoś woła...,
Ale już ani ja, ani nikt inny, kogo,
Nie słyszał.
Kompas o trzech kierunkach
W nocnej zamieci śnieżnej...
Patrzę świateł, znaków
Rozkładających się na niebie...
Mrok.
Ten owionął moją zlęknioną duszę.
On zabrał mnie do świata
Bez rąk i bez oczu
I ani tam człowieka,
Ani Boga nie ma,
Ani poznanych gwiazd.
Patrzę świateł, znaków
Rozkładających się na niebie...
Mrok.
Ten owionął moją zlęknioną duszę.
On zabrał mnie do świata
Bez rąk i bez oczu
I ani tam człowieka,
Ani Boga nie ma,
Ani poznanych gwiazd.
Pożegnanie z Eldorado
W miejscach pięknych
W zachodzącym słońcu
Patrzę..., to ulatują ptaki,
A ja lecę z nimi..., choć
Mając zamknięte oczy.
Te mijają, są za szybkie,
A tak prędkie, że budząc się,
Przerażony, odkrywam...
Nie umiem latać.
W zachodzącym słońcu
Patrzę..., to ulatują ptaki,
A ja lecę z nimi..., choć
Mając zamknięte oczy.
Te mijają, są za szybkie,
A tak prędkie, że budząc się,
Przerażony, odkrywam...
Nie umiem latać.
Przeddzień potopu
W miejscach ludzkich
Pragnień zgubiliśmy
Całe powodzie
Wyrwanych włosów,
Zrobiliśmy z nich łódki
I popłynęliśmy szukać świata,
Gdzie to wszystko nam na powrót
Odrośnie.
Pragnień zgubiliśmy
Całe powodzie
Wyrwanych włosów,
Zrobiliśmy z nich łódki
I popłynęliśmy szukać świata,
Gdzie to wszystko nam na powrót
Odrośnie.
Kolęda dla ludzi
Uważajcie piękni
I świetliści, bo ktoś
Z was spadnie tam w dół
I nikt was nie podniesie.
...
Będziecie sami po granicę świata...
I tylko tam mogący rosnąć,
Padniecie.
A ja będę patrzył na was z gór ludzkich,
Jako wasz stwórca i pan.
I świetliści, bo ktoś
Z was spadnie tam w dół
I nikt was nie podniesie.
...
Będziecie sami po granicę świata...
I tylko tam mogący rosnąć,
Padniecie.
A ja będę patrzył na was z gór ludzkich,
Jako wasz stwórca i pan.
Apostoł wraca do domu
W czasach świętych miejsc
Znalazłem kilka budynków rosłych,
Świetlistych w nocy,
Pod którymi zasnąłem,
Bojąc się ciemności...
A były one zamknięte.
Znalazłem kilka budynków rosłych,
Świetlistych w nocy,
Pod którymi zasnąłem,
Bojąc się ciemności...
A były one zamknięte.
Lampki choinkowe
W miejskich domach
Zeszłego świata dało się
Słyszeć dalekie..., ulatujące w boży
Świat słowa, które dla nas z czasem
Umierały.
...
W moim i twoim świecie
Już nie ma takich domów
I nie ma słów, które by z czasem
Mogły gdzieś tam ulecieć..., bezskrzydłe.
A choćby umrzeć gdzieś w starych głowach.
Zeszłego świata dało się
Słyszeć dalekie..., ulatujące w boży
Świat słowa, które dla nas z czasem
Umierały.
...
W moim i twoim świecie
Już nie ma takich domów
I nie ma słów, które by z czasem
Mogły gdzieś tam ulecieć..., bezskrzydłe.
A choćby umrzeć gdzieś w starych głowach.
Ludzie- Anioły
W pierwszych miejscach
Dopiero co zrodzonych ludzi
Widziałem nurt...,
Który prowadził aż tam do możliwości,
Których poznać nie mogłem.
Byłem późnym człowiekiem.
...
Spojrzałem w górę...,
Zobaczyłem zimne, ćmiące groźnie
We mnie słońce, odszedłem...
I wróciłem.
Bo nie jestem jak z dawno astrologiem.
Dopiero co zrodzonych ludzi
Widziałem nurt...,
Który prowadził aż tam do możliwości,
Których poznać nie mogłem.
Byłem późnym człowiekiem.
...
Spojrzałem w górę...,
Zobaczyłem zimne, ćmiące groźnie
We mnie słońce, odszedłem...
I wróciłem.
Bo nie jestem jak z dawno astrologiem.
Demon z zeszłej niedzieli
W wyschłych już dla
Oczu porach zeszłego dnia,
Może mi się zdaje,
Widziałem anioła w płaszczu
I w czarnych trzewikach.
Ten stał obok wielkiego, aż pod czerniejące
Naraz niebo, krzyża.
Ja spytałem się, co ten tutaj robi.
On zgasił, lekko dusząc niedopałek, cygaro.
Poklepał mnie po ramieniu
I poszedł do w nocy roztwartej tawerny
O jego właśnie imieniu,
Nie pamiętam...
...
Ja pobiegłem za nim,
Aż zbudziły mnie złote promienie ranne
Kolejnego ludzkiego tygodnia...
Nie wydałem jednak tej nocy ani grosza.
Oczu porach zeszłego dnia,
Może mi się zdaje,
Widziałem anioła w płaszczu
I w czarnych trzewikach.
Ten stał obok wielkiego, aż pod czerniejące
Naraz niebo, krzyża.
Ja spytałem się, co ten tutaj robi.
On zgasił, lekko dusząc niedopałek, cygaro.
Poklepał mnie po ramieniu
I poszedł do w nocy roztwartej tawerny
O jego właśnie imieniu,
Nie pamiętam...
...
Ja pobiegłem za nim,
Aż zbudziły mnie złote promienie ranne
Kolejnego ludzkiego tygodnia...
Nie wydałem jednak tej nocy ani grosza.
Nocnymi ścieżkami
W nienazwanych zakamarkach
Zimowej nocy
Wyszliśmy w pogoń odległego
Wschodu... wprost do ludzkich parków,
Choć żadne z nas prawnie
Nie mogło choćby przegonić zbyt
Wcześnie szturchniętej muchy.
...
Biegliśmy tak daleko,
Aż dogoniliśmy słońce.
Było wielkie...,
Jakby miało oślepić,
Lecz nie oślepiało.
A my..., jakbyśmy jaśnieli i jakby jaśniały
Szturchnięte z nami muchy, tak wolne,
Że i nam się biec odechciało, a zresztą...
...
I tak rannym oczom ukaże się dzień,
A na okrytej szronem ławce dwa stare,
Mrozem skute
Ludzkie posągi.
Zimowej nocy
Wyszliśmy w pogoń odległego
Wschodu... wprost do ludzkich parków,
Choć żadne z nas prawnie
Nie mogło choćby przegonić zbyt
Wcześnie szturchniętej muchy.
...
Biegliśmy tak daleko,
Aż dogoniliśmy słońce.
Było wielkie...,
Jakby miało oślepić,
Lecz nie oślepiało.
A my..., jakbyśmy jaśnieli i jakby jaśniały
Szturchnięte z nami muchy, tak wolne,
Że i nam się biec odechciało, a zresztą...
...
I tak rannym oczom ukaże się dzień,
A na okrytej szronem ławce dwa stare,
Mrozem skute
Ludzkie posągi.
Przyjaciel od Boga
W pięknych porach
Krótkich zimowych wieczorów
Widziałem długich ludzi,
A nim zdołałem zdać sobie
Choćby sprawę, to mijają mnie cienie,
Zacząłem z nimi rozmowę...
...
Kończyło się ludziom słońce,
A zdania układały się nam na całą,
Długą noc,
Bo obiecali, że, nieobecni dla oczu,
Zostaną.
Krótkich zimowych wieczorów
Widziałem długich ludzi,
A nim zdołałem zdać sobie
Choćby sprawę, to mijają mnie cienie,
Zacząłem z nimi rozmowę...
...
Kończyło się ludziom słońce,
A zdania układały się nam na całą,
Długą noc,
Bo obiecali, że, nieobecni dla oczu,
Zostaną.
Król motyli
W piękniejszych
Swych latach życia
Spotkałem kogoś,
Kto mi dziękował, jakby
Chciał mi podziękować.
A ja coś zrobiłem, na pewno coś,
Choć teraz sobie nie przypomnę
Lub tak naprawdę nie chcę o tym mówić.
...
To wraca do mnie w snach
I w nich rozsiewa słońce.
Jest późna wiosna...
Późną wiosną
Wracają motyle.
Swych latach życia
Spotkałem kogoś,
Kto mi dziękował, jakby
Chciał mi podziękować.
A ja coś zrobiłem, na pewno coś,
Choć teraz sobie nie przypomnę
Lub tak naprawdę nie chcę o tym mówić.
...
To wraca do mnie w snach
I w nich rozsiewa słońce.
Jest późna wiosna...
Późną wiosną
Wracają motyle.
Winobluszcz o dwóch korzeniach
W ciemnych grudniowych
Miejscach
Dostaliśmy się lotem,
Jakby sennym, do naszych
Wspólnych pór, które
Każde z nas już chyba dawno
Pogrzebało, nie paląc
Tym świeczek.
...
One rosną...,
Póki nam wierzą w światło,
W jeszcze następny wschód,
A choćby ten nie miał się skończyć
Zmierzchem.
Miejscach
Dostaliśmy się lotem,
Jakby sennym, do naszych
Wspólnych pór, które
Każde z nas już chyba dawno
Pogrzebało, nie paląc
Tym świeczek.
...
One rosną...,
Póki nam wierzą w światło,
W jeszcze następny wschód,
A choćby ten nie miał się skończyć
Zmierzchem.
Bożek Bachus
W cichych miejscach,
Gdzie nie zajrzy oko,
Złowiłem piękniejszą głowę.
I za gałęziami, które
Udostępnili mi poszukiwacze lepszych dusz,
Złożyłem kobietę.
Ona wstała,
Spojrzała się na mnie...
I nie mogła nic więcej powiedzieć.
Gdzie nie zajrzy oko,
Złowiłem piękniejszą głowę.
I za gałęziami, które
Udostępnili mi poszukiwacze lepszych dusz,
Złożyłem kobietę.
Ona wstała,
Spojrzała się na mnie...
I nie mogła nic więcej powiedzieć.
Portret mojego króla
W cichym nocnym
Półświecie ze starych już snów
I z na wpół realnych opowiadań
Wysnułem lepszy
Obraz samego siebie.
I powiesiłem go sobie nad łóżkiem.
...
Potem poszedłem... w stronę
Jaśniejących przestrzeni,
Bo wschodziło słońce.
Podbiegli do mnie ludzie...
I zanieśli, gdzie wszyscy z nas śpią.
Tak mówią...
Półświecie ze starych już snów
I z na wpół realnych opowiadań
Wysnułem lepszy
Obraz samego siebie.
I powiesiłem go sobie nad łóżkiem.
...
Potem poszedłem... w stronę
Jaśniejących przestrzeni,
Bo wschodziło słońce.
Podbiegli do mnie ludzie...
I zanieśli, gdzie wszyscy z nas śpią.
Tak mówią...
Rewolucja starych ludzi
W wielkich miastach
Nocą wskazywaliśmy
Sobie tam w dali jaśniejące
Rakiety...
Lecz, że to one, dowiedzieliśmy się
Już dawno, jak dawno po śmierci.
Nocą wskazywaliśmy
Sobie tam w dali jaśniejące
Rakiety...
Lecz, że to one, dowiedzieliśmy się
Już dawno, jak dawno po śmierci.
Legendy miejskie
W wielkich miastach
Na nieznanej mi północy
Podobno są i tacy,
Którzy paniom dają
Całe piękne światy, które mogłyby
Jeszcze powstać,
Te zrobione są zawsze z bursztynu.
Na nieznanej mi północy
Podobno są i tacy,
Którzy paniom dają
Całe piękne światy, które mogłyby
Jeszcze powstać,
Te zrobione są zawsze z bursztynu.
Bursztynowy człowiek
W zimnej grudniowej
Nocy idę..., a jakby szły
I ze mną w parze rosłe,
Wystrojone światłem drzewa...
...
Światła ludzkie i..., gdzie spojrzę,
Ciebie widzę, a jakby
W blaskach cień długi,
Ten ciągnie się
Przez mą całą drogę...
Ta nie wiem, gdzie się kończy.
...
Wiem jednak to,
Te drzewa i Ty...
To wszystko do pierwszych świateł dnia.
A ja pójdę dalej.
Nocy idę..., a jakby szły
I ze mną w parze rosłe,
Wystrojone światłem drzewa...
...
Światła ludzkie i..., gdzie spojrzę,
Ciebie widzę, a jakby
W blaskach cień długi,
Ten ciągnie się
Przez mą całą drogę...
Ta nie wiem, gdzie się kończy.
...
Wiem jednak to,
Te drzewa i Ty...
To wszystko do pierwszych świateł dnia.
A ja pójdę dalej.
Świat po drugiej stronie dnia
Z miejskich
Ośrodków Czułego Słuchu
I Dobrych Twarzy
Uciekłem,
Idąc w odległe jaśniejące
Od starszych gwiazd noce,
Do złotych budowli,
Gdzie twarze są zbyt biedne,
By weń patrzeć,
A oczy ważniejsze od naszych
Pięknych uszu.
Ośrodków Czułego Słuchu
I Dobrych Twarzy
Uciekłem,
Idąc w odległe jaśniejące
Od starszych gwiazd noce,
Do złotych budowli,
Gdzie twarze są zbyt biedne,
By weń patrzeć,
A oczy ważniejsze od naszych
Pięknych uszu.
Dzikus
W dobrych i bożych misjach
Ludzkiego świata
Uciekamy do zielonych
Przestrzeni o tylko naszych nazwach,
By stopić się w nich z kolejnymi
Latami niepoznanych...
By stworzyć ogień...
I przywołać dymy
Z dawnych nam tylko dobrych nocy
I złożyć je w pamiątce,
Że jesteśmy,
Nasz wielki Świecie.
Ludzkiego świata
Uciekamy do zielonych
Przestrzeni o tylko naszych nazwach,
By stopić się w nich z kolejnymi
Latami niepoznanych...
By stworzyć ogień...
I przywołać dymy
Z dawnych nam tylko dobrych nocy
I złożyć je w pamiątce,
Że jesteśmy,
Nasz wielki Świecie.
Dorobek kilkunastu trybów
W wielkich światach ludzkich
Znalazłem kieszonkowy zegarek.
I pobiegłem do domu zobaczyć,
Która godzina.
Sprawdziłem... Nastawiłem.
I poszedłem dalej przez niezmierzony,
Stary, ludzki świat.
Znalazłem kieszonkowy zegarek.
I pobiegłem do domu zobaczyć,
Która godzina.
Sprawdziłem... Nastawiłem.
I poszedłem dalej przez niezmierzony,
Stary, ludzki świat.
Wizytówka dla pozostałych
W cichych westchnieniach
Tamtejszych, już
Z dawna ludzkich, światów,
Tworzymy nowe, wielkie
I coraz większe budowle,
Które nam świecą.
Chowamy tam siebie,
By nigdy już nie zobaczyć słońca,
Ale nie jest ono wcale nam
Nawet potrzebne...,
Bo kochamy się wszyscy
I wszystko jest nam dobre.
Tamtejszych, już
Z dawna ludzkich, światów,
Tworzymy nowe, wielkie
I coraz większe budowle,
Które nam świecą.
Chowamy tam siebie,
By nigdy już nie zobaczyć słońca,
Ale nie jest ono wcale nam
Nawet potrzebne...,
Bo kochamy się wszyscy
I wszystko jest nam dobre.
Eden panów i pań
W miejskich
Parkach ludzkiego świata
Usłyszałem głośnie przestrzenie
I pobiegłem...
A w nich ujrzałem
Drobne spełnienia mych zamkniętych
Głęboko marzeń.
I zostałem tam na zawsze...
...
Dobrzy ludzie, zanieście mi chleb.
Tu wcale nam nic nie rośnie.
Parkach ludzkiego świata
Usłyszałem głośnie przestrzenie
I pobiegłem...
A w nich ujrzałem
Drobne spełnienia mych zamkniętych
Głęboko marzeń.
I zostałem tam na zawsze...
...
Dobrzy ludzie, zanieście mi chleb.
Tu wcale nam nic nie rośnie.
Wniebowstąpienie
W cichych miejscach
Człowieka
Potarłem zapałkę...
I stało się jasno,
I zajaśniały mi wszelkie słońca...
Przyszli do mnie bogowie
I całkiem ładne boginie
Wszelkiej maści i wszelkich
Kolorów oczu..., choć
Podobały mi się bardzo konkretne.
I oślepłem na to,
Co roztaczali pod moimi stopami.
...
Odszedłem wraz z nimi
W niepoznaną dla ciała dal...
Słońca powoli gasły...
I nastała ciemność.
Człowieka
Potarłem zapałkę...
I stało się jasno,
I zajaśniały mi wszelkie słońca...
Przyszli do mnie bogowie
I całkiem ładne boginie
Wszelkiej maści i wszelkich
Kolorów oczu..., choć
Podobały mi się bardzo konkretne.
I oślepłem na to,
Co roztaczali pod moimi stopami.
...
Odszedłem wraz z nimi
W niepoznaną dla ciała dal...
Słońca powoli gasły...
I nastała ciemność.
Prometejskie instynkty
W wielkich miastach
Zagubiłem swój pęczek latarni-
Moje własne światło w ciemnej
Mej drodze...
Idę po pustych, rozmokłych
Od porozrzucanych płaszczy, ulicach,
Szukając fioletowych, czerwonych,
Po prostu kolorowych sukienek,
Jakie można zobaczyć w promieniach
Moich latarni na moim małym pęczku
I jakie już kiedyś dawno,
gdy jaśniało, widziałem.
Jest ciemno... Jest strasznie ciemno
I całkiem nic nie widać.
Nie mogę wyjść z miasta.
I bardzo się boję.
Zagubiłem swój pęczek latarni-
Moje własne światło w ciemnej
Mej drodze...
Idę po pustych, rozmokłych
Od porozrzucanych płaszczy, ulicach,
Szukając fioletowych, czerwonych,
Po prostu kolorowych sukienek,
Jakie można zobaczyć w promieniach
Moich latarni na moim małym pęczku
I jakie już kiedyś dawno,
gdy jaśniało, widziałem.
Jest ciemno... Jest strasznie ciemno
I całkiem nic nie widać.
Nie mogę wyjść z miasta.
I bardzo się boję.
Stary dom młodych
W długich ciemnych nocach
Suną kształty
Długich chmur, stworów nocnego nieba...
Nieopodal, widzę...
Nadgryziony jasnymi
I tymi zaciemnionymi
Ludzkim czynem latami...
Ale... i tak nikt nigdy nie wiedział,
Co to za dom lub nikt nigdy
Nie był go zbytnio ciekawy.
...
I wziąłem moich kolegów...
Weszliśmy i zapaliliśmy
Przyniesione skądś lampki.
I na powrót wszystko ujrzeliśmy...
Suną kształty
Długich chmur, stworów nocnego nieba...
Nieopodal, widzę...
Nadgryziony jasnymi
I tymi zaciemnionymi
Ludzkim czynem latami...
Ale... i tak nikt nigdy nie wiedział,
Co to za dom lub nikt nigdy
Nie był go zbytnio ciekawy.
...
I wziąłem moich kolegów...
Weszliśmy i zapaliliśmy
Przyniesione skądś lampki.
I na powrót wszystko ujrzeliśmy...
Ciepłe wspomnienia z dni ludzkich
W głośnych rozmowach
Nocnych łapiemy skrawki ciszy
I ciepłego kominka, w który
Możemy to wszystko rzucić
I całkiem wszystko spalić.
...
W cichych dniach szukamy
Długich cieni ludzi, którzy
Przechodzą i na których
Czasem padnie nieświadome
Nas słońce.
Nocnych łapiemy skrawki ciszy
I ciepłego kominka, w który
Możemy to wszystko rzucić
I całkiem wszystko spalić.
...
W cichych dniach szukamy
Długich cieni ludzi, którzy
Przechodzą i na których
Czasem padnie nieświadome
Nas słońce.
Jaskinia pełna ludzi
W przeddzień wielkich
I strasznych dni włączamy
Nasze własne latarki...
I świecimy nimi sobie po oczach,
By nie zapomnieć światła.
I by marzyć o nim,
Gdy opadnie zmrok.
Marzyć na lepszy czas.
I strasznych dni włączamy
Nasze własne latarki...
I świecimy nimi sobie po oczach,
By nie zapomnieć światła.
I by marzyć o nim,
Gdy opadnie zmrok.
Marzyć na lepszy czas.
czwartek, 26 grudnia 2019
Mali Bogowie
W ciemnych przestrzeniach
Nocy spadłem z wielkiego
Zegara, zawieszonego gdzieś
Na ciemnym niebie,
Do grubych zasp śniegu,
Nie zdążyłem oddać swego rzutu
Śnieżką...
...
Zbudziłem się we dnie,
Poprawiłem czapkę,
Zdjąłem wełniane,
Zakładając skórzane, rękawiczki.
I poszedłem do czekającej mnie pracy...
Nocy spadłem z wielkiego
Zegara, zawieszonego gdzieś
Na ciemnym niebie,
Do grubych zasp śniegu,
Nie zdążyłem oddać swego rzutu
Śnieżką...
...
Zbudziłem się we dnie,
Poprawiłem czapkę,
Zdjąłem wełniane,
Zakładając skórzane, rękawiczki.
I poszedłem do czekającej mnie pracy...
Ściemnienie w ludzkich oczach
W wielkich czasach
Długich i tych całkiem
Przykrótkich mijałem
Zeszłoroczne gwiazdy...
A były one ciepłe, gorące,
Aż czasem parzyły.
...
I byłem całkiem sam...,
Trącałem je ręką,
A one spadały...
Leciały..., Jak małe dzieci,
Co nie boją się zgubić.
Nie boją się uciec w daleką,
Niepoznaną noc.
Długich i tych całkiem
Przykrótkich mijałem
Zeszłoroczne gwiazdy...
A były one ciepłe, gorące,
Aż czasem parzyły.
...
I byłem całkiem sam...,
Trącałem je ręką,
A one spadały...
Leciały..., Jak małe dzieci,
Co nie boją się zgubić.
Nie boją się uciec w daleką,
Niepoznaną noc.
Zabawa w śniegu
W ciemnych miejscach
Naszych wspólnych nocy
Mijałem pociemniałe
Od mroku budynki...
I sklepy z jarzącymi się
Witrynami.
...
Zdjąłem rękawiczki,
Sprawdzając wiele kieszeni.
Jaśniało...,
Wziąłem kogoś za rękę
I poszliśmy się rzucać śnieżkami.
Naszych wspólnych nocy
Mijałem pociemniałe
Od mroku budynki...
I sklepy z jarzącymi się
Witrynami.
...
Zdjąłem rękawiczki,
Sprawdzając wiele kieszeni.
Jaśniało...,
Wziąłem kogoś za rękę
I poszliśmy się rzucać śnieżkami.
Daleko za firanką
W wielkich
Mahoniowych salach
Spotkałem kilka złotych myśli.
I schowałem je do szklanego
Puzderka,
Bo tu nie wykiełkują.
...
Uciekłem w gwiazdy, lecz tam nie
Miałyby nawet jak zaczerpnąć tchu,
A zresztą, zgubiłyby się
Wśród nieodgadłych wzorów
Tamtejszych przestrzeni.
...
Wróciłem.
W moich mahoniowych salach
Zamknąłem moje złote myśli
W drobnej, jeszcze ciemniejszej szafce.
I poszedłem zobaczyć ludzi.
Mahoniowych salach
Spotkałem kilka złotych myśli.
I schowałem je do szklanego
Puzderka,
Bo tu nie wykiełkują.
...
Uciekłem w gwiazdy, lecz tam nie
Miałyby nawet jak zaczerpnąć tchu,
A zresztą, zgubiłyby się
Wśród nieodgadłych wzorów
Tamtejszych przestrzeni.
...
Wróciłem.
W moich mahoniowych salach
Zamknąłem moje złote myśli
W drobnej, jeszcze ciemniejszej szafce.
I poszedłem zobaczyć ludzi.
Słowo z formaliny
W wielkich miastach
Nie mamy już swoich
Lat.
Nie mamy swoich przestrzeni.
...
W dal ulatują nasze kolejne chwile.
I w dal lecą dobre słowa i chęć,
Która nie odnajdzie adresata.
...
W dal lecą strzępy obgryzionych
Paznokci i wyrwanych włosów.
W dal lecą...,
Bo nie mamy już swoich lat.
Nic z nas nie pozostało.
Nie mamy już swoich
Lat.
Nie mamy swoich przestrzeni.
...
W dal ulatują nasze kolejne chwile.
I w dal lecą dobre słowa i chęć,
Która nie odnajdzie adresata.
...
W dal lecą strzępy obgryzionych
Paznokci i wyrwanych włosów.
W dal lecą...,
Bo nie mamy już swoich lat.
Nic z nas nie pozostało.
Tym, co nie dorośli
W ciemnych miejscach
Patrzyłem w wymyśloną
Twarz srebrnym obłokom.
One grzmiały, a czasem sunęły spokojnie,
Jak niektórzy suną przez życie.
Ale to tylko obłoki...
Coraz dalsze, niknące...
I już nas prawie nie widać.
Patrzyłem w wymyśloną
Twarz srebrnym obłokom.
One grzmiały, a czasem sunęły spokojnie,
Jak niektórzy suną przez życie.
Ale to tylko obłoki...
Coraz dalsze, niknące...
I już nas prawie nie widać.
Teodycea
W świecie długich nocy
I całkiem przykrótkich poranków
Zaplatamy warkocze.
Długie..., wymyślne,
Sięgające ogniska tych, co nie
Mieli się gdzie podziać.
One zajmują się ogniem
I ci, co przechodzą,
Mogą ogrzać ręce.
I całkiem przykrótkich poranków
Zaplatamy warkocze.
Długie..., wymyślne,
Sięgające ogniska tych, co nie
Mieli się gdzie podziać.
One zajmują się ogniem
I ci, co przechodzą,
Mogą ogrzać ręce.
Ciepłe oddechy
W miejskich
Słowach zimą chodzą słuchy,
Że nad wielkimi rzekami
Grasuje zielony potwór.
...
I nikt nie potrafił sobie wyobrazić
Tylu naraz kolorów.
Słowach zimą chodzą słuchy,
Że nad wielkimi rzekami
Grasuje zielony potwór.
...
I nikt nie potrafił sobie wyobrazić
Tylu naraz kolorów.
Sodowe latarnie
We wczesnogrudniowych
Porach zamoczyłem swój długi,
Elegancki płaszcz.
On pokrył się mrozem
I powoli zamarzłem dla świata,
Boga i okolicznych kobiet.
Szyłem go przez bardzo długi czas
I gdybym komuś o tym powiedział,
W odpowiedzi bym usłyszał:
"Panie, jest środek lata,
Jest południowa pora,
Jest nam wszystkim ciepło,
A ponadto, nikt nie nosi
Dziś takich płaszczy."
Porach zamoczyłem swój długi,
Elegancki płaszcz.
On pokrył się mrozem
I powoli zamarzłem dla świata,
Boga i okolicznych kobiet.
Szyłem go przez bardzo długi czas
I gdybym komuś o tym powiedział,
W odpowiedzi bym usłyszał:
"Panie, jest środek lata,
Jest południowa pora,
Jest nam wszystkim ciepło,
A ponadto, nikt nie nosi
Dziś takich płaszczy."
Komety ubogich
W miejskim lecie
Puszczamy nasze marzenia,
Które przeschły od łez na słońcu.
One lecą...
Tam w dal..., gdzie błękit
Styka się z nocą.
...
Będziemy patrzeć na nie przez
Długie teleskopy,
Będziemy widzieć je w kartach
Astrologów.
...
One lecą...
I nigdy do nas nie wrócą.
Puszczamy nasze marzenia,
Które przeschły od łez na słońcu.
One lecą...
Tam w dal..., gdzie błękit
Styka się z nocą.
...
Będziemy patrzeć na nie przez
Długie teleskopy,
Będziemy widzieć je w kartach
Astrologów.
...
One lecą...
I nigdy do nas nie wrócą.
Zdechły pies
W wielkich miastach
Nastał mrok.
Odleciały nasze ptaki...,
Nasze pociechy.
...
Wszyscy płaczą,
Czekają pierwszej gwiazdki...
To jedna z wielu historii,
Do której wszyscy się przyznają
I która zawsze nam na końcu zostanie.
Mgła.
Nastał mrok.
Odleciały nasze ptaki...,
Nasze pociechy.
...
Wszyscy płaczą,
Czekają pierwszej gwiazdki...
To jedna z wielu historii,
Do której wszyscy się przyznają
I która zawsze nam na końcu zostanie.
Mgła.
Lot bezdomnych
W biednych miejscach
Świata mamy dmuchane
Ptaki.
Lecą... i nigdy już nas nie opuszczą,
Póki starczy nam rąk.
Świata mamy dmuchane
Ptaki.
Lecą... i nigdy już nas nie opuszczą,
Póki starczy nam rąk.
Przepalone latarki
W miejscach pięknych
Nastroszyłem pióra
I oślepiło mnie słońce.
...
W miejscach ciemnych
Nastroszyłem pióra
I wszyscy skierowali
Na mnie swe wypalone oczy.
Nastroszyłem pióra
I oślepiło mnie słońce.
...
W miejscach ciemnych
Nastroszyłem pióra
I wszyscy skierowali
Na mnie swe wypalone oczy.
Ci, co przekroczyli świat
W odległych rejonach świata
Dotykam krańce
Ludzkiego poznania,
Powiększając swój.
Rosnę...
Moja kartka jest coraz pełniejsza,
Lecz jeszcze tyle w niej miejsca.
...
Widzę... kolejne słońca,
Daję sobie nowe imiona,
Kolejne wyszukane kapelusze,
Wymyślam nowych ludzi,
W tym całkiem niezrodzone kobiety.
...
I nikt się mi nie sprzeciwi,
Bo przekroczyłem świat
I nikt tam, prócz mnie, nie dotarł.
Dotykam krańce
Ludzkiego poznania,
Powiększając swój.
Rosnę...
Moja kartka jest coraz pełniejsza,
Lecz jeszcze tyle w niej miejsca.
...
Widzę... kolejne słońca,
Daję sobie nowe imiona,
Kolejne wyszukane kapelusze,
Wymyślam nowych ludzi,
W tym całkiem niezrodzone kobiety.
...
I nikt się mi nie sprzeciwi,
Bo przekroczyłem świat
I nikt tam, prócz mnie, nie dotarł.
Kartograf
W wielkich czasach
Patrzyły się na mnie ciche
Dni i ciche miesiące.
Nie widziałem ich końca,
Jak nie widzi się końca oceanu
I gdzie jedyna droga wiedzie
Właśnie przez niego.
...
Wypłynąłem,
Trzymając pustą kartkę.
Nie pamiętam, skąd ja wziąłem.
Patrzyły się na mnie ciche
Dni i ciche miesiące.
Nie widziałem ich końca,
Jak nie widzi się końca oceanu
I gdzie jedyna droga wiedzie
Właśnie przez niego.
...
Wypłynąłem,
Trzymając pustą kartkę.
Nie pamiętam, skąd ja wziąłem.
Okulary przeciwsłoneczne
W wielkich przestrzeniach
Późnych pór
Widziałem ciemniejące słońce.
Nawoływało mnie swym
Czystym bezkresem,
Palącym ogniem i światłem,
Które straszyło mrok.
...
Kazało wyrzucić plakietkę Sodomity...
Uciekłem.
W moim mieście nikt mi nic nie każe.
Słońce zachodziło...
I nastała noc.
Późnych pór
Widziałem ciemniejące słońce.
Nawoływało mnie swym
Czystym bezkresem,
Palącym ogniem i światłem,
Które straszyło mrok.
...
Kazało wyrzucić plakietkę Sodomity...
Uciekłem.
W moim mieście nikt mi nic nie każe.
Słońce zachodziło...
I nastała noc.
Ruja
W wielkich, spiczastych
Miastach wyszły nagie kobiety,
Choć wcale nie widziałem
Szczegółów.
Patrzyłem przez lornetkę
I przez zbyt długi teleskop.
...
Nieświadomie się oblizywałem,
Te szły, jakby z niczego nie zdawały
Sobie sprawy.
Patrzyły się w jedno miejsce,
Zobaczyłem, przerażony,
Patrzyły się we mnie,
Stojącego na wielkim, spiczastym balkonie.
Miastach wyszły nagie kobiety,
Choć wcale nie widziałem
Szczegółów.
Patrzyłem przez lornetkę
I przez zbyt długi teleskop.
...
Nieświadomie się oblizywałem,
Te szły, jakby z niczego nie zdawały
Sobie sprawy.
Patrzyły się w jedno miejsce,
Zobaczyłem, przerażony,
Patrzyły się we mnie,
Stojącego na wielkim, spiczastym balkonie.
Pocałunek w ironicznej porze
W jasnych promieniach
Wschodu
Wyszliśmy na taras,
By zapomnieć o świecie,
Byle tylko pamiętać,
Jak to jest być człowiekiem.
Wschodu
Wyszliśmy na taras,
By zapomnieć o świecie,
Byle tylko pamiętać,
Jak to jest być człowiekiem.
Tu nie wolno palić
W małomiasteczkowych
Latach paliłem
Fajkę o wschodzie,
Kończąc, kiedy wszyscy zakrywali się
Kołdrami.
...
A z dymu mogłem tworzyć
I kółka, i kwadraty,
I plany od wschodu do zachodu
Swych przyszłych małomiasteczkowych
Lat.
Latach paliłem
Fajkę o wschodzie,
Kończąc, kiedy wszyscy zakrywali się
Kołdrami.
...
A z dymu mogłem tworzyć
I kółka, i kwadraty,
I plany od wschodu do zachodu
Swych przyszłych małomiasteczkowych
Lat.
Wektory
W cichym półuśmiechu
Gwiazd wysyłamy przedłużenia
Swych ciał.
...
I śmiech jest i u nas, i tam,
Choć skierowane
W przeciwną stronę.
Gwiazd wysyłamy przedłużenia
Swych ciał.
...
I śmiech jest i u nas, i tam,
Choć skierowane
W przeciwną stronę.
Dom rodzinny
W swych długich latach
Mieszamy swe życia
Z tymi innymi
I próbujemy naszą ludzką
Zupę.
...
Nikt tu nie jest anorektykiem,
A jedynie może mnieć bardziej
Monotonne smaki.
Ja jestem otyły,
Choć smak od lat już ten sam.
Mieszamy swe życia
Z tymi innymi
I próbujemy naszą ludzką
Zupę.
...
Nikt tu nie jest anorektykiem,
A jedynie może mnieć bardziej
Monotonne smaki.
Ja jestem otyły,
Choć smak od lat już ten sam.
Łóżko w kręgu soli
W małych miejscach
Ukryliśmy się przed wielkim światem.
Przed grubymi i przed
Zbyt piskliwymi głosami.
...
Mówimy o przeszłych czasach
I o tych, co się mogą
Jeszcze przydarzyć.
Ogień powoli dogasa-
Jaśnieje...
Nowy dzień w wielkim, raz grubym,
Raz w nazbyt piskliwym mieście.
Ukryliśmy się przed wielkim światem.
Przed grubymi i przed
Zbyt piskliwymi głosami.
...
Mówimy o przeszłych czasach
I o tych, co się mogą
Jeszcze przydarzyć.
Ogień powoli dogasa-
Jaśnieje...
Nowy dzień w wielkim, raz grubym,
Raz w nazbyt piskliwym mieście.
Wiara w gwiazdy
W wielkich miesiącach
Życia
Uciekłem na świetliste
Spadające gwiazdy,
Zmuszając je, by te
Przelatywały na widoku
Ludzkich oczu.
Wbrew nakazom bożym.
Wbrew ludzkim nadziejom,
A zresztą, i tak nikogo tu nie widziałem.
Życia
Uciekłem na świetliste
Spadające gwiazdy,
Zmuszając je, by te
Przelatywały na widoku
Ludzkich oczu.
Wbrew nakazom bożym.
Wbrew ludzkim nadziejom,
A zresztą, i tak nikogo tu nie widziałem.
Zamieć ludzkiej stałości
W zimnych nocach
Widziałem zmarzłe ręce
Powykrzywianych twarzy...
Potwory.
Stare i te całkiem młode...
Stwory ludzkiej ziemi.
Stwory trzymające krzyże
I te, które trzymały
Tylko koniuszek czyjegoś szalika.
...
Wziąłem go.
I wziąłem krzyż na wszelki wypadek.
I poszedłem dalej.
Widziałem zmarzłe ręce
Powykrzywianych twarzy...
Potwory.
Stare i te całkiem młode...
Stwory ludzkiej ziemi.
Stwory trzymające krzyże
I te, które trzymały
Tylko koniuszek czyjegoś szalika.
...
Wziąłem go.
I wziąłem krzyż na wszelki wypadek.
I poszedłem dalej.
Kukły w rękach przeznaczenia
W ciasnych i krętych
Jakże ulicach
Byłem ja,
A w całych tych długich liniach,
O całkiem miejskim zachodzie
Czyjegoś życia,
Zobaczyłem panią w czarnym płaszczu.
Patrzyła się w dal,
A ja właśnie w dali byłem.
...
I biegłem..., a gdy już mogłem odróżnić
Jej nos i jej czerwone od zimna policzki,
Patrzyła się w dal...,
Ale tam już nikogo nie było.
Jakże ulicach
Byłem ja,
A w całych tych długich liniach,
O całkiem miejskim zachodzie
Czyjegoś życia,
Zobaczyłem panią w czarnym płaszczu.
Patrzyła się w dal,
A ja właśnie w dali byłem.
...
I biegłem..., a gdy już mogłem odróżnić
Jej nos i jej czerwone od zimna policzki,
Patrzyła się w dal...,
Ale tam już nikogo nie było.
Tu w dole ja
W wielki przeddzień wiecznego życia
Zaprzyjaźniłem się ze
Swymi potworami.
One mnie wzięły, pokazując
Swój potworny świat...
...
A ja musiałem mu mówić,
Dlaczego mnie przy sobie
Nie było.
Byłem mały.
Zaprzyjaźniłem się ze
Swymi potworami.
One mnie wzięły, pokazując
Swój potworny świat...
...
A ja musiałem mu mówić,
Dlaczego mnie przy sobie
Nie było.
Byłem mały.
Łańcuch pokarmowy
W wielkich przestrzeniach
Dopadł mnie gwiezdny potwór.
Stwór kosmiczny,
Patrzyłem..., a on zajadał
Spadające gwiazdy.
...
Na ludzkim niebie noc.
A na niej jest już coraz mniej smug.
A w dole mniej zaciśniętych rąk i małych,
Ludzkich dzieci.
Dopadł mnie gwiezdny potwór.
Stwór kosmiczny,
Patrzyłem..., a on zajadał
Spadające gwiazdy.
...
Na ludzkim niebie noc.
A na niej jest już coraz mniej smug.
A w dole mniej zaciśniętych rąk i małych,
Ludzkich dzieci.
Mali, duzi ludzie
W małych miastach,
Wśród ciemni kosmosu
I promieni wielu, wielu słońc,
Skakali mali ludzie.
Skakali ze szczęścia
I nic nie wskazywało na to,
By mieli kiedyś przestać.
...
I z góry nie było widać,
Czy to, że są nazbyt młodzi,
Czy już o wiele za starzy.
Wśród ciemni kosmosu
I promieni wielu, wielu słońc,
Skakali mali ludzie.
Skakali ze szczęścia
I nic nie wskazywało na to,
By mieli kiedyś przestać.
...
I z góry nie było widać,
Czy to, że są nazbyt młodzi,
Czy już o wiele za starzy.
Szyld z napisem- Wolność
W dalekich sklepach
Mijałem pajacyki.
Te miały kapelusz, brodę,
Lecz były też i całkiem młode,
A nawet pajacyki- dzieci.
Niemowlaki, te, które już
Dawno umarły,
Które wierzyły w zmartwychwstanie,
Które w nic nie wierzyły.
I takie, które umarły za wcześnie
I które się dopiero narodzą.
I te piękne, i te, które
Wiedzą, jak są brzydkie, choć
Nie zastanawiałem się, czy mają rację.
...
Wybiegłem.
Był zachód..., tam w dali jarzący się zachód,
Przede mną... i jeszcze,
I jeszcze jedne drzwi.
Mijałem pajacyki.
Te miały kapelusz, brodę,
Lecz były też i całkiem młode,
A nawet pajacyki- dzieci.
Niemowlaki, te, które już
Dawno umarły,
Które wierzyły w zmartwychwstanie,
Które w nic nie wierzyły.
I takie, które umarły za wcześnie
I które się dopiero narodzą.
I te piękne, i te, które
Wiedzą, jak są brzydkie, choć
Nie zastanawiałem się, czy mają rację.
...
Wybiegłem.
Był zachód..., tam w dali jarzący się zachód,
Przede mną... i jeszcze,
I jeszcze jedne drzwi.
Wieczna noc
W tarasach ludzkiego
Szczęścia
Noc...
A ja mijam gwiazdy,
Te... powieszone na
Srebrnych sznureczkach
Kołyszą się..., jakby...
A zresztą, i oni, i ja też się
Już z tamtąd nie ruszę.
Szczęścia
Noc...
A ja mijam gwiazdy,
Te... powieszone na
Srebrnych sznureczkach
Kołyszą się..., jakby...
A zresztą, i oni, i ja też się
Już z tamtąd nie ruszę.
Non omnis moriar
W wielkich wodach
Widać małe łodzie.
Te płyną..., a nocą
Ich drogę oświetlają
Ludzkie rozmowy,
Mącenie nurtu...
Ten płynie i nic nie wskazywałoby na to,
By kiedyś miał przestać.
Widać małe łodzie.
Te płyną..., a nocą
Ich drogę oświetlają
Ludzkie rozmowy,
Mącenie nurtu...
Ten płynie i nic nie wskazywałoby na to,
By kiedyś miał przestać.
Nielot
W wielkich mgłach
Jestem..., wypatrujący ptactwa.
Ich czarnych skrzydeł,
Które, wśród szarości,
Zdawać by się były tak realne...
Tak długie..., realne, jakbym
Mógł i ja rozpostrzeć ręce...
I lecieć. Wysoko, wysoko...
Ponad wielkie mgły.
...
Nic jednak nie leci.
Nie ma powietrza.
Jestem..., wypatrujący ptactwa.
Ich czarnych skrzydeł,
Które, wśród szarości,
Zdawać by się były tak realne...
Tak długie..., realne, jakbym
Mógł i ja rozpostrzeć ręce...
I lecieć. Wysoko, wysoko...
Ponad wielkie mgły.
...
Nic jednak nie leci.
Nie ma powietrza.
środa, 25 grudnia 2019
Sklepik dobrego życia
W magicznych miejscach
Oddałem swój płowy
Kapelusz.
Dostałem nowe buty,
By iść dalej...
A ja idę... i wszyscy
Mnie kiedyś zobaczą.
Oddałem swój płowy
Kapelusz.
Dostałem nowe buty,
By iść dalej...
A ja idę... i wszyscy
Mnie kiedyś zobaczą.
Wspomnienia na lepszy nasz czas
W ciemnych miejscach
Pełnych nocy
Włączyłem starą latarkę
Ze sklepu, o którym już
Nic nie mógłbym powiedzieć...
...
Zwabiłem kogoś,
Starca, co zapomniał,
Jak odpycha się ziemi.
Goni je.
On goni moje światełko...
...
Wschodzą pierwsze promienie...
Dnieje... to wszystko już nie jest
Potrzebne.
Pełnych nocy
Włączyłem starą latarkę
Ze sklepu, o którym już
Nic nie mógłbym powiedzieć...
...
Zwabiłem kogoś,
Starca, co zapomniał,
Jak odpycha się ziemi.
Goni je.
On goni moje światełko...
...
Wschodzą pierwsze promienie...
Dnieje... to wszystko już nie jest
Potrzebne.
Pierwsza gwiazdka
W wielkich światach
Gwiazd zapomniałem parasolki.
Te spadają.
One lecą... w odległą czerń
I nic nie wskazuje na to,
By kiedyś miały nas sięgnąć...
...
Patrzymy... dal...,
Są. Bardzo daleko
Wyciągamy ręce,
A oświetlają je tylko drobne
Oczy dzieci,
Reflektory starców...
Gwiazd zapomniałem parasolki.
Te spadają.
One lecą... w odległą czerń
I nic nie wskazuje na to,
By kiedyś miały nas sięgnąć...
...
Patrzymy... dal...,
Są. Bardzo daleko
Wyciągamy ręce,
A oświetlają je tylko drobne
Oczy dzieci,
Reflektory starców...
Bezsenność
W cichych pieśniach
Dalekiego zachodu...
Jestem.
Przysiadłem na szczycie
I nie chcę patrzeć w dół...
Okryła go noc,
Za nią- jej kompan- sen...
A ja mam lęk wysokości.
Nikt nie wie, że tu jestem.
To wszystko przez sen.
Słońce zachodzi...
Przychodzą pierwsze gwiazdy.
Dalekiego zachodu...
Jestem.
Przysiadłem na szczycie
I nie chcę patrzeć w dół...
Okryła go noc,
Za nią- jej kompan- sen...
A ja mam lęk wysokości.
Nikt nie wie, że tu jestem.
To wszystko przez sen.
Słońce zachodzi...
Przychodzą pierwsze gwiazdy.
Latarki
W wielkich miastach
Uschliśmy,
Jak złote dalekie łany...
Czekamy świtu...
Tyle głów i pierwsze
Promienie.
Patrzymy...
Wszyscy kurczowo trzymają
Gasnące latarki.
To już ostatnie...
W wielkich miastach.
Uschliśmy,
Jak złote dalekie łany...
Czekamy świtu...
Tyle głów i pierwsze
Promienie.
Patrzymy...
Wszyscy kurczowo trzymają
Gasnące latarki.
To już ostatnie...
W wielkich miastach.
Bożyszcze
W wielkich miastach
Bawię się przelatującą chwilą.
Patrzę... jestem.
Patrzę... znikam,
Jakby niesiony
Do tam daleko majaczącej łuny...
...
Wszyscy patrzą...,
Widzę.
Podnieśli głowy.
Widzę.
Cień, widać długi cień...
To już zachód, daleko...,
Obok wielkich miast.
...
Widzimy...
Bawię się przelatującą chwilą.
Patrzę... jestem.
Patrzę... znikam,
Jakby niesiony
Do tam daleko majaczącej łuny...
...
Wszyscy patrzą...,
Widzę.
Podnieśli głowy.
Widzę.
Cień, widać długi cień...
To już zachód, daleko...,
Obok wielkich miast.
...
Widzimy...
poniedziałek, 23 grudnia 2019
niedziela, 22 grudnia 2019
Portret pewnych ludzi
W wielkich miastach
Widziałem szeregi złotych latarni.
Jaśniało...,
A one powoli gasły.
Widziałem szeregi złotych latarni.
Jaśniało...,
A one powoli gasły.
sobota, 21 grudnia 2019
Utopia
W wielkich miastach,
Widziałem...
Noc.
I w te nocne, gwieździste wieczory
Tyle głów.
Widziałem...
Tyle wielkich, małych, powykrzywianych głów,
A żadne się nie odzywały.
Nie mogły.
Nie mogły parsknąć, choćby zapłakać.
Nie mogły tego zrobić w wielkich miastach.
Nie mogły... w nocne, gwieździste wieczory.
Nikt nie wiedział dlaczego.
...
Ja też.
I poszedłem dalej, jaśniało...
Widziałem...
Noc.
I w te nocne, gwieździste wieczory
Tyle głów.
Widziałem...
Tyle wielkich, małych, powykrzywianych głów,
A żadne się nie odzywały.
Nie mogły.
Nie mogły parsknąć, choćby zapłakać.
Nie mogły tego zrobić w wielkich miastach.
Nie mogły... w nocne, gwieździste wieczory.
Nikt nie wiedział dlaczego.
...
Ja też.
I poszedłem dalej, jaśniało...
piątek, 20 grudnia 2019
czwartek, 19 grudnia 2019
Gwiazda betlejemska
W wielkich miastach
W grudniu stałem pod
Sklepowym szyldem.
Przechodzili ludzie...
W grudniu stałem pod
Sklepowym szyldem.
Przechodzili ludzie...
środa, 18 grudnia 2019
Małpka
W wielkich latach byłem
Na jarmarku Boga.
Nie miałem butów,
Miałem złoty łańcuch.
I grałem na nim w karty.
Na jarmarku Boga.
Nie miałem butów,
Miałem złoty łańcuch.
I grałem na nim w karty.
Bezdomny
W zimnych latach widziałem
Wielkich pożeraczy złotego piachu.
I uciekłem przed nimi do
Szklanych lasów.
Wielkich pożeraczy złotego piachu.
I uciekłem przed nimi do
Szklanych lasów.
Złodziej
W wielkim mieście
Zgubiłem dom i posłodzoną
Herbatę.
Ludzie patrzą...
Nie zdążę kupić nowej.
Zgubiłem dom i posłodzoną
Herbatę.
Ludzie patrzą...
Nie zdążę kupić nowej.
Ornitolog
W wielkich miastach
Wieść niesie,
Że wszyscy mają swój mały, własny dom
Za przelatującymi właśnie
Szklanymi ptakami.
Widzę...
...
Wieść niesie,
Że wszyscy mają swój mały, własny dom
Za przelatującymi właśnie
Szklanymi ptakami.
Widzę...
...
poniedziałek, 16 grudnia 2019
Autobiografia
Miałem kilka długich lat.
W innych mnie
Wcale nie było...
Jakbym w ogóle nie żył.
Spóźniony
W innych mnie
Wcale nie było...
Jakbym w ogóle nie żył.
Spóźniony
Farma
Ociekam nią.
Wszędzie pełno substancji.
Leje się z głów
I z wyciągniętych rąk.
A w górze palą się żarówki.
Wszędzie pełno substancji.
Leje się z głów
I z wyciągniętych rąk.
A w górze palą się żarówki.
niedziela, 15 grudnia 2019
Życzenie
Wystawiliśmy posąg.
Wielki jak w bajkach.
Mijamy go,
A ktoś mi powiedział,
Że jest to moje spełnione
Złote życzenie.
Wielki jak w bajkach.
Mijamy go,
A ktoś mi powiedział,
Że jest to moje spełnione
Złote życzenie.
Ściana
Stałem przy ścianie świata.
I nic nie widziałem,
Było całkiem szaro.
Założyłem kapelusz
I poszedłem w swoją stronę.
I nic nie widziałem,
Było całkiem szaro.
Założyłem kapelusz
I poszedłem w swoją stronę.
Wróżby
Woda spokojnie spływała z wodospadu...
Jarzyło ogromne słońce
I wszystko, co się stanie i co się już
Zadziało,
To wszystko było pewne.
...
Wszyscy o tym wiedzieliśmy.
Jarzyło ogromne słońce
I wszystko, co się stanie i co się już
Zadziało,
To wszystko było pewne.
...
Wszyscy o tym wiedzieliśmy.
Podręcznik do logiki
W wielkim półświecie
Jak pięknie mieszają się kolory.
Raz rosną..., to raz opadają.
Upadły sklepy z kalejdoskopami,
A podręczniki logiki kurzą się
W wielokolorowych bibliotekach.
Nikt tego nie zobaczy.
Nikogo nie ma.
Pusto.
Jak pięknie mieszają się kolory.
Raz rosną..., to raz opadają.
Upadły sklepy z kalejdoskopami,
A podręczniki logiki kurzą się
W wielokolorowych bibliotekach.
Nikt tego nie zobaczy.
Nikogo nie ma.
Pusto.
Ptaki
Na północnym zachodzie
Widziałem mijające słońce ptaki.
Odleciały tam, jakby topiąc się w morzu.
Jakby żegnając się ze światem.
Widziałem mijające słońce ptaki.
Odleciały tam, jakby topiąc się w morzu.
Jakby żegnając się ze światem.
Pochód
W wielkich latach
Mijałem wielkie budynki.
Patrzę, szare.
Szkło.
Rzędy szkła.
Rzędy głów za i przed oknami.
...
Wyłączam latarkę.
Ciemno.
Łby i świetliste ich oczy.
Pozłacane gałęzie...
Ryk.
Cisza...
Mijałem wielkie budynki.
Patrzę, szare.
Szkło.
Rzędy szkła.
Rzędy głów za i przed oknami.
...
Wyłączam latarkę.
Ciemno.
Łby i świetliste ich oczy.
Pozłacane gałęzie...
Ryk.
Cisza...
Góra
Patrzę,
Trwają spiczaste góry.
Szare...
Słońce.
Jestem na szczycie, skaczę...
Odległe..., znika.
Nie widać nic więcej.
Trwają spiczaste góry.
Szare...
Słońce.
Jestem na szczycie, skaczę...
Odległe..., znika.
Nie widać nic więcej.
Nocna podróż
W wielkim ciemnym lesie...
Jestem.
Rozpływam się...
Płynę z gałęziami...
Nurt.
Spokojne wody...
Noc.
Jestem.
Rozpływam się...
Płynę z gałęziami...
Nurt.
Spokojne wody...
Noc.
Gwieździste noce
...
Drobne światełka wskazywały
W pół do ósmej.
Wszyscy podnieśli głowy.
Fala...
Ciemno.
...
Przeleciał drobny punkt.
...
Wszyscy opuścili głowy.
Fala...
Wracają do domów.
Drobne światełka wskazywały
W pół do ósmej.
Wszyscy podnieśli głowy.
Fala...
Ciemno.
...
Przeleciał drobny punkt.
...
Wszyscy opuścili głowy.
Fala...
Wracają do domów.
wtorek, 10 grudnia 2019
Moje książki
Światy- https://mamiko.pl/rafal-pigon-swiaty/
Światy t. II- https://mamiko.pl/rafal-pigon-swiaty-t-ii/
poniedziałek, 9 grudnia 2019
Kraty
"Życie nie jest teatrem. Absolutnie.
Jest więzieniem dla skrajnie ubogich.
Metalową kratą..."
Zanotował to w pozłacanym notatniku
I wszyscy bili mu brawa.
Widziałem, ja również.
Wszyscy bili mu brawa.
Jest więzieniem dla skrajnie ubogich.
Metalową kratą..."
Zanotował to w pozłacanym notatniku
I wszyscy bili mu brawa.
Widziałem, ja również.
Wszyscy bili mu brawa.
Wyczekiwanie
W wielkim mieście... ciemno.
Wypatruję wschodu następnego poranka.
Minął ptak... Minęła cała chmara ptaków.
Stoję...
Cisza..., widzę...
Wszystko trwa, trwa tak długo,
Tak długo, jakby nigdy nie miało się skończyć.
Wschód...
Wypatruję wschodu następnego poranka.
Minął ptak... Minęła cała chmara ptaków.
Stoję...
Cisza..., widzę...
Wszystko trwa, trwa tak długo,
Tak długo, jakby nigdy nie miało się skończyć.
Wschód...
Spacer
W mieście pośród zimy... Noc.
Ptak, widzę, urywek, chaos. Księżyc...
Jestem. Stoję w całkiem czarnych butach.
Nie trzyma się mnie śnieg.
Nie kracze na mnie ptak. Noc...
Nie oświetla księżyc.
Ptak, widzę, urywek, chaos. Księżyc...
Jestem. Stoję w całkiem czarnych butach.
Nie trzyma się mnie śnieg.
Nie kracze na mnie ptak. Noc...
Nie oświetla księżyc.
piątek, 6 grudnia 2019
Lot ptaka
Zabrałem ze sobą kilka kartek
Na wypadek przygód.
Lecę...
Przyglądają mi się ptaki.
Dziobią...
Nikt nie chce witać człowieka.
Spadam,
A ze mną całkiem białe kartki.
To nie mój świat.
Ptaki.
Na wypadek przygód.
Lecę...
Przyglądają mi się ptaki.
Dziobią...
Nikt nie chce witać człowieka.
Spadam,
A ze mną całkiem białe kartki.
To nie mój świat.
Ptaki.
W zimnym miesiącu
A ja tak zwykłem zakładać
Czarne kapelusze w zimnym miesiącu grudniu.
W zimnym miesiącu grudniu czekają
Mnie śniegi i całkiem ostygła herbata.
I panie w kożuchach, za którymi można się
Obejrzeć.
Nic w tym platonicznego, lecz tak właśnie
Dobrze nam, dobrze nam...
Tak dobrze jest właśnie
W zimnym miesiącu grudniu.
Kiedy wszyscy patrzą.
Czarne kapelusze w zimnym miesiącu grudniu.
W zimnym miesiącu grudniu czekają
Mnie śniegi i całkiem ostygła herbata.
I panie w kożuchach, za którymi można się
Obejrzeć.
Nic w tym platonicznego, lecz tak właśnie
Dobrze nam, dobrze nam...
Tak dobrze jest właśnie
W zimnym miesiącu grudniu.
Kiedy wszyscy patrzą.
Ulotka
W wielkich podróżach aż do świtu
Mijałem zamki,
Lecz te puste, gdzie spojrzeć...
Trawy, dalekie, dalekie trawy.
...
Pędzę, a zewsząd mijają mnie panie
I całkiem mężni panowie.
Wziąłem od nich ulotkę.
Wyrzuciłem.
Wszędzie trawy, dalekie, dalekie trawy
Aż do tam w dali wstającego świtu.
Mijałem zamki,
Lecz te puste, gdzie spojrzeć...
Trawy, dalekie, dalekie trawy.
...
Pędzę, a zewsząd mijają mnie panie
I całkiem mężni panowie.
Wziąłem od nich ulotkę.
Wyrzuciłem.
Wszędzie trawy, dalekie, dalekie trawy
Aż do tam w dali wstającego świtu.
Subskrybuj:
Posty (Atom)