Translate

poniedziałek, 30 grudnia 2019

W dół

Ja uciekłem hen, precz,
Do rajskich motyli.
Patrzę...
One lecą..., obsiadając czubki
Naszych nosów, bo
Byli tam i inni nasi znajomi.
...

Przyjdzie nam taki czas,
Padnie zmrok.
Widzę...
On pochłonie nas i rajskie
Nasze motyle, tak, że nie
Spostrzeżemy czubków naszych nosów.
...

W ten nieznany mi czas pamiętaj,
Że siebie znaliśmy.
I, proszę, mów mi- znajdziemy siebie-
Tak jak nas rajskie znalazły motyle.

niedziela, 29 grudnia 2019

Złota klatka

Zleciałem na wielką,
Jarzacą się w nocy ciepłem,
Polanę, a ta... wielka, lub na taką
Wyglądała tylko w nocy,
Że można się było zgubić...

I patrzyłem w jej jarzące się oczy...,
Patrzyłem, szedłem...
A ze mną szli ludzie tacy,
Co noszą długie do kolan płaszcze
I tacy też, co ubierają pociemniałe od siebie
Sukienki...
Byli tak daleko...
To było tak wielkie,
Że nikt na siebie nie wpadał.

Mający skrzydła

Mając skrzydła,
Patrzę na wielkie,
Rozciągłe aż tam w dal...
Przestrzenie boże, które dziś
Właśnie pokryją się dla nas nocą...,
Tak mówią...
Ta rozciągnie się wokół naszych głów.
My...,
Boży badacze tego, co nigdy
Ma się nie wydarzyć,
Trzymamy w dłoniach swe małe,
Skitrane po kieszeniach lornetki
Ze szczerego złota...,
Które ktoś nam dał, pamiętam...,
Gdy nie patrzył Bóg.

Obserwacje

Gdzieś tam, słuchaj...,
W ciemnej, soczystej dali...
Patrz ze mną.
Patrz, bo za wielką szybą
Świata możemy
Wypatrzeć gwiazdy.
...

A gdy już je zobaczysz...,
Mów mi o nich
I mów wszystkim tym,
Którzy nocą wpatrują się sami
W górę..., szukając
Widzących ich oczu.

sobota, 28 grudnia 2019

Gdzie dzień styka się z nocą

W odległych czasach gwiazd...
Szukamy lasów...
I wielkich drzew,
Na które będą mogły wspinać się
Aż tam małe dzieci.
...

Mijamy całe przestrzenie rosłe...,
Których nie objąłby nam żaden
Pan, ani żadna jakakolwiek pani.
Jest ciemna noc, widzę...,
A, gdy wzejdzie słońce,
Przyjdą ci mali, co nie gościli za długo
W świecie dużego człowieka.

Worek z dobrą twarzą

W przeddzień zimnej
I ludziom długiej nocy...
Znalazłem starą panią.
Ta szła w ciemniejące chwile do domu...,
A sprzedawała i mi,
I innym z nas twarze.
Dziś jednak... całkiem nie wziąłem
Pieniędzy.
I nie mogłem kupić tej właśnie konkretnej,
A była ładna, z odrobiną litości
Na ustach, w oczach i nieco na policzkach.
...

I poszedłem do domu,
Ciemniało...
I nastawał zmierzch.

Pierwszy i ostatni

W niepoznane i innym ludziom
Ni gwiazdom też noce,
Zbudowałem swój duży samolot,
By przeniósł mnie
On w me marzenia senne...,
Tułające się w zmęczonych
Oczach nad ranem.
...

On mnie wzniósł,
Ja leciałem..., jakby rzucony
Czyjąś silną ręką.
A w końcu, nie widząc ludzi,
I siebie nawet nie widziałem.
Dokładnie sprawdzając, szczęście,
Nie zabrałem lustra.

Drzwi ze starego drewna

W wielkich, odległych
Krainach z nocnego, wysokiego
Dla człowieka lotu...
Ujrzałem niezmierzone przestrzenie
I ciemne jeszcze bardziej, i jaśniejsze
Nieco, które będziemy mogli odkryć...
...

Poleciałem...,
Ale szybko naraz zawróciłem,
Bo jak na razie było mi całkiem
I ciepło, i dobrze.
I nie chciałem wiedzieć.

Lot daleki do Boga

W barwnych mgłach nocnych,
Zdawać by się mogło,
Nieskończonych i po nienazwane
Przez ludzi horyzonty...
Wzleciałem,
Patrząc mi lepszych światów.
A w tej drodze niebieskiej
I milach, jakie na pewno pokonałem,
Nie było ani jednej stałej i twardej
Przestrzeni, gdzie mógłbym wylądować
I odpocząć...
Kończyło się paliwo...,
Opadłem.
I przygarnęli mnie ludzie.

Powrót z dalekich dróg

W wielkich przestrzeniach
Ciemniejącego lata...
Mijałem w swym locie długim
Grupkę małych dzieci,
Bawiących się na drzewach obok
Spokojnego strumienia...
...

W latach już mi jakże dalszych
Ujrzałem to samo miejsce,
Starszy, a jednak utkwiło
Mi ono w mej cichej, prywatnej pamięci.
Pobiegłem...
...

A w wielkich przestrzeniach
Ciemniejącego lata...
Stało tam rosłe, w dal
Wielkie, świetliste, ludzkie miasto
I zakaz, całkowity zakaz lotu.

Łapiący motyle w deszcz

W wielkich ludzkich światach
Widziałem, jak ktoś,
Kogo wcale nie znam,
Upuścił swą siatkę na motyle.
...

Ja, badacz dobrego smaku,
Chciałem mu podać,
A może i powiedzieć
"Dzień dobry panu, chyba coś
Pan zgubił...",
Ale już jak dawno widziałem
Zostawione yoyo, lalki...
I uśmiechnięte misie.
...

I ja się uśmiechnąłem,
I poszedłem dalej.

Kraina Deszczowców

Na wielkim moście
W deszcz stoję pośród
Ciemniejącego nieba.
I w marach swych rosnę
Do świetlistych, pełnych
Mego spełnienia krain,
W którym są i moje,
I inne przyjazne mi głosy.
I życie, które chciałbym schować
Gdzieś głęboko
I już wcale od siebie nie puszczać.
...

Aż skończy się deszcz.

Z map kreślonych małą dłonią

W świeckich miastach
Pełnych małych i większych gwiazd
Uleciałem..., jako dziecko,
Od, w noc cichą oblekłych, ludzkich,
W dal rosłych światów.
...

Jakbym nigdy tu już nie postawił stopy...,
Wróciłem,
Jak wyrosła mi broda,
Do w dal ciemniejących, ludzkich miast...
I założyłem i kapelusz, i całkiem
Na miarę uszyty mi garnitur.
I poszedłem ulicą ciemną, patrząc,
Jak w jaśniejące i mniejsze,
I większe, jak pamiętam, gwiazdy
Ulatują ci, potrafiący latać.

W poszukiwaniu dobrych dusz

W miejskich
Obrzeżach, gdzie panuje zachód...,
Widziałem, jak zza ciemnych
Granic rosłych, ludzkich miast...
Wychodzą dzieci, by bawić
Się w słońcu, choć tam panuje noc
I choć wszyscy już od lat
Tak naprawdę
Są w łóżkach.
...

Nikt o tym nie wie, a i ja nigdy
Nie przypuszczałem,
Póki nie wzrosło mi w oczach
Wielkie słońce..., oślepłem,
Nie mogąc dojrzeć swego świata.

Na późne lata

W światach, gdzie można znaleźć
Lepsze wspomnienia w grudniu,
Zaprowadziliśmy swe najmłodsze
Dzieci i wykupiliśmy
Dlań wszystkie nam znane dni świąt.
By im starczyło do zmierzchu
I gdy nastanie u nas noc.

Ośrodek lepszych nas

W miejskich ośrodkach
Szczęśliwszych Od Nas Ludzi
Wykupiłem całodobowe pakiety.
I leczyli mnie, i w wielkich parkach
Tego świata chodziłem,
Potykając się co i raz o nowe wątpliwości.
...

Myślałem o tym od dni krótkich
Do długich, mroźnych nocy.
Zrobiłem długą listę..., już zresztą
Nie pamiętam, co było na niej
I nie pamiętam już, co tutaj
W swych czasach robię.

Widzę, chodzę po wielkich parkach.
Potykam się i chodzą wraz ze mną
Ludzie.

Potomek człowieka

W latach niepomiernie
Ciemniejszych, niż na jakie
Stać jest człowieka,
Szukamy jaśniejących obszarów
Nieba
I tam w dali lecących ptaków.
...

Nic jednak nam nie leci,
Bo nic nie ma już w świecie
Samego człowieka
Prócz drobnych, zapomnianych
O swoim kolorze zabawek,
Topionych w ludzkich światów
Błotach.

Atlas moich obsesji

W miejskich ogrodach świetnych
Zapomnieliśmy, a wszyscy, o tym,
Co moglibyśmy tu jeszcze weń zrobić.
I bawiliśmy się we wciąż młodym słońcu,
I było nam dobrze, jak świetne
Były nasze w miastach wyrosłe ogrody.
...

W czas, gdy naszły w nim poszarzałe
Chmury, ujrzałem drobną, chudą
Alejkę, a tam, patrzę, wszyscy wszystko cięli
Długimi, wychudzonymi rękami,
A podobno przez długi,
Nieznany nikomu czas
W świetnych w miastach naszych wyrosłych
Ogrodach...
Uciekłem.

Łowca uśmiechów

W miejskich Alejach
Dobrych Życzeń
W nocy, gdy nikt nie patrzy,
Zostawiamy na drobnych,
Wyrwanych zeszytom kartkach,
Nasze drobne marzenia,
A tak lekkie..., patrzę, że nie wiem,
Czy jakieś tam w dal nocy nie uleci.
...

A gdy jaśnieje już słońce..., zwiastun
Spełnionych nadziei, wyglądają, patrzą...
I ja wyglądam przez okno.
I nic tam już nie ma.
Wszyscy się uśmiechają, drobnie...,
By nikt tego nie spostrzegł
I idą wszyscy, i ja idę
W swój ludzki, prosty czas...
...

Czasami zza jakichś
Rogów, których nie objął ranek,
widziałem schowanych wiele rzędów
Mioteł.
Ale poszedłem,
Bo nie chciałem tam patrzeć.

Paciorki na nitce od spodni

W ciemniejący zachodach,
Starcach dnia i przodkach
Nieznanych nam jeszcze nocy...,
Jestem.
Ja patrzę się w dal ciemniejącą...
I słucham, zewsząd, słyszę ludzkie
Głosy...
Naraz uleciały ptaki, by stopić się
Z tonącym w ludzkich ziemiach słońcem.
Otworzyłem oczy..., wiedząc już,
Rozmawiałem z Bogiem.

Motyl na sznurku z jedwabiu

W zaciemnionych jeszcze
Niepoznaną nocą miejscach
Puszczamy w dal...,
W spoglądające na nas gwiazdy,
Nasze małe życzenia,
A te fruną tam...,
Jak drobne, na wpół żywe motyle.
Te żyć będą nam tak długo,
Jak im pozwolimy. Pamiętaj...
Będziemy w dnie nasze i noce
Więksi, one lecieć tam będą...
I świecić, i szukać, głupie,
Spadających gwiazd.

piątek, 27 grudnia 2019

Ci, co żyli z nami za krótko

W wielkich ciemnych
Lasach jarzą czasami niepoznane
Historie, o których można mówić,
Że są tylko proste, bo ludzkie.
...

My poszliśmy z kompasem
I tobołkiem z termosem
I świeżymi kanapkami,
A także z przynętą na te wszystkie
Niezwykłości,
Które serwuje człowiek.
...

Do ciemnego wielkiego lasu
Weszli ci, co żyli tu jeszcze za krótko.

Gdzie dzień trwa całe życie

W świecie ludzkim,
Patrzyłem...,
Mrok.
Patrzyłem,
Gwiazdy.
I w tym wszystkim musiały być nasze dzieci.

W słońcu

W malowniczych barwach
Wschodu, jak z obrazu...,
Bawimy się na wielkich
Dla naszych rąk drzewach,
Jedząc i jedząc całe garście
Owoców.
I patrzymy na słońce,
I wcale nas nie oślepia.
I bawimy się,

A był wczesny ranek
I mieliśmy mokre stopy.

Świat pewnych ludzi

W pieśniach
Palącego wschodu
Rosną dzikie trawy.
I wozy ciągną... aż hen,
Gdzie cała ziemia ludzka
Styka się z tym wszystkim,
Co mamy jeszcze zobaczyć.
Płacze dziecko...
I ktoś mu musi coś zaśpiewać,
A nikt zbytnio śpiewać nie umie.
To tylko wozy, ciągną się... w dal wozy widzę
Na dzikich, dalekich trawach.

Nienawrócony

W wielkich miastach
Patrzę w górę...
Świat kona.
W lecącym w nas
Ognistym wyroku Boga
...

Patrzymy na rzędy naszych
Grzesznych dłoni,
Drzemy biblię...,
Choć i niektórzy ją nawet całują...
Ja ukryłem się z innymi
W ciemnej, ludzkiej norze.
...

A wśród palących gwiazd, patrzę,
Ktoś biegnie, kogoś woła...,
Ale już ani ja, ani nikt inny, kogo,
Nie słyszał.

Kompas o trzech kierunkach

W nocnej zamieci śnieżnej...
Patrzę świateł, znaków
Rozkładających się na niebie...
Mrok.
Ten owionął moją zlęknioną duszę.
On zabrał mnie do świata
Bez rąk i bez oczu
I ani tam człowieka,
Ani Boga nie ma,
Ani poznanych gwiazd.

Pożegnanie z Eldorado

W miejscach pięknych
W zachodzącym słońcu
Patrzę..., to ulatują ptaki,
A ja lecę z nimi..., choć
Mając zamknięte oczy.
Te mijają, są za szybkie,
A tak prędkie, że budząc się,
Przerażony, odkrywam...
Nie umiem latać.

Przeddzień potopu

W miejscach ludzkich
Pragnień zgubiliśmy
Całe powodzie
Wyrwanych włosów,
Zrobiliśmy z nich łódki
I popłynęliśmy szukać świata,
Gdzie to wszystko nam na powrót
Odrośnie.

Kolęda dla ludzi

Uważajcie piękni
I świetliści, bo ktoś
Z was spadnie tam w dół
I nikt was nie podniesie.
...

Będziecie sami po granicę świata...
I tylko tam mogący rosnąć,
Padniecie.
A ja będę patrzył na was z gór ludzkich,
Jako wasz stwórca i pan.

Apostoł wraca do domu

W czasach świętych miejsc
Znalazłem kilka budynków rosłych,
Świetlistych w nocy,
Pod którymi zasnąłem,
Bojąc się ciemności...
A były one zamknięte.

Lampki choinkowe

W miejskich domach
Zeszłego świata dało się
Słyszeć dalekie..., ulatujące w boży
Świat słowa, które dla nas z czasem
Umierały.
...

W moim i twoim świecie
Już nie ma takich domów
I nie ma słów, które by z czasem
Mogły gdzieś tam ulecieć..., bezskrzydłe.
A choćby umrzeć gdzieś w starych głowach.

Ludzie- Anioły

W pierwszych miejscach
Dopiero co zrodzonych ludzi
Widziałem nurt...,
Który prowadził aż tam do możliwości,
Których poznać nie mogłem.
Byłem późnym człowiekiem.
...

Spojrzałem w górę...,
Zobaczyłem zimne, ćmiące groźnie
We mnie słońce, odszedłem...
I wróciłem.
Bo nie jestem jak z dawno astrologiem.

Demon z zeszłej niedzieli

W wyschłych już dla
Oczu porach zeszłego dnia,
Może mi się zdaje,
Widziałem anioła w płaszczu
I w czarnych trzewikach.
Ten stał obok wielkiego, aż pod czerniejące
Naraz niebo, krzyża.
Ja spytałem się, co ten tutaj robi.
On zgasił, lekko dusząc niedopałek, cygaro.
Poklepał mnie po ramieniu
I poszedł do w nocy roztwartej tawerny
O jego właśnie imieniu,
Nie pamiętam...
...

Ja pobiegłem za nim,
Aż zbudziły mnie złote promienie ranne
Kolejnego ludzkiego tygodnia...

Nie wydałem jednak tej nocy ani grosza.

Nocnymi ścieżkami

W nienazwanych zakamarkach
Zimowej nocy
Wyszliśmy w pogoń odległego
Wschodu... wprost do ludzkich parków,
Choć żadne z nas prawnie
Nie mogło choćby przegonić zbyt
Wcześnie szturchniętej muchy.
...

Biegliśmy tak daleko,
Aż dogoniliśmy słońce.
Było wielkie...,
Jakby miało oślepić,
Lecz nie oślepiało.
A my..., jakbyśmy jaśnieli i jakby jaśniały
Szturchnięte z nami muchy, tak wolne,
Że i nam się biec odechciało, a zresztą...
...

I tak rannym oczom ukaże się dzień,
A na okrytej szronem ławce dwa stare,
Mrozem skute
Ludzkie posągi.

Przyjaciel od Boga

W pięknych porach
Krótkich zimowych wieczorów
Widziałem długich ludzi,
A nim zdołałem zdać sobie
Choćby sprawę, to mijają mnie cienie,
Zacząłem z nimi rozmowę...
...

Kończyło się ludziom słońce,
A zdania układały się nam na całą,
Długą noc,
Bo obiecali, że, nieobecni dla oczu,
Zostaną.

Król motyli

W piękniejszych
Swych latach życia
Spotkałem kogoś,
Kto mi dziękował, jakby
Chciał mi podziękować.
A ja coś zrobiłem, na pewno coś,
Choć teraz sobie nie przypomnę
Lub tak naprawdę nie chcę o tym mówić.
...

To wraca do mnie w snach
I w nich rozsiewa słońce.
Jest późna wiosna...
Późną wiosną
Wracają motyle.

Winobluszcz o dwóch korzeniach

W ciemnych grudniowych
Miejscach
Dostaliśmy się lotem,
Jakby sennym, do naszych
Wspólnych pór, które
Każde z nas już chyba dawno
Pogrzebało, nie paląc
Tym świeczek.
...

One rosną...,
Póki nam wierzą w światło,
W jeszcze następny wschód,
A choćby ten nie miał się skończyć
Zmierzchem.

Bożek Bachus

W cichych miejscach,
Gdzie nie zajrzy oko,
Złowiłem piękniejszą głowę.
I za gałęziami, które
Udostępnili mi poszukiwacze lepszych dusz,
Złożyłem kobietę.
Ona wstała,
Spojrzała się na mnie...
I nie mogła nic więcej powiedzieć.

Portret mojego króla

W cichym nocnym
Półświecie ze starych już snów
I z na wpół realnych opowiadań
Wysnułem lepszy
Obraz samego siebie.
I powiesiłem go sobie nad łóżkiem.
...

Potem poszedłem... w stronę
Jaśniejących przestrzeni,
Bo wschodziło słońce.
Podbiegli do mnie ludzie...
I zanieśli, gdzie wszyscy z nas śpią.
Tak mówią...

Rewolucja starych ludzi

W wielkich miastach
Nocą wskazywaliśmy
Sobie tam w dali jaśniejące
Rakiety...
Lecz, że to one, dowiedzieliśmy się
Już dawno, jak dawno po śmierci.

Legendy miejskie

W wielkich miastach
Na nieznanej mi północy
Podobno są i tacy,
Którzy paniom dają
Całe piękne światy, które mogłyby
Jeszcze powstać,
Te zrobione są zawsze z bursztynu.

Bursztynowy człowiek

W zimnej grudniowej
Nocy idę..., a jakby szły
I ze mną w parze rosłe,
Wystrojone światłem drzewa...
...

Światła ludzkie i..., gdzie spojrzę,
Ciebie widzę, a jakby
W blaskach cień długi,
Ten ciągnie się
Przez mą całą drogę...
Ta nie wiem, gdzie się kończy.
...

Wiem jednak to,
Te drzewa i Ty...
To wszystko do pierwszych świateł dnia.
A ja pójdę dalej.

Świat po drugiej stronie dnia

Z miejskich
Ośrodków Czułego Słuchu
I Dobrych Twarzy
Uciekłem,
Idąc w odległe jaśniejące
Od starszych gwiazd noce,
Do złotych budowli,
Gdzie twarze są zbyt biedne,
By weń patrzeć,
A oczy ważniejsze od naszych
Pięknych uszu.

Dzikus

W dobrych i bożych misjach
Ludzkiego świata
Uciekamy do zielonych
Przestrzeni o tylko naszych nazwach,
By stopić się w nich z kolejnymi
Latami niepoznanych...
By stworzyć ogień...
I przywołać dymy
Z dawnych nam tylko dobrych nocy
I złożyć je w pamiątce,
Że jesteśmy,
Nasz wielki Świecie.

Dorobek kilkunastu trybów

W wielkich światach ludzkich
Znalazłem kieszonkowy zegarek.
I pobiegłem do domu zobaczyć,
Która godzina.
Sprawdziłem... Nastawiłem.
I poszedłem dalej przez niezmierzony,
Stary, ludzki świat.

Wizytówka dla pozostałych

W cichych westchnieniach
Tamtejszych, już
Z dawna ludzkich, światów,
Tworzymy nowe, wielkie
I coraz większe budowle,
Które nam świecą.
Chowamy tam siebie,
By nigdy już nie zobaczyć słońca,
Ale nie jest ono wcale nam
Nawet potrzebne...,

Bo kochamy się wszyscy
I wszystko jest nam dobre.

Eden panów i pań

W miejskich
Parkach ludzkiego świata
Usłyszałem głośnie przestrzenie
I pobiegłem...

A w nich ujrzałem
Drobne spełnienia mych zamkniętych
Głęboko marzeń.
I zostałem tam na zawsze...
...

Dobrzy ludzie, zanieście mi chleb.
Tu wcale nam nic nie rośnie.

Wniebowstąpienie

W cichych miejscach
Człowieka
Potarłem zapałkę...
I stało się jasno,
I zajaśniały mi wszelkie słońca...
Przyszli do mnie bogowie
I całkiem ładne boginie
Wszelkiej maści i wszelkich
Kolorów oczu..., choć
Podobały mi się bardzo konkretne.
I oślepłem na to,
Co roztaczali pod moimi stopami.
...

Odszedłem wraz z nimi
W niepoznaną dla ciała dal...
Słońca powoli gasły...
I nastała ciemność.

Prometejskie instynkty

W wielkich miastach
Zagubiłem swój pęczek latarni-
Moje własne światło w ciemnej
Mej drodze...
Idę po pustych, rozmokłych
Od porozrzucanych płaszczy, ulicach,
Szukając fioletowych, czerwonych,
Po prostu kolorowych sukienek,
Jakie można zobaczyć w promieniach
Moich latarni na moim małym pęczku
I jakie już kiedyś dawno,
 gdy jaśniało, widziałem.
Jest ciemno... Jest strasznie ciemno
I całkiem nic nie widać.
Nie mogę wyjść z miasta.
I bardzo się boję.

Stary dom młodych

W długich ciemnych nocach
Suną kształty
Długich chmur, stworów nocnego nieba...
Nieopodal, widzę...
Nadgryziony jasnymi
I tymi zaciemnionymi
Ludzkim czynem latami...
Ale... i tak nikt nigdy nie wiedział,
Co to za dom lub nikt nigdy
Nie był go zbytnio ciekawy.
...

I wziąłem moich kolegów...
Weszliśmy i zapaliliśmy
Przyniesione skądś lampki.
I na powrót wszystko ujrzeliśmy...

Ciepłe wspomnienia z dni ludzkich

W głośnych rozmowach
Nocnych łapiemy skrawki ciszy
I ciepłego kominka, w który
Możemy to wszystko rzucić
I całkiem wszystko spalić.
...

W cichych dniach szukamy
Długich cieni ludzi, którzy
Przechodzą i na których
Czasem padnie nieświadome
Nas słońce.

Jaskinia pełna ludzi

W przeddzień wielkich
I strasznych dni włączamy
Nasze własne latarki...
I świecimy nimi sobie po oczach,
By nie zapomnieć światła.
I by marzyć o nim,
Gdy opadnie zmrok.
Marzyć na lepszy czas.

czwartek, 26 grudnia 2019

Pielgrzymi życia

W głośnych miejscach
Mijamy ciche
Dni.

Mali Bogowie

W ciemnych przestrzeniach
Nocy spadłem z wielkiego
Zegara, zawieszonego gdzieś
Na ciemnym niebie,
Do grubych zasp śniegu,
Nie zdążyłem oddać swego rzutu
Śnieżką...
...

Zbudziłem się we dnie,
Poprawiłem czapkę,
Zdjąłem wełniane,
Zakładając skórzane, rękawiczki.
I poszedłem do czekającej mnie pracy...

Ściemnienie w ludzkich oczach

W wielkich czasach
Długich i tych całkiem
Przykrótkich mijałem
Zeszłoroczne gwiazdy...
A były one ciepłe, gorące,
Aż czasem parzyły.
...

I byłem całkiem sam...,
Trącałem je ręką,
A one spadały...
Leciały..., Jak małe dzieci,
Co nie boją się zgubić.

Nie boją się uciec w daleką,
Niepoznaną noc.

Zabawa w śniegu

W ciemnych miejscach
Naszych wspólnych nocy
Mijałem pociemniałe
Od mroku budynki...
I sklepy z jarzącymi się
Witrynami.
...

Zdjąłem rękawiczki,
Sprawdzając wiele kieszeni.
Jaśniało...,
Wziąłem kogoś za rękę
I poszliśmy się rzucać śnieżkami.

Słoneczniki

W wielkich miastach,
Gdzie palą się złote latarnie,
Chodzą smutni ludzie.

Daleko za firanką

W wielkich
Mahoniowych salach
Spotkałem kilka złotych myśli.
I schowałem je do szklanego
Puzderka,
Bo tu nie wykiełkują.
...

Uciekłem w gwiazdy, lecz tam nie
Miałyby nawet jak zaczerpnąć tchu,
A zresztą, zgubiłyby się
Wśród nieodgadłych wzorów
Tamtejszych przestrzeni.
...

Wróciłem.
W moich mahoniowych salach
Zamknąłem moje złote myśli
W drobnej, jeszcze ciemniejszej szafce.
I poszedłem zobaczyć ludzi.

Słowo z formaliny

W wielkich miastach
Nie mamy już swoich
Lat.
Nie mamy swoich przestrzeni.
...

W dal ulatują nasze kolejne chwile.
I w dal lecą dobre słowa i chęć,
Która nie odnajdzie adresata.
...

W dal lecą strzępy obgryzionych
Paznokci i wyrwanych włosów.
W dal lecą...,
Bo nie mamy już swoich lat.
Nic z nas nie pozostało.

Tym, co nie dorośli

W ciemnych miejscach
Patrzyłem w wymyśloną
Twarz srebrnym obłokom.

One grzmiały, a czasem sunęły spokojnie,
Jak niektórzy suną przez życie.
Ale to tylko obłoki...
Coraz dalsze, niknące...
I już nas prawie nie widać.

Teodycea

W świecie długich nocy
I całkiem przykrótkich poranków
Zaplatamy warkocze.
Długie..., wymyślne,
Sięgające ogniska tych, co nie
Mieli się gdzie podziać.
One zajmują się ogniem
I ci, co przechodzą,
Mogą ogrzać ręce.

Ciepłe oddechy

W miejskich
Słowach zimą chodzą słuchy,
Że nad wielkimi rzekami
Grasuje zielony potwór.
...

I nikt nie potrafił sobie wyobrazić
Tylu naraz kolorów.

Sodowe latarnie

We wczesnogrudniowych
Porach zamoczyłem swój długi,
Elegancki płaszcz.
On pokrył się mrozem
I powoli zamarzłem dla świata,
Boga i okolicznych kobiet.
Szyłem go przez bardzo długi czas
I gdybym komuś o tym powiedział,
W odpowiedzi bym usłyszał:
"Panie, jest środek lata,
Jest południowa pora,
Jest nam wszystkim ciepło,
A ponadto, nikt nie nosi
Dziś takich płaszczy."

Komety ubogich

W miejskim lecie
Puszczamy nasze marzenia,
Które przeschły od łez na słońcu.
One lecą...
Tam w dal..., gdzie błękit
Styka się z nocą.
...

Będziemy patrzeć na nie przez
Długie teleskopy,
Będziemy widzieć je w kartach
Astrologów.
...

One lecą...
I nigdy do nas nie wrócą.

Zdechły pies

W wielkich miastach
Nastał mrok.
Odleciały nasze ptaki...,
Nasze pociechy.
...

Wszyscy płaczą,
Czekają pierwszej gwiazdki...
To jedna z wielu historii,
Do której wszyscy się przyznają
I która zawsze nam na końcu zostanie.

Mgła.

Przodek

Dnieje...
Do martwych lasów
Wracają stare bociany.

Lot bezdomnych

W biednych miejscach
Świata mamy dmuchane
Ptaki.
Lecą... i nigdy już nas nie opuszczą,
Póki starczy nam rąk.

Ludzki Bóg, boży Człowiek

W lekkich miejscach
Wystarczy skoczyć,
By odlecieć z raju.

Przepalone latarki

W miejscach pięknych
Nastroszyłem pióra
I oślepiło mnie słońce.
...

W miejscach ciemnych
Nastroszyłem pióra
I wszyscy skierowali
Na mnie swe wypalone oczy.

Ci, co przekroczyli świat

W odległych rejonach świata
Dotykam krańce
Ludzkiego poznania,
Powiększając swój.
Rosnę...
Moja kartka jest coraz pełniejsza,
Lecz jeszcze tyle w niej miejsca.
...

Widzę... kolejne słońca,
Daję sobie nowe imiona,
Kolejne wyszukane kapelusze,
Wymyślam nowych ludzi,
W tym całkiem niezrodzone kobiety.
...

I nikt się mi nie sprzeciwi,
Bo przekroczyłem świat
I nikt tam, prócz mnie, nie dotarł.

Kartograf

W wielkich czasach
Patrzyły się na mnie ciche
Dni i ciche miesiące.

Nie widziałem ich końca,
Jak nie widzi się końca oceanu
I gdzie jedyna droga wiedzie
Właśnie przez niego.
...

Wypłynąłem,
Trzymając pustą kartkę.
Nie pamiętam, skąd ja wziąłem.

Okulary przeciwsłoneczne

W wielkich przestrzeniach
Późnych pór
Widziałem ciemniejące słońce.
Nawoływało mnie swym
Czystym bezkresem,
Palącym ogniem i światłem,
Które straszyło mrok.
...

Kazało wyrzucić plakietkę Sodomity...
Uciekłem.
W moim mieście nikt mi nic nie każe.
Słońce zachodziło...
I nastała noc.

Ruja

W wielkich, spiczastych
Miastach wyszły nagie kobiety,
Choć wcale nie widziałem
Szczegółów.
Patrzyłem przez lornetkę
I przez zbyt długi teleskop.
...

Nieświadomie się oblizywałem,
Te szły, jakby z niczego nie zdawały
Sobie sprawy.
Patrzyły się w jedno miejsce,
Zobaczyłem, przerażony,
Patrzyły się we mnie,
Stojącego na wielkim, spiczastym balkonie.

Pocałunek w ironicznej porze

W jasnych promieniach
Wschodu
Wyszliśmy na taras,
By zapomnieć o świecie,
Byle tylko pamiętać,
Jak to jest być człowiekiem.

Tu nie wolno palić

W małomiasteczkowych
Latach paliłem
Fajkę o wschodzie,
Kończąc, kiedy wszyscy zakrywali się
Kołdrami.
...

A z dymu mogłem tworzyć
I kółka, i kwadraty,
I plany od wschodu do zachodu
Swych przyszłych małomiasteczkowych
Lat.

Wektory

W cichym półuśmiechu
Gwiazd wysyłamy przedłużenia
Swych ciał.
...

I śmiech jest i u nas, i tam,
Choć skierowane
W przeciwną stronę.

Dom rodzinny

W swych długich latach
Mieszamy swe życia
Z tymi innymi
I próbujemy naszą ludzką
Zupę.
...

Nikt tu nie jest anorektykiem,
A jedynie może mnieć bardziej
Monotonne smaki.
Ja jestem otyły,
Choć smak od lat już ten sam.

Łóżko w kręgu soli

W małych miejscach
Ukryliśmy się przed wielkim światem.
Przed grubymi i przed
Zbyt piskliwymi głosami.
...

Mówimy o przeszłych czasach
I o tych, co się mogą
Jeszcze przydarzyć.
Ogień powoli dogasa-
Jaśnieje...

Nowy dzień w wielkim, raz grubym,
Raz w nazbyt piskliwym mieście.

Wiara w gwiazdy

W wielkich miesiącach
Życia
Uciekłem na świetliste
Spadające gwiazdy,
Zmuszając je, by te
Przelatywały na widoku
Ludzkich oczu.

Wbrew nakazom bożym.
Wbrew ludzkim nadziejom,
A zresztą, i tak nikogo tu nie widziałem.

Zamieć ludzkiej stałości

W zimnych nocach
Widziałem zmarzłe ręce
Powykrzywianych twarzy...
Potwory.
Stare i te całkiem młode...
Stwory ludzkiej ziemi.
Stwory trzymające krzyże
I te, które trzymały
Tylko koniuszek czyjegoś szalika.
...

Wziąłem go.
I wziąłem krzyż na wszelki wypadek.
I poszedłem dalej.

Kukły w rękach przeznaczenia

W ciasnych i krętych
Jakże ulicach
Byłem ja,
A w całych tych długich liniach,
O całkiem miejskim zachodzie
Czyjegoś życia,
Zobaczyłem panią w czarnym płaszczu.
Patrzyła się w dal,
A ja właśnie w dali byłem.
...

I biegłem..., a gdy już mogłem odróżnić
Jej nos i jej czerwone od zimna policzki,
Patrzyła się w dal...,
Ale tam już nikogo nie było.

Tu w dole ja

W wielki przeddzień wiecznego życia
Zaprzyjaźniłem się ze
Swymi potworami.
One mnie wzięły, pokazując
Swój potworny świat...
...

A ja musiałem mu mówić,
Dlaczego mnie przy sobie
Nie było.
Byłem mały.

Łańcuch pokarmowy

W wielkich przestrzeniach
Dopadł mnie gwiezdny potwór.
Stwór kosmiczny,
Patrzyłem..., a on zajadał
Spadające gwiazdy.
...

Na ludzkim niebie noc.
A na niej jest już coraz mniej smug.
A w dole mniej zaciśniętych rąk i małych,
Ludzkich dzieci.

Mali, duzi ludzie

W małych miastach,
Wśród ciemni kosmosu
I promieni wielu, wielu słońc,
Skakali mali ludzie.
Skakali ze szczęścia
I nic nie wskazywało na to,
By mieli kiedyś przestać.
...

I z góry nie było widać,
Czy to, że są nazbyt młodzi,
Czy już o wiele za starzy.

Szyld z napisem- Wolność

W dalekich sklepach
Mijałem pajacyki.
Te miały kapelusz, brodę,
Lecz były też i całkiem młode,
A nawet pajacyki- dzieci.
Niemowlaki, te, które już
Dawno umarły,
Które wierzyły w zmartwychwstanie,
Które w nic nie wierzyły.
I takie, które umarły za wcześnie
I które się dopiero narodzą.
I te piękne, i te, które
Wiedzą, jak są brzydkie, choć
Nie zastanawiałem się, czy mają rację.
...

Wybiegłem.
Był zachód..., tam w dali jarzący się zachód,
Przede mną... i jeszcze,
I jeszcze jedne drzwi.

Wieczna noc

W tarasach ludzkiego
Szczęścia
Noc...
A ja mijam gwiazdy,
Te... powieszone na
Srebrnych sznureczkach
Kołyszą się..., jakby...

A zresztą, i oni, i ja też się
Już z tamtąd nie ruszę.

Non omnis moriar

W wielkich wodach
Widać małe łodzie.
Te płyną..., a nocą
Ich drogę oświetlają
Ludzkie rozmowy,
Mącenie nurtu...

Ten płynie i nic nie wskazywałoby na to,
By kiedyś miał przestać.

Nielot

W wielkich mgłach
Jestem..., wypatrujący ptactwa.
Ich czarnych skrzydeł,
Które, wśród szarości,
Zdawać by się były tak realne...

Tak długie..., realne, jakbym
Mógł i ja rozpostrzeć ręce...
I lecieć. Wysoko, wysoko...
Ponad wielkie mgły.
...

Nic jednak nie leci.
Nie ma powietrza.

środa, 25 grudnia 2019

Sklepik dobrego życia

W magicznych miejscach
Oddałem swój płowy
Kapelusz.
Dostałem nowe buty,
By iść dalej...
A ja idę... i wszyscy
Mnie kiedyś zobaczą.

Wspomnienia na lepszy nasz czas

W ciemnych miejscach
Pełnych nocy
Włączyłem starą latarkę
Ze sklepu, o którym już
Nic nie mógłbym powiedzieć...
...

Zwabiłem kogoś,
Starca, co zapomniał,
Jak odpycha się ziemi.
Goni je.
On goni moje światełko...
...

Wschodzą pierwsze promienie...
Dnieje... to wszystko już nie jest
Potrzebne.

Pierwsza gwiazdka

W wielkich światach
Gwiazd zapomniałem parasolki.
Te spadają.
One lecą... w odległą czerń
I nic nie wskazuje na to,
By kiedyś miały nas sięgnąć...
...

Patrzymy... dal...,
Są. Bardzo daleko
Wyciągamy ręce,
A oświetlają je tylko drobne
Oczy dzieci,
Reflektory starców...

Bezsenność

W cichych pieśniach
Dalekiego zachodu...
Jestem.
Przysiadłem na szczycie
I nie chcę patrzeć w dół...
Okryła go noc,
Za nią- jej kompan- sen...
A ja mam lęk wysokości.
Nikt nie wie, że tu jestem.
To wszystko przez sen.

Słońce zachodzi...
Przychodzą pierwsze gwiazdy.

Latarki

W wielkich miastach
Uschliśmy,
Jak złote dalekie łany...
Czekamy świtu...
Tyle głów i pierwsze
Promienie.
Patrzymy...
Wszyscy kurczowo trzymają
Gasnące latarki.
To już ostatnie...
W wielkich miastach.

Bożyszcze

W wielkich miastach
Bawię się przelatującą chwilą.
Patrzę... jestem.
Patrzę... znikam,
Jakby niesiony
Do tam daleko majaczącej łuny...
...

Wszyscy patrzą...,
Widzę.
Podnieśli głowy.
Widzę.
Cień, widać długi cień...
To już zachód, daleko...,
Obok wielkich miast.
...

Widzimy...

W ciemnym lesie

Noc.
Stukanie dzięcioła...-
Wszystko się kiedyś kończy.

poniedziałek, 23 grudnia 2019

Nielot

Zachód...
Za trzciną nikną
Ptaki.

Człowiek

Żniwa

Świta...
Na niebieskiej łące
Pasą się nowe owce.

Wschód i zachód

Cień,
Narodziny i śmierć
Tego świata.

Z wiatrem

Powrót
Kolejnym miesiącem
Ciszy.

Dom zwykłych ludzi

W wielkich miastach
Chodzą bezpańskie bułki,
Krawaty i szpilki.

Człowiek- ptak

Wędrowne jaskółki
Mijają ruchliwy
Gołębnik.

Opłata

W wielkich miastach
Zgubiłem okruszek
Chleba.

Korzenie

Deszcz.
Pod drzewem i ja,
I ptactwo.

Noc

Ktoś mi kiedyś
Kazał gonić
Słońce.

Bocian

W wielkich przestrzeniach
Gwiezdnych
Mijamy muchy.

Zachód

Na wielkich przestrzeniach
Złote łany.
Bzyczenie... Komar.
Patrzymy, mijają chmury.

Słowiki

Dnieje.
Z nocą
Ulatują kruki.

Pełnia

Wieczór
Rozpoczął się
Pragnieniem nocy.

Ziemia

W wielkich miastach
Kiermasz motylich
Skrzydeł.

Trzepot motylich skrzydeł

W wielkich światach
Deszcze
W piękną pogodę.

Wschód Słońca

W małych miejscach
Zwabiłem żurawie
Płaczem.

Słuch

Uciekłem przed swoim
Głosem.
I przed tym też,
Co niesie wraz z sobą.

Latawce

W miłych porach
Dnia i nocy
Uciekam do lasu.

Wesołek

Dnieje,
Mgła odkryła
Poranne promienie.
I wszystkich tych, co
Chcieli je złapać.

Topielce

W wielkich miastach
Deszcz, czuję...
Nasiąkam swą duszą.

Portret

W wielkich miastach
Czai się bestia.
I nikt mi inny w nią
Nie uwierzy.

Świtania

W wielkich miastach
Gubimy swe życie,
Na końcu zdejmując krawaty.

Puder

W wielkich miastach
Śmierdzi.
To nieładne słowo.

Z krańców świata

W wielkich miastach
Czają się złe buty.
A resztę zakryła noc.

Tsunami

W wielkich miastach
Cisza...
Rozsypują się góry.

Kościół wiejski

Cicho!
Słyszymy trzepot
Motyli.

Piekarnie

W wielkich miastach...
W nocy tyle zapachów,
Jarzących się świateł.

Pierwiosnek

W wielkim miastach
Nikną ludzie,
Jakby zalewali się z nocą.

Czerwony nos

W wielkich miastach
Zakochałem się
I oświetlałem ciemne ulice.

niedziela, 22 grudnia 2019

Bezsenność

Ślepcy...
Nocą potykają się o złote
Latarnie.
Warczą...

Świetliki

W wielkich nocnych
Miastach jest tyle świateł,
W których można się zgubić.

Zimne.

Portret pewnych ludzi

W wielkich miastach
Widziałem szeregi złotych latarni.
Jaśniało...,
A one powoli gasły.

Zaduszki

W ciemnych latach
Wszyscy szliśmy do
Konstruktorów.
Po wspomnienia na nasz lepszy
Czas.

Gwiazdor

Skulony w białej klatce,
Patrzę,
Okno...
Ciemno.
Patrzę jak mija świat.

Socjolog

W wielkim miastach
Zapłakałem...
I spadł na mnie śnieg, grad
I pioruny...

sobota, 21 grudnia 2019

Utopia

W wielkich miastach,
Widziałem...
Noc.
I w te nocne, gwieździste wieczory
Tyle głów.
Widziałem...
Tyle wielkich, małych, powykrzywianych głów,
A żadne się nie odzywały.
Nie mogły.
Nie mogły parsknąć, choćby zapłakać.
Nie mogły tego zrobić w wielkich miastach.
Nie mogły... w nocne, gwieździste wieczory.
Nikt nie wiedział dlaczego.
...

Ja też.
I poszedłem dalej, jaśniało...

czwartek, 19 grudnia 2019

Mechanizm

W wielkich miastach
Zwykłem widywać kruki
Z głowami gołębia,

Choć nawet i te latały.

Kameleon

W wielkich salach,
Widziałem, wiele świec
I wiele, wiele kukieł.

Planeta ludzi

Na niebieskich niwach
Przehandlowałem
Duszę ze starcem.

Anioł

Gwiazda betlejemska

W wielkich miastach
W grudniu stałem pod
Sklepowym szyldem.

Przechodzili ludzie...

Szklarnia

Zakwitłem...
W wielkich swych porach
Dnia i nocy.

Kult

Mechaniczne świece
Oświetlają otwarte
Sklepy latarników.

Exodus

Z wielkich miast
W środku grudnia
Odlatują stalowe bociany.

Zaraza.

Lalkarz

Klatka.
Drewniane ptaki
Zrywają się do lotu.

Ciemność.

Alpinista

Szczyty...
Sięgam, skaczę.
Krótkoręki.

Grzesznik

Widzę niebo...
Przecieram oczy, bolą...
Są coraz bardziej czerwone.

środa, 18 grudnia 2019

Małpka

W wielkich latach byłem
Na jarmarku Boga.
Nie miałem butów,
Miałem złoty łańcuch.

I grałem na nim w karty.

Numizmatyk

W wielkich miastach
Stałem się chamem
I stłukłem swą szklaną
Parasolkę.

Eden

Czy kiedyś zrobiłeś
Coś złego?
Jesteś zbyt dobry
Na nasz szklany świat.

Bezdomny

W zimnych latach widziałem
Wielkich pożeraczy złotego piachu.
I uciekłem przed nimi do
Szklanych lasów.

Lete

Po wielu krokach
Napotkałem ocean
Ciemny...
Jakby nigdzie już ich nie zanosił.

Złodziej

W wielkim mieście
Zgubiłem dom i posłodzoną
Herbatę.
Ludzie patrzą...
Nie zdążę kupić nowej.

Jarmark

W wielkich miastach żyją
Ludzie,
Lecz ja znalazłem stare papierosy,
Trochę zapachu.
Buty.

Ornitolog

W wielkich miastach
Wieść niesie,
Że wszyscy mają swój mały, własny dom
Za przelatującymi właśnie
Szklanymi ptakami.

Widzę...
...

Testament

W wielkich miastach
Widziałem porysowane
Gołębie,
Lecz one nic ode mnie nie chciały.

Mit

W wielkim świecie
Pływają statki.
Patrz...,
Już nas prawie nie widać.

Pilot

Szeregi złotych latarni, ocean...
Odlatują płatowce.
Wypatruję wody.

Berety

Do pięknego opactwa
Przyszło tysiące
Martwych jaskółek.

Mówią.

poniedziałek, 16 grudnia 2019

Autobiografia

Miałem kilka długich lat.
W innych mnie
Wcale nie było...
Jakbym w ogóle nie żył.

Spóźniony

Cmentarz

W szeregach miast
Leżą rozrzucone buty.
Dalej spodnie, koszule.
Dalej już tylko czapki.

W połowie lata

Pamiętam tamto drzewo
I trawę,
Słońce.
Nie pamiętam twarzy.

Bankiet

Świecące żyrandole.
Ćmiące światło.
Nie mogę sięgnąć.
Zasnąć...

Pan

Las rąk.
Diód
I konsol sterowniczych.
My tylko idziemy do pracy.
My tylko pójdziemy spać.

Spacer

Noc...
Złote światło
Odsłoniło powolny śnieg,
Zgubioną rękawiczkę
W zimnym miesiącu grudniu.

Ćmy

Wielkie place- mit.
Idziemy w jednym rzędzie.
Noc...
Przed nami niosą lampę.

Farma

Ociekam nią.
Wszędzie pełno substancji.
Leje się z głów
I z wyciągniętych rąk.
A w górze palą się żarówki.

niedziela, 15 grudnia 2019

Życzenie

Wystawiliśmy posąg.
Wielki jak w bajkach.
Mijamy go,
A ktoś mi powiedział,
Że jest to moje spełnione
Złote życzenie.

Farba

A wszystko, co było,
Trzymała czerwona ręka
Z czarnymi paznokciami.

I wszyscy się bali.

Ściana

Stałem przy ścianie świata.
I nic nie widziałem,
Było całkiem szaro.
Założyłem kapelusz
I poszedłem w swoją stronę.

Wróżby

Woda spokojnie spływała z wodospadu...
Jarzyło ogromne słońce
I wszystko, co się stanie i co się już
Zadziało,
To wszystko było pewne.
...

Wszyscy o tym wiedzieliśmy.

Obserwator

W dużych miejscach
Wolno pływają łódki.
Jest coraz ciemniej...
...

Ktoś na nas patrzy.

Podręcznik do logiki

W wielkim półświecie
Jak pięknie mieszają się kolory.
Raz rosną..., to raz opadają.

Upadły sklepy z kalejdoskopami,
A podręczniki logiki kurzą się
W wielokolorowych bibliotekach.

Nikt tego nie zobaczy.
Nikogo nie ma.
Pusto.

Zguba

W wielkim mieście
Zgubiliśmy latarki...
Jakby była noc.

Ptaki

Na północnym zachodzie
Widziałem mijające słońce ptaki.
Odleciały tam, jakby topiąc się w morzu.

Jakby żegnając się ze światem.

Pochód

W wielkich latach
Mijałem wielkie budynki.
Patrzę, szare.
Szkło.
Rzędy szkła.
Rzędy głów za i przed oknami.
...

Wyłączam latarkę.
Ciemno.
Łby i świetliste ich oczy.
Pozłacane gałęzie...
Ryk.

Cisza...

Góra

Patrzę,
Trwają spiczaste góry.
Szare...
Słońce.
Jestem na szczycie, skaczę...
Odległe..., znika.
Nie widać nic więcej.

Nocna podróż

W wielkim ciemnym lesie...
Jestem.
Rozpływam się...
Płynę z gałęziami...
Nurt.
Spokojne wody...
Noc.

Gwieździste noce

...
Drobne światełka wskazywały
W pół do ósmej.
Wszyscy podnieśli głowy.
Fala...
Ciemno.
...
Przeleciał drobny punkt.
...

Wszyscy opuścili głowy.
Fala...
Wracają do domów.

poniedziałek, 9 grudnia 2019

Kraty

"Życie nie jest teatrem. Absolutnie.
Jest więzieniem dla skrajnie ubogich.
Metalową kratą..."
Zanotował to w pozłacanym notatniku
I wszyscy bili mu brawa.
Widziałem, ja również.
Wszyscy bili mu brawa.

Wyczekiwanie

W wielkim mieście... ciemno.
Wypatruję wschodu następnego poranka.
Minął ptak... Minęła cała chmara ptaków.
Stoję...
Cisza..., widzę...
Wszystko trwa, trwa tak długo,
Tak długo, jakby nigdy nie miało się skończyć.

Wschód...

Spacer

W mieście pośród zimy... Noc.
Ptak, widzę, urywek, chaos. Księżyc...
Jestem. Stoję w całkiem czarnych butach.
Nie trzyma się mnie śnieg.
Nie kracze na mnie ptak. Noc...
Nie oświetla księżyc.

piątek, 6 grudnia 2019

Lot ptaka

Zabrałem ze sobą kilka kartek
Na wypadek przygód.
Lecę...
Przyglądają mi się ptaki.
Dziobią...
Nikt nie chce witać człowieka.
Spadam,
A ze mną całkiem białe kartki.
To nie mój świat.

Ptaki.

W zimnym miesiącu

A ja tak zwykłem zakładać
Czarne kapelusze w zimnym miesiącu grudniu.

W zimnym miesiącu grudniu czekają
Mnie śniegi i całkiem ostygła herbata.
I panie w kożuchach, za którymi można się
Obejrzeć.
Nic w tym platonicznego, lecz tak właśnie
Dobrze nam, dobrze nam...
Tak dobrze jest właśnie
W zimnym miesiącu grudniu.

Kiedy wszyscy patrzą.

Ulotka

W wielkich podróżach aż do świtu
Mijałem zamki,
Lecz te puste, gdzie spojrzeć...
Trawy, dalekie, dalekie trawy.
...

Pędzę, a zewsząd mijają mnie panie
I całkiem mężni panowie.
Wziąłem od nich ulotkę.
Wyrzuciłem.
Wszędzie trawy, dalekie, dalekie trawy
Aż do tam w dali wstającego świtu.

środa, 30 października 2019

Dzień po dniu

Zmieniam się w człowieka bez krwi, z przydziałem i z przedziałkiem we włosach.
Gdybym wiedział, jak brzydka jest kobieca
Czaszka i czaszka ludzka w ogóle...
Nie myślałbym o nich, a przyglądając się w lustrze, widziałbym czaszkę.
...

Czas kupić spodnie i końcówki zapasowe do irygatora.
Czas zabić paru ludzi.
(Słowo skreślone ze strachu)
Rano, wieczorem i w porze obiadowej.
A potem sjesta, papieros ze śmietnika
I tanie wino w wyobraźni.

Stałem się człowiekiem z krwi, lecz natura się
Mnie wyrzekła.
Stałem się homoseksualistą i wyrzekł się mnie jakiś Bóg morderca.
Jestem kobietą i pisać będą o mnie książki o fanaberyjnych romansach.
Mężczyzną, suchość w ustach.
...

Kolacja.
Noc.

poniedziałek, 28 października 2019

Duży świat

Radość miesza się ze zmęczeniem.
A dalej promień jakby sen jakiś zakrywa...
To są me niwa.
To są spokojne wody.

I patrzę, dal, a w dali światło ledwo stoi.
I na mnie patrzy, patrzę weń i myślę, cóżby.
Na dobre wróżby
Ściskam kciuki moje, życie.

środa, 23 października 2019

Buty

W palto ubrany, cichy...
Cienia szuka,
Czy widzi jak nikną gwiazdy...
Wokół lecą kartki, wyrzucone teczki,
Rozwiązane buty...
Chaos.
Zamknął oczy,
Snu szuka, lecz wie,
Że trzeba zawiązać buty.

Zawiązać krawat.
To zachód.

Wieczór

A ja tak zwykłem wieczorową porą,
Zbierać do koszyka tam
W dal ciągnące żurawie.
...

Gdy kurczy się ciemne słońce,
Lekki wiatr nawiewa...
One lecą, jakby szukały promienia, lecz...
Nie dogonią słońca.

Ja tak zwykłem wieczorową porą...

niedziela, 20 października 2019

Blaski i cienie

W moim człowieku- blaski.
Marzenia- mój...
Patrzyłem.
Moj człowiek o mnie marzył...
Blask- widziałem...
Byłem. Odszedłem...
Miał za długą brodę.
Miał inny rozmiar buta.

Kto?
Nie wiem.

Burza

Stałem nad brzegiem cichym.
Chmury widzę...
Deszcz.
Odlatują ptaki...
Trzepot-
Grom.
Idzie burza...

piątek, 18 października 2019

Dezorientacja

Ciepły zachód zakrył wody...
Rozmarzyliśmy się, odplynęliśmy wraz z nim...
A gdzie?
Nie wiadomo, co dzieje się z zachodem.
I z tymi, którzy kiedyś się
W niego zapatrzyli.

Czekamy...

Matecznik

I była wielka machina na drewnianych nogach.
I była ona potworem.
Wielkim, buchającym molochem,
A my tacy mali, że nad nami górowała.
I śpiewała dla nas i nas wychowywała,
Aż zapomnieliśmy ludzkiego języka.

I zapomnieliśmy ludzkich marzeń.
I zapomnieliśmy świata ze snu.
I zapomnieliśmy się kochać.
I zapomnieliśmy marzyć...

Nie, to już było...

Jesteśmy ludźmi?

Kule

W kącie walało się kilka
Wystrzelonych kul.
Nie szukały adresata,
A zresztą nikogo takiego nie było.
...

Gdzieś wpadało tylko ciepłe światło
Wschodu...

Wszyscy budzili się do życia.

Modlitwa

Na skraju dwóch mrocznych światów
Wypatruję ptaków.
Słyszę...
Ktoś się modli.
Idę...
To tylko cień, mój cień...
Moj wierny cień.
...

Na chwilę padło słońce.
...

Cisza.

czwartek, 17 października 2019

Wschód

To nie miało się tak skończyć.
Zepsute radio wykrztusza resztki
Porannych wiadomości.
Starzec zostawił fotel na biegunach
I niedopałek papierosa.
Popełnił grzech marnotwstwa.
...

Kochane dzieci, nigdy nie umierajcie za wcześnie,
Bo jeszcze coś przegapicie...
...

To miało się skończyć kilka minut później.

Ucieczka

Jesteś czerwienią...
I tak dobrze łączysz się z tym
Wszędobylskim zachodem.
Jesteś ciszą, a jednak, siedząc na piasku,
Słyszę przelatujące ptaki.
Patrzę- chmary.
Dzikie, rozproszone chmary.
Zamykam oczy, nastała ciemna noc.
I nie ma już ciebie.
Nie ma Boga, ptaków.
...

I nie ma wszędobylskiego zachodu.

Bratnia ręka

W leniwe mgły wieczoru
Wszedłem,
Zapominając parasolki.
Snuję się, potwór, co zapomniał o poranku.
Czekam na tę jedną, która dopatrzy się we mnie
Drogi powrotnej.
...

Podchodzą tylko te, które są zbyt odważne,
Albo te, co odwagę straciły...
Nie! One są najodważniejsze.
Nie mogę im pomóc. Nie mogę ich zjeść.
Jestem wegetarianinem, takie rozczarowanie.
...

Pośród mgieł leniwych, my, aktywni,
Skaczemy razem.

Bezpański pies

Dozgonne dzięki ci bestio,
Że urwałaś mi warkocze,
Gdy umiałem je sobie jeszcze pleść...
Dziś bym się o nie potknął.
Dziś zabrudziłbym je w kałuży i by mi
To przeszkadzało.
Dziś w końcu bym je sprzedał i kupił
Wieczorową gazetę o bestiach i innych
Przypadkach w psychiatrii.

Ale nie mam warkoczy.
Nie stać mnie na gazetę.
Zostałaś.

Latawiec

I wtenczas, gdy zapadły chmury... -
Jestem.
Wpatruję się aż hen w bezpański balon...
Ja też już swój dawno zgubiłem.
...

Zapodział mi się obok moich butów,
Starych, pogniecionych koszul
I obok mych dawnych wspomnień.
...

W tę noc, w tę wielką, bezkresną noc
Siadam na trawie i puszczam latawiec...
A wśród czerni nieba widać
Unoszące się spodnie...
Mam z nimi piękne wspomnienia.
Lecą wysoko wśród czerni...
Wśród śmiejących się gwiazd.

środa, 2 października 2019

Teodycea

Zesłany do piekła,
Zapomniał zabrać frak.
Słyszałem, ryk,
Przeraźliwy obijał się
W salach piekielnych katedr,
Lecz z czasem, stało się to muzyką.
Operą, w której można się zasłuchać.
Zostałem jeszcze chwilę...
...

Zamknąłem oczy
I byłem już w niebie, gdzie przesiaduje Bóg.
W niebie samego Boga,
A dookoła rozbrzmiewały jęki,
Układając się w bolesne...
Figaro.

poniedziałek, 30 września 2019

Wspomnienia zeszłorocznej wiosny

Umieraj już,
Jesteś moją zeszłoroczną wiosną.
Psem, co nie zdechł i pogryzł Jezusa.
Jesteś pyłem, a jednak rozkazujesz wiatrom.
...

Chowam się i choć to nic nie da,
Ściskam w spazmach mój rudobrunatny
Kapelusz, nie, żeby to co oznaczało.
...

Boję się, a wokół lecą buty pań, z którymi
Nie miałem nic wspólnego.
...

Lecę do Ciebie Najdroższa, lecz nim Cię znajdę
Na tym świecie bez snu i bez goździka,
Muszę wyrzucić kapelusz i skoczyć za nim
W przepaść.

Diachronia

Oddzielam ręką swoje
Złote pragnienia
Od wielkich, zielonych liści
Wchodzących mi w oczy.
...

Zagarniam wzrokiem niebo,
Patrzę, drzewa pnące się do krain
Bogów.
Zagarniam ciemne niebo,
A drogę oświetlają mi moje pragnienia.
...

Cicho, słyszę szept moich dawnych pacierzy.
Szum, a ja widzę odległą, wątłą postać,
Skruszoną w modlitwie.
Uciekam ciężko z ciemnego lasu,
A ze mną moje złote pragnienia.

czwartek, 26 września 2019

Obserwator

Kiedy zapalam fajkę w nocy
W starym, opuszczonym ogrodzie,
Bóg daje mi złoty teleskop,
Bym oglądał gwiazdy.
...

Sprzedałem go, choć mogłem
Odkryć może i bliższy dom.
...

Ale Bóg.
Bóg jest nieżyciowy.
...

Chyba, że wszystko, wszystko było pewne.

Palacz

W podartych kaloszach
I w całkiem nowym płaszczu
Palę niedopałki papierosów
W dżdżystą pogodę.

W tym świecie mieszka Jezus.
...

Nigdy ze mną nie pali,
A może nie chce się do tego przyznać.
Wszyscy palimy, ale ja, ja tylko się przyznaję.
Stary beret, zdjęcia, serce czy co innego...
Ja palę papierosy.
...

Nikt, Jezu, nie jest abstynentem!

Śniący

Siedząc w nocy
W, z lekka oświetlonym, parku,
Rzucam przed siebie uschnięte liście.
Jest już cały dywan,
Widoczny tak dobrze dla tego, kto by szedł
Do domu lub po prostu się zgubił.
Nikt nie idzie.

Podlatują ptaki, zbierają je,
Z powrotem układają na nagich drzewach.
Z boku majaczy wciąż bezsenna...
I, jeśli by kto szedł, na pewno by się uszczypnął.
Nikt jednak nie idzie.
...

Scena.

środa, 25 września 2019

Pudełko po zapałkach

W starym pudełku po zapałkach,
Hoduję swoje łatwopalne marzenia.
Najciemniej pod latarnią, jednak nie spodziewam się, by spłonęły.

Każdego dnia delikatnie je otwieram i wtedy marzę.
Marzę bardzo długo,
Spóźniam się do pracy i na samolot, i na żonę,
I na jeszcze inne rzeczy.
Marzę bardzo długo,
A tak długo, że zasypiam nad swoim pudełkiem.
...

Ono zajmuje się ogniem i palimy się razem.

Prometeusz

Jakem Prometeusz,
Ukradłem Bogu pamiętnik
I dałem ludziom, lecz nie potrafili czytać.
Powiedziałem, lecz nie usłuchali.
...

A potem powstały religie.
...

Nie, żeby ktoś go odczytał
Lub choćby o nim posłuchał.
...

To moja największa kara.

Refleksja gryząca w głowę

A gdyby ktoś wymyślił
Drapaczkę automatyczną, co to by sama drapała,
Kiedy życie staje się złe.
Ba, życie bywa złe przeważnie,
Ono nigdy nie śpi, zawsze albo dziecinnie głupie
Lub zdenerwowane, nawet byle czym.
...

Nie można go zrzucić, jak skóry,
Nawet nie wiemy, co się za nim znajduje.
Jedni w okularach głowią się, czy będzie za nim
Deszcz i czy trzeba wziąć parasol,
Drudzy w długich włosach piszą takie dyrdymały.
...

A życie, dzieło Boga jakiegoś, bezcelowe,
Dziecinne, niedopracowane, niepraktyczne,
Jak drapczka, która by była automatyczna.
...

Lub jak jakie inne dziwactwo.
Nie, żebym chciał je zrzucić.

W chowanego

Zamówiłem u Boga pelerynę niewidkę,
Lecz nie wiedziałem, że nie lubi,
Jak kantuje się w chowanego.
Odesłał mi krzyż i tani modlitewnik na przecenie.
Dał mi jeszcze całkiem pokaźną sumkę na tacę.
I żonę, ale to już chyba dla mnie.
...

Zastanawiam się, czy czasem nie miesza reguł gry.
Boże, ja już się dawno nie bawię,
Kanciarzu jeden.
Byłem w kościele i znalazłem tam tylko
Kilka złotych monet.
Ja już się nie bawię, wyrosłem z tego.
Mam żonę, dzieci.
...

Ech, kiedy wydoroślejesz?

Pan z parasolem

Wpadam do Ciebie w trzech różnych porach,
Jak Odys, tułacz, co przegrał w karty Itakę.
Cofam się dziesięć kroków przy każdym
Drzewie, lecz potem idę dwadzieścia pięć.
Obdarłem już sobie buty.
...

Wpadam do Ciebie nawet o czwartej nad ranem,
Kiedy dla innych ta pora istnieje tylko w snach.
Wpadam o dziesiątej i o pierwszej w nocy.
Mam już zniżki na paliwo i rabaty w sklepie
Z tanimi kwiatami.
...

Wpadam do Ciebie nawet, kiedy śpię, choć
Nie widzą mnie wtedy, a gdyby nawet,
To i tak nikt mnie nie zauważy.
I wolę wpadać we śnie.
Wtedy chociaż otwierasz drzwi.

Przeciętniak

Do przeciętnego człowieka można
Dokupić wiele rzeczy.
Spodnie, buty, czapkę, a nawet
Irygator dentystyczny dla przeciętnego człowieka.

Przeciętny człowiek nie ma imienia
I nikt nie wie, jaki nosi rozmiar.
Nikt nie zna jego nawyków
I o której chodzi spać.

Przeciętny człowiek wierzy w Boga, choć
Są podobno tacy, co w niego nie wierzą,
Ale i tak nikt nie wie, w co wierzy przeciętny
Człowiek.
Przeciętny człowiek w nic nie wierzy.
...

Przeciętny człowiek to każdy z nas,
Kiedy przechodzimy przez galerię,
Kiedy chodzimy po parku
Lub układamy znaczki pocztowe.
...

Przeciętny człowiek to Bóg w kaloszach,
Grabiący liście w deszcz.
...

Przeciętny człowiek to wyrzucona deska do
Krojenia, to zwykły but, nie za duży, nie za mały,
Nie tani i nie drogi...

To pracownica lodziarni, co nie jest Anią, Helenką czy Małgosią...
...

To my wszyscy, teraz chodźcie, przypominajcie sobie swe imiona, mówcie, że żaden z was.

Aktówka uskrzydlona

Mamy tyle przeważnie życia, ile go nie
Przepracujemy, a więc jeszcze mniej,
Niż nam się zdaje.
Resztą są pieniądze, by przeżyć resztkę życia,
A ich też zwykle jest mniej, niż ktoś
Mógłby pomyśleć.

Nie sposób zatem nie mieć Boga,
Nie mieć ucieczki do raju,
W którym pożyjemy choć trochę dłużej
Iepiej, a do tego za darmo.
...

Bóg nie ma urzędników.
Nie jest zbiurokratyzowany.
Przynajmniej kiedyś nie był.
...

A może ma inną walutę, jest taki ludzki.
Nawet on ma walutę.
No nic, to nie jest żadne pocieszenie,
Choć miało być.
Przynajmniej kiedyś było.

Opowieści z La Manchy

A o ciepłym zachodzie słońca
Zwykłem wyzywać Boga na wspólny
Pojedynek w karty.
Wtedy, widzę, ciemnieje niebo,
Przelatują czarne ptaki
I nie ma nikogo,
Kto by podjął wyzwanie.
...

Każdego też dnia zabieram karty
I wracam do domu,
Jak starzec karmiący gołębie,
Lecz te zawsze przylatują
...

Tutaj jest tylko zachód,
Tylko zachód, rozgrywka coraz bliżej,
Lecz na razie mijają mnie ptaki.

piątek, 20 września 2019

Układanka

O tym, że istniejesz, dowiedziałem się
Bawiąc się klockami w umyśle.
Zgubiłem parę elementów.

O tym, że istnieję, dowiedziałem się
Od samej śmierci, kiedy nawiedziła mnie we śnie,
A wcale nie spałem.

O tym, że istnieje Bóg, wyczytałem w książkach,
Które za młodu z chęcią bym wyrzucił,
A teraz sprzedał.

Z tych wszystkich istnień żadnego nie jestem pewien, nie ułożyłem żadnej układanki.
Sam nic nie ułożyłem. Jakbym nie miał rąk.

Wilk w pełni

Zostań, nie odchodź już więcej.
Ciemnieje, czujesz,
za oknem deszcze.
Nie odchodź już nigdzie więcej.

Zostań, bo choćbym nawet
Powiedział zbyt dużo słów,
Założył czarne buty, płaszcz.
Widzisz? Deszcze, zmyją nas.
Nie odchodź już nigdzie więcej.

Choćby przyszło nam tu skrzypieć,
Jak stare, nienaoliwione drzwi...
Patrz, ja już trzeszczę, lecz nie wychodź, proszę...
Za oknem deszcze.
Nie odchodź już nigdzie więcej.

czwartek, 19 września 2019

Dziecko Edypa

I tak mijałem przeróżne pejzaże,
Topiąc głos swój w ideałach świetnych,
Oczy kładąc na dziełach ogromnych,
A takich, że z Boga samego kunsztownościami myliłem.

Gdzie poszedłem, tam piękno mnie ciepło witało
I od złego raczyć mnie broniło,
Że i zapomniałem, że kiedyś człowiekiem marnym byłem,
Idąc dalej, że kiedyś przyjdzie mi oczy zamknąć na wszelkie te, pełne złota, cuda.

Oślepiłem się na to, zbyłem się widoku,
Prawdziwe dziecko Edypa.

środa, 18 września 2019

Dziecko

Potykam się o własne sznurowadła,
O zbyt długi płaszcz.
Widzę, w zamglonej dali, zdaje się, widzę postać.
Mój umysł tworzy już zwiewne postaci kobiet.
Takie, które...
Imaginacja.
...

Uciekłem, potknąłem się o sznurowadła.
Upadłem, zawsze zapominam zawiązać.
Zniknęła postać.
Pozostała mgła.
...

To głupie, ale wyklinam ją.
Ona też jest przeciwko mnie!
...

Ten jeden raz wyszedłem z domu.
Teraz się poużalam,
Ale przecież jeszcze kiedyś wyjdę.
Założę płaszcz, ale zapamiętam tym razem...
Zapamiętam zawiązać buty.

Cisi

Kiedy trzeba, wprzód milkną wierni aniołowie.
Potem milkną ludzie i w czynie, a w słowie
Tępi na to, co ze mną i w jakiej postaci,
Jaką marą przesiąkam wśród sióstr moich, braci.

Kiedy trzeba, kwiat milknie z bożego rozkazu,
Dziw, że i Bóg milknie, jak z jego nakazu
Niczem ludzkość i niczem dusza nazbyt płocha,
Niegodna światła. Cienia, czy cierpi, czy kocha.

Kiedy trzeba, wprzód milkną wierni aniołowie.
Potem milkną ludzie i w czynie, i w słowie.
Również kwiecie milknie, zerwane, cóż powie.
W końcu Bóg również milczy i milczą Bogowie.

Premiera

Czuję się tak dziwnie.
Tak, jakbym zbyt długo grał w teatrze.
Upadłem, przybiegli mnie uratować.
Powiedzieli, że to żart,
Że dla żartu wsadzili mnie na scenę.
Dla żartu przeżyłem tam życie.
...

Jestem już stary, wyszedłem,
Idę na emeryturę.
Jestem stary i kiedy widzę ptaki,
Słońce, to już jest zbyt blade,
Zbyt nie moje, odległe.
Wróciłem na spektakl, jako widz.
Oglądam. Słońce zachodzi,
Zamykam oczy...
...

Ale nikt już nie będzie przybiegał.

Spadanie

Ja wiem, jak to ciężko oglądać
Odlatujące ptaki.
Chciałoby się unieść i odlecieć wraz z nimi.
Bóg nie myśli przyszłościowo.
Zatrzymał się w średniowieczu.
Może lepiej, tam go pozostawię.
...

Ale sam nie nauczę się latać.
Nieważne, jakbym się starał.
Razem nie odlecimy.
Zróbmy wszystko, by nie było to nam potrzebne,
A jeśli nie damy rady...
Zawsze możemy spaść.
Spaść z bardzo wysoka.
Minąć ptaki...
...

Spotkać i zapytać Boga?
To nie średniowiecze.

Zwiewne sukienki

Daj mi się bliżej poznać.
Być moim snem, który dopiero co wyśniłem
I łapię go...
To tylko ułuda.
Tak naprawdę nie istniejesz.
Poznam cię, na ile zrobi to mój umysł,
Na ile cię wymyślę.
Będziesz moim wymarzonym niewolnikiem.
Kobieta podległa, upadła...
...

Nocnym koszmarem feministek, a jednak
Równie bezpostaciowym,
Choć dla mnie, pamiętaj, będziesz bardzo realna.
...

Kiedy nikt nie patrzy, dookoła chodzą ludzie.
Nikt ich nie widzi,
Chyba, że pojedyncze osoby.
Ich nie ma,
Ale gdzieś czasem można zobaczyć ślad
I nikogo, do kogo by mógł należeć.

I dla niego można przetrzeć oczy.

Zabawka

Bawię się,
Zabawkowa klepsydra wydaje się być prawdziwa.
Ale to tylko zabawka,
Wmawiałem sobie to od lat.
Śniłem o niej jak o zabawce,
A teraz wydaje się to tak realne,
Że bawię się nią jak małe dziecko.
Przestawiam i mam kolejne kilka minut.
...

Piasek powoli się sypie.
Tak powoli, jak możliwe jest tylko we śnie
I jak możliwe jest tylko będąc dorosłym.
...

Mijają godziny, ale odliczam tylko minuty.
Póki to sen,
Dobrze mi z tym.
Wolę się bawić, tak właśnie bawić,
Choć bardzo to nuży.

Lalka

Czemu się zastanawiasz?
Z tego nic nigdy nie wyniknie.
Zawsze po nocy będzie wschód,
Raz bledszy, raz trochę bardziej ciepły,
Lecz to wciąż ten sam.

Czemu się zastanawiasz?
Nigdy nic się nie zmieni,
Jesteś martwy,
A jednak się ruszasz.
Zimny, niby oddychasz,
Lecz nawet nie poznają cię twoje własne
Dokumenty.

Czemu się martwisz?
Wstaniesz, spojrzysz przez okno.
To ten sam wschód,
Nic się nie zmieniło.
Idź spać, a zresztą, wszystko jedno,
Co zrobisz.
Czemu się zastanawiasz?

Telefon komórkowy

I widzę cię całą osnutą w gwiazdach.
I szukam w swym telefonie komórkowym
Odpowiedniej melodyjki,
Która odda moje uczucia.
A kiedy już dnieje,
Wtedy zwykle rozładowuje się bateria.
Wtedy znikasz.
...

I nie mam, głupi, jak do ciebie zadzwonić.

wtorek, 17 września 2019

Gwiezdni ludzie

Hełm astronauty
Przykrywa przekrwione oczy.
Teraz jestem schowany.
Teraz nikt mnie nie widzi.
Teraz podróżuję po gwiazdach,
A jestem na zatłoczonej ulicy,
Ale nikt mnie nie widzi.
Teraz jestem daleko, daleko od ludzi,
Choć błądzę w tłumie.
Nikt mnie nie widzi.
...

Cóż zobaczę w nocy przez przyciemnianą szybę?
Wtedy nic nie zobaczę.
Będę w kosmosie, w zupełnej próżni,
A jednak tak dobrze odczuję
Wystające krawężniki i latarnie.

Paskudnik

O mój, w głębi mnie, paskudniku,
Znowu upadłem
I pobrudziłem swój płaszcz
I wcale nowe buty.
Przez ciebie.

Przez ciebie też, mój paskudniku,
Każdy kolejny dzień to deszcze,
Ale nie takie, przy których można się
Śmiać.
Są to deszcze paskudne.

Mój drogi paskudniku, obrazić cię,
To obrazić siebie, a zabić,
To nigdy nie zobaczyć słońca.
Nie każdy Raskolnikow ma swoją...
Ja nie mam,
Ale mam jeszcze jedną parę wcale nowych butów
I czysty jeszcze jeden płaszcz.

Plantacja

Wyrosłem z chodnika
Już w garniturze.
Jestem plantacją tego świata.
I ujrzałem wielkie, betonowe budowle.
Ostre szkło i stal,
A dookoła byli przełożeni.
Zaspałem, wyrosłem w złym czasie.
W czasie, który nie pamięta kwiatów,
Zieleni czy romantycznych poetów.
...

Przełożeni już wyciągają zegarki
I mój zaczął tykać.
Tyka coraz szybciej.
Pora na zbiory.

Skafander

Wypełniłem swój skafander starymi książkami.
Miałem naprawdę dobre tytuły.
Jestem zbyt ciężki, by sięgnąć gwiazd.
Ale za lekki, by umrzeć.
...

Szafuję tytułami, sprzedaję na pchlich targach
Bezdomnym.
A potem wracam do domu, palę papierosa,
I wcieram go o nagiętą okładkę.
Teraz jestem zbyt głupi, zbyt egoistyczny.
Teraz nie sięgnę nawet do sznurowadeł.
...

Mam za ciężki skafander,
Nie mogę znaleźć suwaka, by go zdjąć.
Jest już niemodny, nie sprzedam go nikomu.
Nikt nie chce go ze mnie ściągnąć.
...

Ja mój skafander noszę każdego dnia.
Ja w nim śpię i w nim marzę.
Urządziłem tam mieszkanie,
Teraz inni sprzedają mi książki.

Metamorfozy

Jestem ćmą, obijam się o mrok,
Szukając światła.
Potem obijam się o nie,
Jest w oddali,
Jak pociąg w ciemną noc.
Pędzę do niego,
Głupi, nie wiem, że to całe światło
Jest jeszcze bardziej mroczne.

Jestem ćmą, obijam się o żarówki,
O latarnie i o latarki poszukiwaczy złota.
Jestem ćmą i jak nikt inny wiem,
Co oznacza być Syzyfem.
Ćmą, która nie umie marzyć o niczym innym,
Która musi kochać tę konkretnie panią.
Ćmą bez perspektyw, ale została stworzona,
By perspektyw nie mieć.
Ćmą do zabawy.
...

Jestem ćmą, myśląc, że jestem jak ćma.
Ale to nieprawda.
Ćmą, która marzy o dniu.
Nie wie, i tak nie doleci do słońca.
Może to i lepiej,
Pożyję trochę dłużej.

Nałóg

Jestem już stary,
Ciężko mi trzymać niedopałek życia.
A to jest jak zwykły papieros.
...

Zmarnowałem go, zbyt szybko wypaliłem.
Jestem uzależniony,
Nie mogę rzucić,
Jak jakiejś kobiety z dużym biustem...
Nie!
To musi się skończyć,
Muszę rzucić!
...

Każdy kiedyś musi,
Każdy znajdzie swoją popielniczkę.

Szczyty księżyca

Penetruję jasne szczyty księżyca,
Poszukując sensu.
Moja rakieta- zniszczona
I nie spodziewam się wrócić,
A tlenu..., to ostatnie chwile.
...

Przyjdzie mi to odkryć, jak wszystkim.
W takim samym czasie.
Nie będę pierwszy,
A jestem filozofem.
Jestem filozofem!
Tak, jestem filozofem,
...

Lecz przydałby się tu astronauta.

poniedziałek, 16 września 2019

Nieszczęśliwe wieczory pewnego dnia

U mnie wieczory nie bywają miłe.
Może rześkie,
Nieraz trochę nudne,
Lecz z pewnością nie miłe.
Są jak jakiś ptak stary,
Nielot prawie,
Co usiadł na najwyższej gałęzi, by tam pozostać,
Na uschniętej,
By go młodsi nie strącili.

W ogóle to nie mam miłych wieczorów,
Nawet jak ktoś piękniejszy mi go życzy.
Każdy bywa do wyplucia, jak niedobry cukierek
Od Boga.

I wcale nie lubię wieczorów,
A najbardziej takich długich, zimowych.
Wtedy umieram, ale nie do końca.
Wtedy mam nadzieję i też nie do końca,
Że zasnę i wszystko się skończy.

Ale do kolejnego dnia.
Tylko do kolejnego dnia.

Nie-spełniony kawaler

Hej, wszedłem dziś na gałąź,
A to jest bardzo głupie.
Lecz, gdy tak siedzę na gałęzi.
To mi aż w czubie się tak kręci,
Że ani myślę o Tobie.

A to już bardzo mądre.

Hej, wsiadam do tramwaju,
A to już jest niezdrowe.
Gdy stare czucie pragnie raju,
Wsiadam doń w czerwcu, wysiadam w maju
I już mi wszystko jest słodkie.

A to już inteligentne.

Hej, wchodzę znów do domu,
A to już kiedyś było.
Lecz gdy na placu, w mieście tłumy.
To ja mam w domu swe albumy,
By nie zapomnieć o Tobie.

I na co ta cała mądrość?

Pies

Spróbuj przeżyć dzień,
Jakbyś miał tylko jego połowę.
A gdy nic nie zrobisz,
Nie idź do lekarza.
To tak coś zawsze się powtarza,
Kiedy masz coś zrobić.

Spróbuj zdobyć miłość,
Jakbyś miał nie wysiąść z tramwaju.
A gdy wysiadasz na następnym przystanku,
Inny niech się przydarza,
Bo to tak zawsze się powtarza,
Kiedy masz coś zrobić.

A gdy już będziesz umierał,
To umrzyj głośno i niepoprawnie,
A gdy się ciskasz w chorobie...
Słuchaj świętego, choćby łgarza.
Wiedz, że to zawsze się powtarza,
Kiedy masz coś zrobić.

Klepsydra pod drzewem

Przyjechałem tu
Zwabiony palącym słońcem,
Ale, kiedy już tu jestem, jest całkiem chłodno.
I to nawet lepiej.

Przyjechałem tu zwabiony
Piękną muzyką, która, nie wiem,
Skąd się wydobywa.
I to lepiej, bo zdaje się być wokół mnie.

I przyjechałem tu do starych drzew
I do pewnego uczucia,
Przyjechałem popatrzeć na odlatujące gołębie.
I przyjechałem tu posiedzieć.
I przyjechałem sobie ponucić,
By nikt mnie nie słyszał,
Dla siebie.
I przyjechałem popisać, i pomarzyć.
I przyjechałem odpocząć.
...

Ale już zaraz odjadę
W zupełnie inny czas.

piątek, 13 września 2019

Syzyf

Toczę wielki posąg swej głowy.
I zrzuciłem go z urwiska.
Hej, Syzyf ocalony.
Zobaczmy, co się stanie...

Afryka

Ukrop afrykańskich murzynek
I piekące słońce.
To wszystko, by rozpuścić się,
Stać białą plamą.
...

Nie pomoże mi biały człowiek.
W Afryce jest bezsilny,
Więc niszczy.
Teraz mnie zniszczą.
Będę cierpiał za wszystkich ludzi
Wśród roztańczonych murzynek.
Wśród palącego słońca.
...

I wśród jakichś tam wizji,
Ale wiecie,
Ja to tylko tak piszę.
Naprawdę uważam inaczej.
I nie ruszę się bez kremu do opalania.
...

Chodźcie białe kobiety.
Nauczcie się czegoś!
Chociaż się opalać!

Wieża współczesna

Skryłem się w wielkiej wieży
Niczym księżniczka.
I wyciąłem wielkiego, strasznego
Smoka z papieru,
Żeby można mnie było uratować.
...

Dzisiaj nie liczę na księcia,
To już nie ta epoka.
Dziś liczę na tułające się po lasach
Zdesperowane księżniczki.
Co wrażliwsze wejdą do wieży
Z płochą nadzieją.
Biedny konserwatyzm.
...

A inne...
A inne będą polować.
...

I dobrze, bo mało kto z nas umie.

Czerwony smok

Wleciał do mnie wielki,
Czerwony smok
I obgryzł mi paznokcie,
Kiedy spałem.
...

Śniłem wtedy o wielkich,
Wielkich wieżach
Pośród błękitnego nieba,
A nie o wielkich, czerwonych smokach.
...

W końcu trzeba wstać.
Nie ma i tego, i tamtego nawet...
...

A ja zasypiam z nadzieją,
Że już więcej się nie obudzę,
Bo we śnie...
...

Nikt nie o obgryza mi paznokci
I nie ma czerwonych smoków.

Powrót do domu

Zgarbiony starzec
Powoli wraca do domu.
Snuje się wśród okolicznych drzew.
Wśród chat starych, wśród
Ujadających psów.
...

Nikt nie wyjdzie mu na spotkanie.
Ja też bym nie wyszedł.

Zgarbiony starzec
Powoli wraca do domu.
Snuje się wśród okolicznych drzew.
Wśród chat starych, wśród
Ujadających psów.
...

Lecz odszedł już prawie zupełnie.

Obserwacje

Hej, czy mnie widzicie?
Jestem chłopcem z przepaloną latarką.
Świeciłem, by zobaczyć gwiazdy.
Hej, czy mnie widzicie?

Nie mam zapasowych baterii,
A miałem oswietlić sobie drogę.
Zapatrzyłem się w gwiazdy
I już nigdy, już nigdy nie wrócę.
...

Nie zobaczę domu, rodziny i psa...
Ale widziałem gwiazdy.
I nic mi to nie dało.

Aż rozejdą się chmury

Każdy kolejny dzień
Moim nowym życiem.
I moim kolejnym słońcem,
Kolejnymi promieniami,
Które kiedyś przykryją chmury.
...

Obym nigdy tego nie dożył, Boże.
Obym zasnął w czekaniu na lepszy czas.
I obym znów się obudził
W swym kolejnym życiu
I oby było mi ciepło,
Obym miał rodzinę.
Kogokolwiek.
I obym się już nigdy nie bał.
...

Teraz idę spać
Na bardzo długi sen.
Nie chcę z niego szybko wracać
W nadziei, że być może się zbudzę.
Zbudzę się bardzo późno,
Będę zaspany, inni dawno umrą,
Lecz zbudzę się na lepszy swój czas.
...

Aż rozejdą się chmury.

czwartek, 12 września 2019

List do Boga jako takiego

Boże, gdybyś wiedział, jak ja
Cię nie lubię.
Nie lubię Ciebie z Biblii i Ciebie
Z Koranu.
Ani Ty dobry nie jesteś,
Ani mądry, ani też nie wyrastasz
Ponad ludzką miarę.
...

Dzisiaj byłbyś celebrytą.
Jedni by Cię nienawidzili,
Inni kochali.

Ja już tworzę pikiety.
I tak nie usłyszysz,
Nie mam do Ciebie numeru,
A zresztą, gdybym miał...
To zadzwoniłbym do mojego przyjaciela.
Pewnie go znasz.

Pozazdrość mu czasem miłosierdzia.

Łajka

Byłem na Księżycu,
A tam widziałem psa.
Taką małą Łajkę,
Która była całkiem sama.
Podszedłem, a ona mnie ugryzła.
Wredne bydlę.
...

Też bym ugryzł człowieka.
Wróciłem.
Też gryzę ludzi.
Za nią.
I za wszystkich, którzy w ich łasce
Odeszli z tego świata.
Dopuszczam ich do oglądania naszej wspólnej światłości.

piątek, 6 września 2019

Chmura

Jest coraz ciemniej.
Widzę,
A wielka, ciemna chmura zasnuła to,
Czego mógłbym się dopatrzeć.
Teraz nie widzę nic.
...

Skulony pod rozłożystym drzewem,
Szukam pocieszenia.
Słyszę, lecz milczy.
Czuję, jest ciepłe.
...

Szepczę mu, nad nami jest wielka
Chmura, lecz nie ma
Uszu, by mnie usłyszeć,
Ani rąk, by mnie dotknąć.
Nie ma oczu, by mnie widzieć...
...

Schowałem się pod drzewem
Przed wielką, ciemną chmurą.
I przed tym też, co niesie wraz z sobą.

Ćmy

Zmierzcha.
Widzę, to ptaki zrywają się do lotu.
Dogonić to, co nieuniknione.
Wstrętna nadzieja.
I jakbym miał już ich nigdy nie spotkać...
Ale biegnę, biegnę do tego samego...
Biegnę!
Zostałem.

Zostałem dla staruszka,
Bo może razem...
Nakarmimy te, co zostały z nami,
Co wiedziały, że to bezcelowe,
Albo po prostu nie miały siły.
Czekam na niego i może tym razem...
On chodzi o lasce,
A i tak go nie dogonię.
Wstrętne, wstrętne nadzieje.

Nie przychodzi,
Możliwe, już dawno mnie prześcignął.
Minął ptaki...
I zapomniał już, że przecież czekam,
Że uczę się biec każdej nocy.
Każdego kolejnego dnia.

Był tak szybki, że już dawno się spalił.

czwartek, 5 września 2019

Łazarz

Nie zabieraj mnie do
Dziecięcych lat.
Przyspiesz czas, bym zobaczył życie.
A jeśli już nic mnie nie czeka...
...

Boję się odejść.
Boję się, jak każdy, kogo napotkam,
Boję się, że tam nic nie będzie.
I boję się nocy.
Boję się snu. Boję się spać.
...

Proszę, opowiedz mi o Bogu,
Opowiedz mi o niebie.
Opowiedz mi o czymkolwiek,
Bym mógł w to uwierzyć.
Bym mógł być ortodoksyjnym
Katolikiem, buddystą czy kimkolwiek innym.
Ale proszę...
Daj mi jakąś nadzieję...
...

Bo nie chcę się bać.

Mały Książę

Podniosłem oczy,
A na złotym, okalającym mnie piasku,
Stało dziecko.
Nie takie, jakie można zobaczyć,
Jak kto umie czytać.
...

Spojrzało na mnie. Upadło.
A ja nie mogłem nic zrobić.

Aneks

Stara rakieta zachwiała się.
Potem parę trzasków,
A ona spokojnie i pewnie osunęła się
Na spopieloną ziemię.
...

To nowa Ziemia.
Ciemne hełmy powoli
Wynurzyły się z włazu na pierwsze przywitanie...
...

Nie napiszę, jak to wyglądało.
To nie jest tu ważne.
Nie napiszę też, co zobaczyli,
I tak oglądali to przez przyciemnianą szybkę,
A zresztą,
I tak trzeba będzie kiedyś odlecieć.

Powitanie

Kiedy byłem mały,
Każdego wieczoru spoglądałem
Na tam w dali mijające mnie chmury.
Potem jechałem.
Jechałem coraz szybciej,
By popatrzeć na stary, drewniany krzyż
I na ukrzyżowanego.
...

Dziś jestem dorosły.
I nie ma już takich zachodów.
Dawno nie widziałem nieba.
Dawno też nigdzie nie jechałem.
...

Jestem stary.
Tego zachodu znów spojrzę w górę,
Spojrzę do samej głębi,
Będę znów badał odległe przestrzenie.
Tego zachodu pojadę, ale w inne miejsce.
Minę w drodze siebie, patrzącego na wciąż młode słońce,
Minę krzyż i minę tyle innych rzeczy...
...

I nigdy już tu nie wrócę.

Ptactwo

Widziałaś kiedyś nadlatujące ptaki?
Zbliżają się do mnie.
Są coraz bliżej.
I już zza tych szarych chmur,
Jakbym widział ich skrzydła.
Czekam...
...

Lecz one wciąż w oddali,
Wyczekują, aż ja do nich przylecę.
Aż nauczę się latać.
...

Jestem już stary,
Nauczyłem trzymać się ziemi.

środa, 4 września 2019

Za liściem kukurydzy

Wyszedł z ciemnego lasu,
Wtedy zagrzmiało,
A on spojrzał w górę
I znać było,
Że czekał na śmierć.
Schowałem się w kukurydzy przed gromem,
wszystko widziałem.
...

Nie umarł ani tego dnia,
Ani następnego.
Garbiał wciąż bardziej
I już zapomniałem,
Że kiedyś umiał chodzić.
W ogóle o nim zapomniałem
Od tamtego razu.
...

Pamiętam tylko, ktoś mu umarł,
Ale nie spamiętam kto.
Coś wtedy mówił,
Ale zresztą i tak już sobie nie przypomnę.
...

W końcu i on umarł,
Ale i tego w zasadzie nie jestem pewien.
...

Dlaczego w ogóle o niego pytasz?

Lustro

Czy patrzyłem na siebie przez
Zbite lusterko?
Pamiętam, że takie było.
Że wyciągnąłem je skądś,
Było bardzo głęboko.
Boję się,
Boję się, co zobaczę.
Boję się, bo jest zbite.
...

Czy patrzyłem na siebie przez zbite lusterko?
Spojrzałem,
Ale zachowam to dla siebie.
Nigdy tego nie rób,
Ale też nie wierz mi na słowo.
Jeśli potem będziesz potrafił je sklecić,
Wtedy możesz spróbować.
Albo schowaj je naprawdę bardzo głęboko.
I zapomnij, że istnieją zbite lustra.

Danse macabre

Widzisz, to Twój zachód.
On jest specjalnie dla Ciebie
I każdy, kto odchodzi...
...

Spójrz tam, to Twój świat,
Ale nie patrz długo,
Bo ten zachód, on już jest tylko Twój.
On jest tylko dla Ciebie.
Cały...
...

Spójrz na mnie,
Ja już Cię nie zostawię,
Poczekajmy jeszcze, poczuj,
Jak ciemne promienie dotykają twej twarzy
I zrozum, naprawdę to Ty je dotykasz.
...

Już nie musisz się bać.
Choć, daj rękę...
To nic, że ciemnieje.
To Twoja własna noc.
Spójrz, gwiazdy...
Coraz bliżej.
Chodźmy już...
I niech żałuje nas świat.

Pogoń

Czy widzisz tam,
Na tym ciemnym, dalekim zachodzie,
Tam w dali pędzące żurawie?
A Ty "pędzą", powiesz, niczym chmury.
Te mkną prędko, jakby w jakąś drogę,
Jakby chciały je dogonić... ,
Ale nie mówmy, jego i tak nie da się zatrzymać.
Coraz bardziej ciemne, opada...
Czy widzisz pedzące żurawie?
...

Nie wiem, dokąd lecą,
Lecz, proszę Cię, biegnij.
Biegnij coraz prędzej.
Bo jeszcze coś przegapisz.
Bedzie noc, a to wiem na pewno, przyjdzie,
A Ty wyjdziesz do niej cały we łzach.
"Żałuję"-powiesz-"że nie dogoniłem słońca."
Jak te pędzące żurawie.

Kundel

Ja wiem, że jesteś
I wiem, że gdzieś tam się na mnie patrzysz.
Kiedy widzę niebo, czuję pustkę,
Jakby to tylko sam błękit,
Samotne, całkiem puste chmury.
I wiem wtedy, że nikogo tam nie ma.

Wiem, że jesteś,
Bo kiedy spojrzę się, wkoło widzę ziemię.
W złocie, zieleni, w bieli.
Widzę mijających mnie ludzi we frakach,
Sukienkach, żakietach i w za małych butach.
Gdy siedzę, patrzę wokół, widzę odlatujące ptaki,
Wtedy wiem, że nikogo tu nie ma.

Wciąż wiem, że jesteś.
Kiedy patrzę na siebie, widzę ręce
I wciąż tę samą twarz, nie powiem jej, jesteś mi obca.
To nie ja, wiem, a jednak nigdy tego nie powiem,
Lecz przyznam po cichu, wiem, tu nikogo też nie ma.

Zamykam oczy, jest pusto,
Wciąż cicho,
Wierzę, nie jestem sam.
Ale to tylko to.

Modlitwa szalonych

Mój wielki Panie,
Ja nie nazwałbym Cię imieniem bożym.
Ja na twej skroni swej ręki nie kładę.
Mój Panie, ja w pogardzie ich mając do
Ciebie ręce wznoszę, by opadły niczym
Drzewa rosłe, ręką ludzką wydane.

Mój piękny Panie,
Nie nazwę Cię ubogim, a choć widziałem
Twe wielkie, złociste pałace, to nie ja,
Lecz one obnażone przede mną stanęły,
Niczym sługa pokorny u stóp swego Pana.

Mój wierny Panie,
Milczący, zawsze za mgłą kroczysz
I zbieramy się, i nie wiemy, czy to ze strachu,
Czyli też w pogardzie, zamyśleniu, czyli na lepszy twój czas.

wtorek, 27 sierpnia 2019

Wzrok

Czy widziałaś,
A zresztą, po co widzieć?
Tak może powiedzieć tylko ten,
Kto widzi.

Ja Cię widzę,
Widzę Cię cały czas.
Każdego dnia, w pokoju, sypialni
I czasem na dworze.
Widzę Cię, ale czy zmierzam do puenty?

Nie, to wiersz o widzeniu.
Ja tylko Cię widzę.
W zasadzie widzę i inne rzeczy.

Kłamstwo

Pusto...
Zdaje się ktoś patrzy,
To napatoczyło się kłamstwo,
Pokraczna kreatura. Cień.

I pusto...
I nagle, zdaje się, że wychodzi słońce.
Wyjdzie i ktoś będzie mi towarzyszył.

Pusto...

Choć do mnie, dla mnie jesteś piękne.

Dramat współczesny

Czy widziałaś kiedyś tańczące pawie?
W tym świecie ich nie ma.
I może to nawet lepiej.
One niczemu nie służą.
Są takie...
Takie po prostu, sama rozumiesz.
Nie możemy tu być.
...

To dwa tańczące pawie.
Skryte pod czarnym parasolem.
Ktoś powie, dramatyzujesz.
Rzeczywiście, nie pada.

Stosy

Jest ciemno
I zdaje się przeszywać wszystko mgła...
Mgła daleka. Odległa. Znika...
I rodzi się ponownie,
Ale to już zupełnie inna historia.
...

Tu palą się stosy.
Skrzą się w ciszy przycupniętego wieczoru.
Skrył się daleko, jest tam, w dali...
...

Nie ma nikogo i On boi się podejść
I wszystko, wszystko zobaczyć.

Stosy

I stałem się mądry,
I zobaczyłem prawdę,
Skryła się wśród liści,
Wśród koron drzew dających nam cień.
Nam i wszystkim innym,
Więc chodźmy, chodźmy pod to drzewo,
Nie ścinajmy go.

Inne niech wszystko spłonie.

Mój mały płaszcz

Hej, moje myśli,
Otoczcie mnie swoją opieką
I zabierzcie mnie od siebie.
Niech nie ujrzę już swych poranków.
I niech nie odgadnę cichych wieczorów.
Poślubię Was i poślubię Boga, którego mi dacie.
...

