Znęcam się nad słowem.
Pocieszenia.
Choć na chwilę przenieść się
Tam, gdzie nikt nie będzie mnie
Widzieć.
Nikogo zatem już nie ma...
Pocieszenia.
Choć na chwilę przenieść się
Tam, gdzie nikt nie będzie mnie
Widzieć.
Nikogo zatem już nie ma...
Do bezkresnych łanów zbóż.
Do drzewa pośrodku.
A ja przy tym drzewie...
Liczę snujące się chmury.
Okalają mnie chrząszcze.
Szum liści...
A tam...
Tam horyzont i majaczące
Kontury lasów.
Do drzewa pośrodku.
A ja przy tym drzewie...
Liczę snujące się chmury.
Okalają mnie chrząszcze.
Szum liści...
A tam...
Tam horyzont i majaczące
Kontury lasów.
Nigdy nie będzie żniw.
Nigdy to nie dojrzeje.
Nie istnieje dla owoców.
Istnieje...,
lecz nie chcę jeszcze wychodzić.
Nigdy to nie dojrzeje.
Nie istnieje dla owoców.
Istnieje...,
lecz nie chcę jeszcze wychodzić.
Bo być może spotkam
Pleciony kapelusz.
Drobne ręce..., uśmiech.
Sukienkę.
Spotkam słowo i zrozumienie.
Pleciony kapelusz.
Drobne ręce..., uśmiech.
Sukienkę.
Spotkam słowo i zrozumienie.
Ale obym zawsze mógł uciec.
I znów podziwiać sam zboża.
Sam dotykać drzew.
I znów podziwiać sam zboża.
Sam dotykać drzew.
I sam zamykać oczy wśród
Snujących się chmur.
To czuje mnie w ciszy. W szeleście...
Snujących się chmur.
To czuje mnie w ciszy. W szeleście...
Niech taka będzie śmierć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz