Topię. Tonę w bezbrzegach
Idyllicznych bezkresów...
Skądże znów. To czerń. To drzewa,
Bagienne wyrostki mgieł.
Kres.
To nieważne.
Idyllicznych bezkresów...
Skądże znów. To czerń. To drzewa,
Bagienne wyrostki mgieł.
Kres.
To nieważne.
W tamtej oddali.
W cichej, osłoniętej,
Kicają dwa białe króliki.
W cichej, osłoniętej,
Kicają dwa białe króliki.
A więc świętość.
Więc niewinność.
Bóg jako zwierzę.
Nadzieja.
Więc niewinność.
Bóg jako zwierzę.
Nadzieja.
To tylko mgły,
Panie, panie
W surducie z moczarów.
Pochłonie pana błoto.
To bagno. Bulgocząca wilgoć.
Wilgoć zzieleniała. Spita nadzieją.
Panie, panie
W surducie z moczarów.
Pochłonie pana błoto.
To bagno. Bulgocząca wilgoć.
Wilgoć zzieleniała. Spita nadzieją.
W tamtej oddali.
Tej mrocznej nocy.
Czy tam w tym śnie...
Widzieliśmy
Dwa białe kicające króliki.
Tej mrocznej nocy.
Czy tam w tym śnie...
Widzieliśmy
Dwa białe kicające króliki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz