Kroczą czarnymi chodnikami.
Poskręcane, wijące.
Szerzące się, hen, już zwężone.
Poskręcane, wijące.
Szerzące się, hen, już zwężone.
W alei szerokiej ich wielkie posągi.
Ciemne, a różne, bo jedna gruba,
Jak słonie tam czarne i martwe już chyba,
Walające się gdzieś obok ciemnych róż.
Jedna z długą głową, ze zbyt krótką ręką.
A i ohydną stopą w zczerniałych półbutach.
Ciemne, a różne, bo jedna gruba,
Jak słonie tam czarne i martwe już chyba,
Walające się gdzieś obok ciemnych róż.
Jedna z długą głową, ze zbyt krótką ręką.
A i ohydną stopą w zczerniałych półbutach.
Wielkie, przestrojne i opojne damy
W swych czarnych, koronkowych sukniach
Kroczą do powyginanego pałacu.
Lśniącego, łyskającego czernią,
Jak smok jakiś zły, gruby.
Bo opuchły był ten pałac.
...
Kroczą do powyginanego pałacu.
Lśniącego, łyskającego czernią,
Jak smok jakiś zły, gruby.
Bo opuchły był ten pałac.
...
Lecz tam w górze, gdzie najcieplej
Pod czarnymi chmurami,
Widać szczyt, wielką, prostą kolumnę,
A z niej kolor prześwituje.
Jaki, nikt nie wie.
Może i czarny.
I nikt nie wie dlaczego.
Pod czarnymi chmurami,
Widać szczyt, wielką, prostą kolumnę,
A z niej kolor prześwituje.
Jaki, nikt nie wie.
Może i czarny.
I nikt nie wie dlaczego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz