Zdaje się ciemnieć. Chmurzyć. Blask!
Złoto, całe wydmy. Wydmy po ciemne horyzonty!
Jasne, połyskliwe. I blask, i chałdy
W tę cichą i w tę czarną noc...
Złoto, całe wydmy. Wydmy po ciemne horyzonty!
Jasne, połyskliwe. I blask, i chałdy
W tę cichą i w tę czarną noc...
Oblekła wszystko, rodząc białe okruchy.
To gwiazdy, białe dzieci ciemni.
Tulone jej milczącym spokojem.
A wiem, bo czasem osypie się kilka
Złotych kruszyn.
To jej oddech i cisza.
Potem jest tylko cisza.
Cisza dwóch mieniących się sklepień.
To gwiazdy, białe dzieci ciemni.
Tulone jej milczącym spokojem.
A wiem, bo czasem osypie się kilka
Złotych kruszyn.
To jej oddech i cisza.
Potem jest tylko cisza.
Cisza dwóch mieniących się sklepień.
Przy krześle, cichym dodatku,
Pomarszczone, wygięte drzewo.
Powyginane gałęzie, wijące się,
Sięgające tak odległego.
Tam w górze, tam białe okruchy!
A może to już jej oczy...
Nie, to tylko gwiazdy.
Pomarszczone, wygięte drzewo.
Powyginane gałęzie, wijące się,
Sięgające tak odległego.
Tam w górze, tam białe okruchy!
A może to już jej oczy...
Nie, to tylko gwiazdy.
I krzesło, dodatek człowieka,
Jego pewnego raju,
Raju pewnego człowieka.
Gdzie mógłby przysiąść.
Spojrzeć tam w górę.
Gdzieś osunie się kilka złotych kruszyn,
Przysypane obwałem braci.
Nie widzieć ich więcej.
...
Raju pewnego człowieka.
Gdzie mógłby przysiąść.
Spojrzeć tam w górę.
Gdzieś osunie się kilka złotych kruszyn,
Przysypane obwałem braci.
Nie widzieć ich więcej.
...
To jeden z wielu rajów.
Otwieram oczy, nastaje dzień.
Pamiątką krzesło,
Dodatek pewnego człowieka,
Co przysiadł tu tylko na chwilę.
Otwieram oczy, nastaje dzień.
Pamiątką krzesło,
Dodatek pewnego człowieka,
Co przysiadł tu tylko na chwilę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz