Pod parasolem,
Tak co dzień wolę
Kroczyć po mętnym, ziemskim padole,
Roszonym zewsząd trosk wielu łzami...
Całymi dniami.
Naokół mijać sierdzące burze.
Okraczać wielkie po metr kałuże,
Dziwić się, którym, gdy je zobaczą,
Już po nich skaczą!
Którym nie gorsze mokre mankiety,
Miną parasol, ściągną kaszkiety,
By obnażonym stanąć po zmierzchu...
Twarzą do deszczu.
Śmiejąc się groźbie rychłej powodzi,
Pary, samotni, starzy i młodzi,
Patrzący w niebo, pomimo chłodu,
Tak bez powodu.