Nim wicher pewną ręką schwieje,
Nim padną z konia wsze nadzieje...
I nim mgła senna myśl omroczy,
Wprzódy widziałem twoje oczy.
Boże, nie w bitwie, dasz w starości...
A gdy już bieleć będą kości,
Pomnij, gdy wyjdzie ksiądz z chorałem,
Nim jego, wprzód jej głos słyszałem.
W końcu, gdy strach najdzie ostatni,
Gdy z czuć wyzbyty w krwistej matni
Zwyciężę, czyli zetną w męce,
Nie swoje czułem, lecz twe serce.
Jeśli miałbym porównywać z czymś zapach miłości, porównałbym go z zapachem kwitnącej wiśni.
Translate
poniedziałek, 27 lipca 2020
sobota, 25 lipca 2020
Dziadek do orzechów
W kieszeni płaszcza- pełno
Drobin, mnóstwo papierków
Po cukierkach.
Kasztanowe włosy-
Na jego zbyt długie.
W kieszeni-
Kieszonkowy zegarek-
Syndrom dawnych lat.
Kawałek papierosa.
Spodnie, spodnie, spodnie,
Na samym dnie ząb mleczny.
Taki był mój dziadek,
A w zasadzie to, co po nim
Pozostało.
Z grubsza, jedynie to,
Co zapamiętałem,
A w zasadzie bardziej to,
Co mi powiedzieli.
Drobin, mnóstwo papierków
Po cukierkach.
Kasztanowe włosy-
Na jego zbyt długie.
W kieszeni-
Kieszonkowy zegarek-
Syndrom dawnych lat.
Kawałek papierosa.
Spodnie, spodnie, spodnie,
Na samym dnie ząb mleczny.
Taki był mój dziadek,
A w zasadzie to, co po nim
Pozostało.
Z grubsza, jedynie to,
Co zapamiętałem,
A w zasadzie bardziej to,
Co mi powiedzieli.
czwartek, 23 lipca 2020
Szumy
Nad sznurami czarnych,
Długich drzew gnają coraz szybciej
Granatowe chmury…
Czujny ptak uciekł z chybotliwej gałęzi,
pośrodku szumów szykując się
Do dłuższego lotu.
A nieopodal stary rower-
Przewrócony, poddany zerwanym wnet
Wichrom…
Idzie burza.
Trzecie życzenie
A o 20:00 z wolna
Odlatują żurawie, utonąć
W chylącym się, poczerwieniałym już dniu...
Tak nadchodzi noc...
Tak odchodzą ptaki.
Tak odchodzą styrane opiekunki Schorowanych,
Zostawiając tych śpiących, spokojnych
I ślepych, jak dzieci, przy dogasających
Drwach.
Tak też w końcu odszedłem i ja,
Zapłacić za wynajęte mieszkanie.
I pójść, schorowany i ślepy, za ulatującym
Dymem.
Odlatują żurawie, utonąć
W chylącym się, poczerwieniałym już dniu...
Tak nadchodzi noc...
Tak odchodzą ptaki.
Tak odchodzą styrane opiekunki Schorowanych,
Zostawiając tych śpiących, spokojnych
I ślepych, jak dzieci, przy dogasających
Drwach.
Tak też w końcu odszedłem i ja,
Zapłacić za wynajęte mieszkanie.
I pójść, schorowany i ślepy, za ulatującym
Dymem.
niedziela, 19 lipca 2020
Tym zapatrzonym w gwiazdy
Pękate statki lecące
Po niebie nigdy tak naprawdę
Nie istniały.
Nie istniały tak naprawdę
Ani zamki z piasku,
Ani miecz z patyka na końcu
Nie okazał się ostry.
...
Te wszystkie nieprzydatne
Rzeczy zostały już dawno zapomniane.
Nic tych nie czeka,
Co najwyżej potykająca się o nie
Jakaś zbłąkana życiowa niezdara,
Pytająca się gwiazd o drogę.
Po niebie nigdy tak naprawdę
Nie istniały.
Nie istniały tak naprawdę
Ani zamki z piasku,
Ani miecz z patyka na końcu
Nie okazał się ostry.
...
Te wszystkie nieprzydatne
Rzeczy zostały już dawno zapomniane.
Nic tych nie czeka,
Co najwyżej potykająca się o nie
Jakaś zbłąkana życiowa niezdara,
Pytająca się gwiazd o drogę.
piątek, 17 lipca 2020
Drętwota
Ptak na gałęzi ciężko
Odleciał, zostawiając jeszcze
Ciepłe gniazdo.
Kiedy niknie słońce,
Warto poszukać bezpiecznego
Schronienia na noc.
Odleciał, zostawiając jeszcze
Ciepłe gniazdo.
Kiedy niknie słońce,
Warto poszukać bezpiecznego
Schronienia na noc.
Wieża Babel
W istocie... mrok.
Na tle bezsensownej nocnej próżni-
Potrzeba mocy,
Wszechmocy i mocno
Obitych butów.
...
Kiedy w dali zajaśniało...,
Wielki stalowy człowiek był
Już gotowy stawić
Czoło słońcu.
...
Z odległości można sądzić,
Że cały je zakrywał.
Od przodu- że nawet nie
Zmrużył oczu.
Trudno mi to opisać słowami.
Na tle bezsensownej nocnej próżni-
Potrzeba mocy,
Wszechmocy i mocno
Obitych butów.
...
Kiedy w dali zajaśniało...,
Wielki stalowy człowiek był
Już gotowy stawić
Czoło słońcu.
...
Z odległości można sądzić,
Że cały je zakrywał.
Od przodu- że nawet nie
Zmrużył oczu.
Trudno mi to opisać słowami.
Złomowisko
A wśród starych
I wyblakłych już gwiazd, dawno
Skarłowaciałych,
Rozciągał się, jak ocean, Bóg...
Z góry widziałem
Stare, opuszczone rakiety
I pluszowego psa bez oka,
I remizę plastikowych strażaków...
...
Odwróciłem wzrok.
Jaśniało niebo, wyrzuciłem
Ostatnie yoyo i poszedłem spać.
I wyblakłych już gwiazd, dawno
Skarłowaciałych,
Rozciągał się, jak ocean, Bóg...
Z góry widziałem
Stare, opuszczone rakiety
I pluszowego psa bez oka,
I remizę plastikowych strażaków...
...
Odwróciłem wzrok.
Jaśniało niebo, wyrzuciłem
Ostatnie yoyo i poszedłem spać.
Subskrybuj:
Posty (Atom)