Zionącej nieprzebraną czernią...,
Chaosem niezliczonych gwiazd.
...
Tych skrzydeł,
Ognistych, łaknących krzyku ślepi.
Jarzących szponów.
On leciał, wił się...
Te wszystkie. Te dzikie kolory,
W tę czarną, udającą ślepą toń.
A może po prostu wszystko wiedziała.
...
Potem było słychać powolne tupanie.
Małe oczy zwrócone w szkarłatną bestię.
To tylko chłopiec,
Chłopiec, który nie mógł spać.
Którego nie utuliła noc,
Księżyc nie zmrużył mu oczu.
A może, może chcieli oni popatrzeć
Na wielki, kolorowy latawiec.
Na wielkiego smoka
Wijącego się wśród gwiazd...
Wśród tych, co śpią
I tych, co nigdy w to nie uwierzą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz