Translate

poniedziałek, 18 lutego 2019

Pani w czarnym kożuchu

Jakby to dla
Pani ująć?

Jak pieśń gwiazd,
Dzieci czarnej nocy.

A jakże składnie zawrzeć?

To wszystko, refreny
Ciem, nocy motyli.

Bo tamta pani co to i z mgłą,
O nocnych kroplach, 
Co roszą buty, chcąc nań uciec.
A to z nami, czarnymi ludźmi.
Czarnymi ludźmi z czarnymi...
Butami.

Wkomponowanymi, nocny obraz...
...

Gdzież ta latarnia, światło boskie, 
Ludzkie oczy?
Ciemni sylwetki, nasza noc nas
Nie zaskoczy.
Ma maro mgielna, gdzież ty,
Łuną wskaż czasami!

Bo wprzód widziałem nieraz.
Szła gdzieś pewna pani.
A jakże pani, ciemna, jakże
I ponura.
A od nas ludzi wyszła.
Przeszła. Poszła.
Bzdura!

Jakże by pięknie tak,
By modlić się do Boga.
A głową przy niej być.
A sercem czy w noc.
Trwoga.

To trwoga boska, czy
Z miłości ustanawia.
Swe prawa nocy ciemnej.
Pieśni wielkiej.
I tak mi serce wciąż, a naraz się
Odnawia,
Że i piękniejsze są za dnia.
Lecz postanawiam!...
...

Uleci nieraz.
Ktoś umilknie...
Nieraz stuknie dziobem.
I już jest dzień. Noc nasza, zbuki.
Rozeszli się ludzie.
I już wstało słońce.
Odleciały...
I pieśni, czarne buty, kruki.

Tylko ta Rosa, ludzka, święta, nowa
Nie pamięta poprzedniego życia. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz