W głośnych miejscach
Mijamy ciche
Dni.
Jeśli miałbym porównywać z czymś zapach miłości, porównałbym go z zapachem kwitnącej wiśni.
Translate
czwartek, 26 grudnia 2019
Mali Bogowie
W ciemnych przestrzeniach
Nocy spadłem z wielkiego
Zegara, zawieszonego gdzieś
Na ciemnym niebie,
Do grubych zasp śniegu,
Nie zdążyłem oddać swego rzutu
Śnieżką...
...
Zbudziłem się we dnie,
Poprawiłem czapkę,
Zdjąłem wełniane,
Zakładając skórzane, rękawiczki.
I poszedłem do czekającej mnie pracy...
Nocy spadłem z wielkiego
Zegara, zawieszonego gdzieś
Na ciemnym niebie,
Do grubych zasp śniegu,
Nie zdążyłem oddać swego rzutu
Śnieżką...
...
Zbudziłem się we dnie,
Poprawiłem czapkę,
Zdjąłem wełniane,
Zakładając skórzane, rękawiczki.
I poszedłem do czekającej mnie pracy...
Ściemnienie w ludzkich oczach
W wielkich czasach
Długich i tych całkiem
Przykrótkich mijałem
Zeszłoroczne gwiazdy...
A były one ciepłe, gorące,
Aż czasem parzyły.
...
I byłem całkiem sam...,
Trącałem je ręką,
A one spadały...
Leciały..., Jak małe dzieci,
Co nie boją się zgubić.
Nie boją się uciec w daleką,
Niepoznaną noc.
Długich i tych całkiem
Przykrótkich mijałem
Zeszłoroczne gwiazdy...
A były one ciepłe, gorące,
Aż czasem parzyły.
...
I byłem całkiem sam...,
Trącałem je ręką,
A one spadały...
Leciały..., Jak małe dzieci,
Co nie boją się zgubić.
Nie boją się uciec w daleką,
Niepoznaną noc.
Zabawa w śniegu
W ciemnych miejscach
Naszych wspólnych nocy
Mijałem pociemniałe
Od mroku budynki...
I sklepy z jarzącymi się
Witrynami.
...
Zdjąłem rękawiczki,
Sprawdzając wiele kieszeni.
Jaśniało...,
Wziąłem kogoś za rękę
I poszliśmy się rzucać śnieżkami.
Naszych wspólnych nocy
Mijałem pociemniałe
Od mroku budynki...
I sklepy z jarzącymi się
Witrynami.
...
Zdjąłem rękawiczki,
Sprawdzając wiele kieszeni.
Jaśniało...,
Wziąłem kogoś za rękę
I poszliśmy się rzucać śnieżkami.
Daleko za firanką
W wielkich
Mahoniowych salach
Spotkałem kilka złotych myśli.
I schowałem je do szklanego
Puzderka,
Bo tu nie wykiełkują.
...
Uciekłem w gwiazdy, lecz tam nie
Miałyby nawet jak zaczerpnąć tchu,
A zresztą, zgubiłyby się
Wśród nieodgadłych wzorów
Tamtejszych przestrzeni.
...
Wróciłem.
W moich mahoniowych salach
Zamknąłem moje złote myśli
W drobnej, jeszcze ciemniejszej szafce.
I poszedłem zobaczyć ludzi.
Mahoniowych salach
Spotkałem kilka złotych myśli.
I schowałem je do szklanego
Puzderka,
Bo tu nie wykiełkują.
...
Uciekłem w gwiazdy, lecz tam nie
Miałyby nawet jak zaczerpnąć tchu,
A zresztą, zgubiłyby się
Wśród nieodgadłych wzorów
Tamtejszych przestrzeni.
...
Wróciłem.
W moich mahoniowych salach
Zamknąłem moje złote myśli
W drobnej, jeszcze ciemniejszej szafce.
I poszedłem zobaczyć ludzi.
Słowo z formaliny
W wielkich miastach
Nie mamy już swoich
Lat.
Nie mamy swoich przestrzeni.
...
W dal ulatują nasze kolejne chwile.
I w dal lecą dobre słowa i chęć,
Która nie odnajdzie adresata.
...
W dal lecą strzępy obgryzionych
Paznokci i wyrwanych włosów.
W dal lecą...,
Bo nie mamy już swoich lat.
Nic z nas nie pozostało.
Nie mamy już swoich
Lat.
Nie mamy swoich przestrzeni.
...
W dal ulatują nasze kolejne chwile.
I w dal lecą dobre słowa i chęć,
Która nie odnajdzie adresata.
...
W dal lecą strzępy obgryzionych
Paznokci i wyrwanych włosów.
W dal lecą...,
Bo nie mamy już swoich lat.
Nic z nas nie pozostało.
Tym, co nie dorośli
W ciemnych miejscach
Patrzyłem w wymyśloną
Twarz srebrnym obłokom.
One grzmiały, a czasem sunęły spokojnie,
Jak niektórzy suną przez życie.
Ale to tylko obłoki...
Coraz dalsze, niknące...
I już nas prawie nie widać.
Patrzyłem w wymyśloną
Twarz srebrnym obłokom.
One grzmiały, a czasem sunęły spokojnie,
Jak niektórzy suną przez życie.
Ale to tylko obłoki...
Coraz dalsze, niknące...
I już nas prawie nie widać.
Teodycea
W świecie długich nocy
I całkiem przykrótkich poranków
Zaplatamy warkocze.
Długie..., wymyślne,
Sięgające ogniska tych, co nie
Mieli się gdzie podziać.
One zajmują się ogniem
I ci, co przechodzą,
Mogą ogrzać ręce.
I całkiem przykrótkich poranków
Zaplatamy warkocze.
Długie..., wymyślne,
Sięgające ogniska tych, co nie
Mieli się gdzie podziać.
One zajmują się ogniem
I ci, co przechodzą,
Mogą ogrzać ręce.
Ciepłe oddechy
W miejskich
Słowach zimą chodzą słuchy,
Że nad wielkimi rzekami
Grasuje zielony potwór.
...
I nikt nie potrafił sobie wyobrazić
Tylu naraz kolorów.
Słowach zimą chodzą słuchy,
Że nad wielkimi rzekami
Grasuje zielony potwór.
...
I nikt nie potrafił sobie wyobrazić
Tylu naraz kolorów.
Sodowe latarnie
We wczesnogrudniowych
Porach zamoczyłem swój długi,
Elegancki płaszcz.
On pokrył się mrozem
I powoli zamarzłem dla świata,
Boga i okolicznych kobiet.
Szyłem go przez bardzo długi czas
I gdybym komuś o tym powiedział,
W odpowiedzi bym usłyszał:
"Panie, jest środek lata,
Jest południowa pora,
Jest nam wszystkim ciepło,
A ponadto, nikt nie nosi
Dziś takich płaszczy."
Porach zamoczyłem swój długi,
Elegancki płaszcz.
On pokrył się mrozem
I powoli zamarzłem dla świata,
Boga i okolicznych kobiet.
Szyłem go przez bardzo długi czas
I gdybym komuś o tym powiedział,
W odpowiedzi bym usłyszał:
"Panie, jest środek lata,
Jest południowa pora,
Jest nam wszystkim ciepło,
A ponadto, nikt nie nosi
Dziś takich płaszczy."
Komety ubogich
W miejskim lecie
Puszczamy nasze marzenia,
Które przeschły od łez na słońcu.
One lecą...
Tam w dal..., gdzie błękit
Styka się z nocą.
...
Będziemy patrzeć na nie przez
Długie teleskopy,
Będziemy widzieć je w kartach
Astrologów.
...
One lecą...
I nigdy do nas nie wrócą.
Puszczamy nasze marzenia,
Które przeschły od łez na słońcu.
One lecą...
Tam w dal..., gdzie błękit
Styka się z nocą.
...
Będziemy patrzeć na nie przez
Długie teleskopy,
Będziemy widzieć je w kartach
Astrologów.
...
One lecą...
I nigdy do nas nie wrócą.
Zdechły pies
W wielkich miastach
Nastał mrok.
Odleciały nasze ptaki...,
Nasze pociechy.
...
Wszyscy płaczą,
Czekają pierwszej gwiazdki...
To jedna z wielu historii,
Do której wszyscy się przyznają
I która zawsze nam na końcu zostanie.
Mgła.
Nastał mrok.
Odleciały nasze ptaki...,
Nasze pociechy.
...
Wszyscy płaczą,
Czekają pierwszej gwiazdki...
To jedna z wielu historii,
Do której wszyscy się przyznają
I która zawsze nam na końcu zostanie.
Mgła.
Lot bezdomnych
W biednych miejscach
Świata mamy dmuchane
Ptaki.
Lecą... i nigdy już nas nie opuszczą,
Póki starczy nam rąk.
Świata mamy dmuchane
Ptaki.
Lecą... i nigdy już nas nie opuszczą,
Póki starczy nam rąk.
Przepalone latarki
W miejscach pięknych
Nastroszyłem pióra
I oślepiło mnie słońce.
...
W miejscach ciemnych
Nastroszyłem pióra
I wszyscy skierowali
Na mnie swe wypalone oczy.
Nastroszyłem pióra
I oślepiło mnie słońce.
...
W miejscach ciemnych
Nastroszyłem pióra
I wszyscy skierowali
Na mnie swe wypalone oczy.
Ci, co przekroczyli świat
W odległych rejonach świata
Dotykam krańce
Ludzkiego poznania,
Powiększając swój.
Rosnę...
Moja kartka jest coraz pełniejsza,
Lecz jeszcze tyle w niej miejsca.
...
Widzę... kolejne słońca,
Daję sobie nowe imiona,
Kolejne wyszukane kapelusze,
Wymyślam nowych ludzi,
W tym całkiem niezrodzone kobiety.
...
I nikt się mi nie sprzeciwi,
Bo przekroczyłem świat
I nikt tam, prócz mnie, nie dotarł.
Dotykam krańce
Ludzkiego poznania,
Powiększając swój.
Rosnę...
Moja kartka jest coraz pełniejsza,
Lecz jeszcze tyle w niej miejsca.
...
Widzę... kolejne słońca,
Daję sobie nowe imiona,
Kolejne wyszukane kapelusze,
Wymyślam nowych ludzi,
W tym całkiem niezrodzone kobiety.
...
I nikt się mi nie sprzeciwi,
Bo przekroczyłem świat
I nikt tam, prócz mnie, nie dotarł.
Kartograf
W wielkich czasach
Patrzyły się na mnie ciche
Dni i ciche miesiące.
Nie widziałem ich końca,
Jak nie widzi się końca oceanu
I gdzie jedyna droga wiedzie
Właśnie przez niego.
...
Wypłynąłem,
Trzymając pustą kartkę.
Nie pamiętam, skąd ja wziąłem.
Patrzyły się na mnie ciche
Dni i ciche miesiące.
Nie widziałem ich końca,
Jak nie widzi się końca oceanu
I gdzie jedyna droga wiedzie
Właśnie przez niego.
...
Wypłynąłem,
Trzymając pustą kartkę.
Nie pamiętam, skąd ja wziąłem.
Okulary przeciwsłoneczne
W wielkich przestrzeniach
Późnych pór
Widziałem ciemniejące słońce.
Nawoływało mnie swym
Czystym bezkresem,
Palącym ogniem i światłem,
Które straszyło mrok.
...
Kazało wyrzucić plakietkę Sodomity...
Uciekłem.
W moim mieście nikt mi nic nie każe.
Słońce zachodziło...
I nastała noc.
Późnych pór
Widziałem ciemniejące słońce.
Nawoływało mnie swym
Czystym bezkresem,
Palącym ogniem i światłem,
Które straszyło mrok.
...
Kazało wyrzucić plakietkę Sodomity...
Uciekłem.
W moim mieście nikt mi nic nie każe.
Słońce zachodziło...
I nastała noc.
Ruja
W wielkich, spiczastych
Miastach wyszły nagie kobiety,
Choć wcale nie widziałem
Szczegółów.
Patrzyłem przez lornetkę
I przez zbyt długi teleskop.
...
Nieświadomie się oblizywałem,
Te szły, jakby z niczego nie zdawały
Sobie sprawy.
Patrzyły się w jedno miejsce,
Zobaczyłem, przerażony,
Patrzyły się we mnie,
Stojącego na wielkim, spiczastym balkonie.
Miastach wyszły nagie kobiety,
Choć wcale nie widziałem
Szczegółów.
Patrzyłem przez lornetkę
I przez zbyt długi teleskop.
...
Nieświadomie się oblizywałem,
Te szły, jakby z niczego nie zdawały
Sobie sprawy.
Patrzyły się w jedno miejsce,
Zobaczyłem, przerażony,
Patrzyły się we mnie,
Stojącego na wielkim, spiczastym balkonie.
Pocałunek w ironicznej porze
W jasnych promieniach
Wschodu
Wyszliśmy na taras,
By zapomnieć o świecie,
Byle tylko pamiętać,
Jak to jest być człowiekiem.
Wschodu
Wyszliśmy na taras,
By zapomnieć o świecie,
Byle tylko pamiętać,
Jak to jest być człowiekiem.
Tu nie wolno palić
W małomiasteczkowych
Latach paliłem
Fajkę o wschodzie,
Kończąc, kiedy wszyscy zakrywali się
Kołdrami.
...
A z dymu mogłem tworzyć
I kółka, i kwadraty,
I plany od wschodu do zachodu
Swych przyszłych małomiasteczkowych
Lat.
Latach paliłem
Fajkę o wschodzie,
Kończąc, kiedy wszyscy zakrywali się
Kołdrami.
...
A z dymu mogłem tworzyć
I kółka, i kwadraty,
I plany od wschodu do zachodu
Swych przyszłych małomiasteczkowych
Lat.
Wektory
W cichym półuśmiechu
Gwiazd wysyłamy przedłużenia
Swych ciał.
...
I śmiech jest i u nas, i tam,
Choć skierowane
W przeciwną stronę.
Gwiazd wysyłamy przedłużenia
Swych ciał.
...
I śmiech jest i u nas, i tam,
Choć skierowane
W przeciwną stronę.
Dom rodzinny
W swych długich latach
Mieszamy swe życia
Z tymi innymi
I próbujemy naszą ludzką
Zupę.
...
Nikt tu nie jest anorektykiem,
A jedynie może mnieć bardziej
Monotonne smaki.
Ja jestem otyły,
Choć smak od lat już ten sam.
Mieszamy swe życia
Z tymi innymi
I próbujemy naszą ludzką
Zupę.
...
Nikt tu nie jest anorektykiem,
A jedynie może mnieć bardziej
Monotonne smaki.
Ja jestem otyły,
Choć smak od lat już ten sam.
Łóżko w kręgu soli
W małych miejscach
Ukryliśmy się przed wielkim światem.
Przed grubymi i przed
Zbyt piskliwymi głosami.
...
Mówimy o przeszłych czasach
I o tych, co się mogą
Jeszcze przydarzyć.
Ogień powoli dogasa-
Jaśnieje...
Nowy dzień w wielkim, raz grubym,
Raz w nazbyt piskliwym mieście.
Ukryliśmy się przed wielkim światem.
Przed grubymi i przed
Zbyt piskliwymi głosami.
...
Mówimy o przeszłych czasach
I o tych, co się mogą
Jeszcze przydarzyć.
Ogień powoli dogasa-
Jaśnieje...
Nowy dzień w wielkim, raz grubym,
Raz w nazbyt piskliwym mieście.
Wiara w gwiazdy
W wielkich miesiącach
Życia
Uciekłem na świetliste
Spadające gwiazdy,
Zmuszając je, by te
Przelatywały na widoku
Ludzkich oczu.
Wbrew nakazom bożym.
Wbrew ludzkim nadziejom,
A zresztą, i tak nikogo tu nie widziałem.
Życia
Uciekłem na świetliste
Spadające gwiazdy,
Zmuszając je, by te
Przelatywały na widoku
Ludzkich oczu.
Wbrew nakazom bożym.
Wbrew ludzkim nadziejom,
A zresztą, i tak nikogo tu nie widziałem.
Zamieć ludzkiej stałości
W zimnych nocach
Widziałem zmarzłe ręce
Powykrzywianych twarzy...
Potwory.
Stare i te całkiem młode...
Stwory ludzkiej ziemi.
Stwory trzymające krzyże
I te, które trzymały
Tylko koniuszek czyjegoś szalika.
...
Wziąłem go.
I wziąłem krzyż na wszelki wypadek.
I poszedłem dalej.
Widziałem zmarzłe ręce
Powykrzywianych twarzy...
Potwory.
Stare i te całkiem młode...
Stwory ludzkiej ziemi.
Stwory trzymające krzyże
I te, które trzymały
Tylko koniuszek czyjegoś szalika.
...
Wziąłem go.
I wziąłem krzyż na wszelki wypadek.
I poszedłem dalej.
Kukły w rękach przeznaczenia
W ciasnych i krętych
Jakże ulicach
Byłem ja,
A w całych tych długich liniach,
O całkiem miejskim zachodzie
Czyjegoś życia,
Zobaczyłem panią w czarnym płaszczu.
Patrzyła się w dal,
A ja właśnie w dali byłem.
...
I biegłem..., a gdy już mogłem odróżnić
Jej nos i jej czerwone od zimna policzki,
Patrzyła się w dal...,
Ale tam już nikogo nie było.
Jakże ulicach
Byłem ja,
A w całych tych długich liniach,
O całkiem miejskim zachodzie
Czyjegoś życia,
Zobaczyłem panią w czarnym płaszczu.
Patrzyła się w dal,
A ja właśnie w dali byłem.
...
I biegłem..., a gdy już mogłem odróżnić
Jej nos i jej czerwone od zimna policzki,
Patrzyła się w dal...,
Ale tam już nikogo nie było.
Tu w dole ja
W wielki przeddzień wiecznego życia
Zaprzyjaźniłem się ze
Swymi potworami.
One mnie wzięły, pokazując
Swój potworny świat...
...
A ja musiałem mu mówić,
Dlaczego mnie przy sobie
Nie było.
Byłem mały.
Zaprzyjaźniłem się ze
Swymi potworami.
One mnie wzięły, pokazując
Swój potworny świat...
...
A ja musiałem mu mówić,
Dlaczego mnie przy sobie
Nie było.
Byłem mały.
Łańcuch pokarmowy
W wielkich przestrzeniach
Dopadł mnie gwiezdny potwór.
Stwór kosmiczny,
Patrzyłem..., a on zajadał
Spadające gwiazdy.
...
Na ludzkim niebie noc.
A na niej jest już coraz mniej smug.
A w dole mniej zaciśniętych rąk i małych,
Ludzkich dzieci.
Dopadł mnie gwiezdny potwór.
Stwór kosmiczny,
Patrzyłem..., a on zajadał
Spadające gwiazdy.
...
Na ludzkim niebie noc.
A na niej jest już coraz mniej smug.
A w dole mniej zaciśniętych rąk i małych,
Ludzkich dzieci.
Mali, duzi ludzie
W małych miastach,
Wśród ciemni kosmosu
I promieni wielu, wielu słońc,
Skakali mali ludzie.
Skakali ze szczęścia
I nic nie wskazywało na to,
By mieli kiedyś przestać.
...
I z góry nie było widać,
Czy to, że są nazbyt młodzi,
Czy już o wiele za starzy.
Wśród ciemni kosmosu
I promieni wielu, wielu słońc,
Skakali mali ludzie.
Skakali ze szczęścia
I nic nie wskazywało na to,
By mieli kiedyś przestać.
...
I z góry nie było widać,
Czy to, że są nazbyt młodzi,
Czy już o wiele za starzy.
Szyld z napisem- Wolność
W dalekich sklepach
Mijałem pajacyki.
Te miały kapelusz, brodę,
Lecz były też i całkiem młode,
A nawet pajacyki- dzieci.
Niemowlaki, te, które już
Dawno umarły,
Które wierzyły w zmartwychwstanie,
Które w nic nie wierzyły.
I takie, które umarły za wcześnie
I które się dopiero narodzą.
I te piękne, i te, które
Wiedzą, jak są brzydkie, choć
Nie zastanawiałem się, czy mają rację.
...
Wybiegłem.
Był zachód..., tam w dali jarzący się zachód,
Przede mną... i jeszcze,
I jeszcze jedne drzwi.
Mijałem pajacyki.
Te miały kapelusz, brodę,
Lecz były też i całkiem młode,
A nawet pajacyki- dzieci.
Niemowlaki, te, które już
Dawno umarły,
Które wierzyły w zmartwychwstanie,
Które w nic nie wierzyły.
I takie, które umarły za wcześnie
I które się dopiero narodzą.
I te piękne, i te, które
Wiedzą, jak są brzydkie, choć
Nie zastanawiałem się, czy mają rację.
...
Wybiegłem.
Był zachód..., tam w dali jarzący się zachód,
Przede mną... i jeszcze,
I jeszcze jedne drzwi.
Wieczna noc
W tarasach ludzkiego
Szczęścia
Noc...
A ja mijam gwiazdy,
Te... powieszone na
Srebrnych sznureczkach
Kołyszą się..., jakby...
A zresztą, i oni, i ja też się
Już z tamtąd nie ruszę.
Szczęścia
Noc...
A ja mijam gwiazdy,
Te... powieszone na
Srebrnych sznureczkach
Kołyszą się..., jakby...
A zresztą, i oni, i ja też się
Już z tamtąd nie ruszę.
Non omnis moriar
W wielkich wodach
Widać małe łodzie.
Te płyną..., a nocą
Ich drogę oświetlają
Ludzkie rozmowy,
Mącenie nurtu...
Ten płynie i nic nie wskazywałoby na to,
By kiedyś miał przestać.
Widać małe łodzie.
Te płyną..., a nocą
Ich drogę oświetlają
Ludzkie rozmowy,
Mącenie nurtu...
Ten płynie i nic nie wskazywałoby na to,
By kiedyś miał przestać.
Nielot
W wielkich mgłach
Jestem..., wypatrujący ptactwa.
Ich czarnych skrzydeł,
Które, wśród szarości,
Zdawać by się były tak realne...
Tak długie..., realne, jakbym
Mógł i ja rozpostrzeć ręce...
I lecieć. Wysoko, wysoko...
Ponad wielkie mgły.
...
Nic jednak nie leci.
Nie ma powietrza.
Jestem..., wypatrujący ptactwa.
Ich czarnych skrzydeł,
Które, wśród szarości,
Zdawać by się były tak realne...
Tak długie..., realne, jakbym
Mógł i ja rozpostrzeć ręce...
I lecieć. Wysoko, wysoko...
Ponad wielkie mgły.
...
Nic jednak nie leci.
Nie ma powietrza.
Subskrybuj:
Posty (Atom)