Tylko kiedy umrę, proszę,
Dajcie mi jeszcze raz zobaczyć mi siebie.
Dajcie odejść z moim zachodem.
Z moim słońcem.
A już potem róbcie, co chcecie.
...

Bo w nocy.
W nocy zwykłem zasypiać nad Wami.

Nasz mały czas

Najdroższa, to takie stare,
Mieć czas, mieć czas
I nigdy już w niego nie patrzeć.

Nie chcę, nie chcę go mieć,
Bo nigdy nie umrzemy.
Mamy za mało czasu,
By poznać siebie.

Każdego popołudnia wierzę, że mogę
Już Cię dotknąć, ale wciąż się wymykasz.

Gdybym miał czas,
Moje marzenia, one wciąż by były marzeniami.
Czas nie miałby imienia,
Nie byłby Tobą.
Nie robilibyśmy tych rzeczy.
Nie kręcilibyśmy się wokół, tańcząc dla czasu.

Jeszcze jedna próba, umieramy,
Nie chcę tego cofnąć.
Złapię Cię i tym razem rozpoznam od razu.

Trójca

Bóg nie umie się bawić.
Nie umie stawiać babek.
Niszczy wiaderka.
I w zasadzie pasuje mu być chłopcem.

Bóg nie umie wydorośleć.
Nie ma gustu, nie zna się na modzie.
Zabija, topi, a słabo wiąże buty
Do pracy.

Bóg nie umie umierać.
Przeżyje nas wszystkich.
Każdy musi się czegoś nauczyć,
To mądrość starca.
Powiedziałbym, naprawdę bym powiedział,
Ale, chłopcze, umieram
I strasznie się boję.

poniedziałek, 27 maja 2019

Podróż po duszy światach niezbadanych

I tak ci powiem,
Chowam się w swej duszy nieprzeniknionej
Przed okiem ludzkim a wścibskim.

Mam tam góry wysokie, spiczaste,
Śniegiem mroźnym obsypane
I rajskie ogrody
Pełne woni boskich i ciepła kojącego.
...

Mam pragnienia tam skryte tajemne,
Których świat nigdy okiem nie dojrzy.
I tyle dobra tam dom swój obrało,
Lecz i zło w chaszczach jakich
I w wąwozach ciemnych się skrywa.

I to powiem, że chowam się
W tym świecie wspaniałym,
Gdzie człowiek mnie żaden nie znajdzie
I tylko przed Bogiem odkryty zostaję,
Grzesząc, nie wychodząc ku promieniom
Dnia jego.

Tęsknota

Mijałem kraje świetliste,
Złotem opasane i w nim
Nadzieję kładące,
Gdzie ludzie bogactwem
Szczęśliwym się szczycą,
Zło ciemne za nic mając.
...

I mijałem rzeki nagie,
Wodospady głośne
I tyle wszego piękna, że
W sercu pomieścić nie zdołam.
...

Lecz dusza moja chora
Od rozpaczy czarnej, bo i choć
Złota siła widziałem, choć Boga
Żywego dzieła ogromne obszedłem,
Tak tedy do ciebie mi tęskno,
Do rozmowy jedynej lub i do
Milczenia wspólnego.

Na cóż mi Boże twe dzieła ogromne,
Gdy to jedno oddane, lecz odległe...
Zobaczyć nie mogę.
I na cóż mi piękna świetliste i bujne,
Gdy wnętrze me zaraza wyjada,
A serce pragnie człowieczego głosu.

niedziela, 26 maja 2019

Dusza

Czy widziałeś, bracie,
Majaczący w dali
Księżyc biały, zimny.
Powiedz, czy zastanowiłeś się
Kiedyś nad duszą...

Nad jej ziemią jałową znaną tylko Panu.
I nad jej szczytami ostrymi, co ich
Nikt, prócz ciebie, nigdy nie przebyje.
Powiedz, czy zwiedziłeś już jej
Połacie nienazwane?

Ten świat złu oddał swoje berło ludzkie.
Niczym one, topi się w poczwarach mroku.
Dusza, dusza, bracie, w niej się Bóg ukrywa,
Wysadzając ją w ku niemu prowadzące znaki.

Powiedz, czy zastanowiłeś się kiedyś na duszą?
I nad szlakami jakie w niej prowadzą?

Ucieczką serca nasze

Widziałeś bracie szczyty
Pobielone w duszy swojej
Wyrosłe, by się w nich zgubić rychło,
O świecie Boga zapomnieć?

Tak i ja to widzę,
Uciekając w światy nieobeszłe,
Trwogą bujne, lecz i nadzieją płochą,
Że bojaźń większa mnie tu nie najdzie
I piękna widoku zbędzie.

Ucieczką, bracie, serc naszych ostępy.
Nadzieją, ich kraje niebezpieczne.
Pragnieniem mi wszystko, co w nich pochowałem
Przed nocą ciemną, przed słońcem płomiennym.

Tak i my, bracie, nie w złu ani w dobru
Swe dusze maczamy.
Uciekli do serc naszych na zawsze oddanych.
Nieznani ludziom, nieposłuszni Bogu,
Nieznający diabłów.

Stepy

Patrzę, dale nieobeszłe,
Nigdy z duszą ni stopą,
Ni z okiem człowieczym
Niewidziane.

Stepy ludzką trwogą niewzruszone
Ujść nie mogą spod zdziwienia mego.
Tak wielkie, nieodgadłe, że i ptactwo,
Co leci nade mną, zdaje się ich kresów
Nie spostrzec.

Tak tedy zawołam kogoś,
Głos z powrotem wróci,
Zagubiony, jak pies, co ku panu swemu
Zwraca w złej przygodzie.

I szukam cię Boże, lecz wiatry
Mi wtórują, gubię się,
A duszę nicość jakby złem jakimś przeszywa.
Jakąś trwogą, co wyrosła na bez życia ziemi,

Że szukając cię, Panie, ja szukam człowieka,
Co by mi rękę podał i duszę wzbogacił,
I głosu mi dodał żywego.

Refleksja

Czy widziałeś już niebo
Najpiękniejsze, białymi obłoki
Wykładane?
I cóż w tym niebie dojrzeć?
Zdaje się, dobro jakie.
Zdaje się, pocieszenie kojące.

Cóż to, gdy tu na ziemi zimnej
A ciemnej, człowiek, dzieło dnia,
Panowanie objął i twierdze nocy stawia
Niezrównane.

Cóż tedy na niebo patrzysz, bracie,
Sięgnij go ręką swoją?
Czy ci się to uda?
Czy Boga sięgniesz nieodgadłego?

Tak ja ci powiem, że w marze się taplamy,
W nadziei płochej duszy,
Gdy ciało w zło obrosłe
Do ziemi tej powiązane,
Ruszyć ku górze nie zdoła.

A dusza, bracie, nadzieją chudą,
Ludzką i wątłą się zowie.

Grzesznik

Mijałem rzesze grani nieobeszłych.
Gdzie jesteś, Boże?
Jak z ptaka lotu wysokiego
Końca wypatruję,
By w słońcu ognistym się spalić.
Do Ciebie idę.

I widziałem lasy rozłożyste, bujne,
Wabiące szumem kojącym,
Którym Ty drzewa przyprawiłeś.
I mijałem je, Boże, lecz próżno
Było Cię szukać.
Ty, Tyś jest wszędzie, a zawsze milczący.
Gdzieś jest, powiedz.
...

Bo i w serca swych okowach mroźnych,
Pysznych a rozdartych twego
Dzieła patrzyłem.
I szum straszny słyszałem, i uciekłem Boże.
Tyle zła we mnie nieprześcignionego,
Że iść dalej się lękam.

Tak szukam Boże twej ręki niepoznanej,
A wszędy dzieła wznoszącej,
Ja, dziecko twe, a kruche, niebaczne,
Lecz prawdy tajemnej szukające.
I faustycznym ruchem podążając
W zło wpadam nieprawe,
Lecz silniejsze, Boże,
I twierdze swe w sercu wznoszące,
Co wabią twą wizją szkaradną.

Tak ja, grzesznik, kulę się pod
Zła ciężarem i pod przestrzeniami twymi,
Rękę tylko wznosząc,
Lecz nie wiem, Boże, kto sięgnąć ma po nią.

sobota, 25 maja 2019

Pragnienie

I w tym ciemnym pokoju
Potrzeba mi człowieka.
Potrzeba mi słowa jakiego,
Że będzie lepszy czas.

Czy ktoś mnie słyszy?
To tylko słowa,
A ja znów będę sam.
To tylko sekunda,
Krótki oddech,
Kiedy pragnę kogoś widzieć.

I wtedy, i zawsze.
Pusto.

I na nic nie liczę
W tym ciemnym swym pokoju.

Pustka

Gór otoczyły mnie przestrzenie
Wielkie.
Wspinam się po nich do nieba
Rajskiego.
Wsród chmur lotnych obcuję.
Cisza...

Tylko serce zawodzi niedbale,
Jakby muzyk z instrumentem
Nieobeznany, lecz czujący go.
Tak!
Ze wszystkich czuję!
...

Tchnę w góry swą duszę
Ogrzaną.
Niech teraz będę za rozkazem bożym
Tą przestrzenią złocistą.
Niech się w niej pogrążę.
...

A serce me zczerniałe
Tylko precz wyrzucić
Lub oddać Bogu, by rozpacz utulił.
Tęskno mi, lecz dokąd, do słońca,
Do ciepła żywego, Panie!

Do pewnej...

Pamiętasz tamte kwiaty?
Już dzisiaj uschły.
Są schowane głęboko
I nikt już do nich nie zajrzy.

Pamiętaj, że ci je dałem.
Pamiętaj, że były,
Bo kiedyś, dawno temu,
Żywe, rosły,
Tak jak nasza miłość.

Modlitwa

Boże, zapalasz na morzu latarnie,
bym drogę mógł odszukać.
Ja ślepy Boże, w sobie samym błądzę,
Nierozważny na twe znaki świetliste.

Przebacz Boże duszy swej
I prostuj ścieżki nasze,
Bo wszędzie ciemno nam Boże,
A my tak łatwo gotowi się zgubić.

Prowadź nas Boże poprzez mroki odludne,
Pośród mar z czci odartych,
Bo Boże, błądzę.
Nie widzę i zbaczam z twej drogi.

Modlitwa rycerza

Mijam wielkie przestrzenie
Nieodgadłe.
Widziałem krainy wielkie a mroźne,
Że serce me puste kostniało
I wabiły je ciepłem mary piekielne.

I widziałem boskie przełęcze zielone,
I lasy duszne, nieznane ze stopą,
Lecz ciebie Boże nigdzie przecież nie ujrzałem.

Wybacz mi, bo ja do wojen
Ludzkich naznaczony, a przy źle
Diabelnym, twoja dusza prochem,
Gdy bez ręki twej wielkiej,
O Boże...
Ojcze Niebieski!
Zlituj się nad duszą!

Uczucie

Wichury prędkie podziwiam za skały okopem,
Wyciągam nań swe serce, a tak mi się zdaje,
Że ruszyć bym mógł szybko jakby boskim lotem,
Prowadzon poprzez ludzkie, rozproszone kraje.

Hej ludzie, czy widzicie, gdy dźwięki mej lutni,
Jak piorun ognisty wam w serca szturmuje.
Patrzą na mnie, na chmury, czuli, niegdyś butni,
Lecz tej, co spojrzeć miała, me serce nie czuje.

Tak opadam bezskrzydły do cienia bez wiary.
Będę grał jeszcze ludziom, lecz na zimnej ziemi,
Aż serce me przetrawią lodowate mary,
A ja sam dla się będę pchlą garstką kamieni.

Kochanek

Wielka zjawo, co przyszłaś tu po moją duszę,
Rzeknie serce, choć proste, że się stąd nie ruszę.
Walczyłbym ja cały i z zastępem Boga
Za jej duszę, by moją zła oblekła szkoda.

O zjawo, litości, wszak w ludzkiej prostocie.
Miłość gralem jest świętym, a dusza na płocie
Wisi sama, by ujrzeć zbawienia anioła.
Na cóż i nam zbawienie, gdy fortuny koła

Nic nie przejrzy, ma zjawo, mniej to na uwadze,
Choć za dzień jeszcze boży wszelką świętość zdradzę.
Potem diabeł mi rychło porachuje kości.
Daj choć dzień jeszcze jeden, ten pełen miłości.

Wyznanie

Strasznym, niebacznym gestem, choć słowem niedbałym
Skruszyłbym ja twój powab, co wszędy jaśnieje...
Ja w duszy twą chcę kochać, a niech się zadzieje.
I niech mnie Bóg napomni gromem doskonałym.

Póki mi siły starczy przy tobie obcować,
Niech więc i Bóg odejdzie, i wszelka rodzina.
I gdy już sam ostanę, jak niebaczna trzcina
Licząc, że ty, jak kwiecie zechcesz mnie zachować.

A może nawet w dłoń swą brylantową schować
I patrzeć, jak drżę cały w potędze wspaniałej.
Wielka duszo gwiazd czystych przy duszy niedbałej,
Co liczy, że przy cudzie cień zacznie kiełkować.

Wołanie

Boże, w pustce swej
Spadam niezgłębionej,
Umysłem próbując się wspierać.
Nieba wypatruję Boże swą
Źrenicą pyszną.
O Boże, ratuj!

I nigdzie choć barwy jakiejś,
Choć głosu, a choćby pogardy
Dla duszy mej ciemnej.
Nigdzie nic o Boże,
Tak ciemno, tak smutno wokoło.

Boże, ile jeszcze tej przestrzeni
Niezmierzonej przejść zdołam,
By dotrzeć do bram twych niezgłębionych,
Do słów twych świętych a kojących
Duszę mą trawioną.
Boże!

Tak tedy z głębokiej nicości
Do Ciebie wołam.
O pomóż Boże, ja niebaczny,
Cichy, w sobie zagubiony.

Powitanie

Już statek wielki
A prędki rozrósł się
Wśród wód nieprzejednanych.

On wśród błękitów do
Portu podpływa.

Wyjdźmy mu, bracia, na spotkanie,
Bo pośród pustki morskiej,
Nieodgadłej marnym umysłem,
Tak łacno do rozmowy jakiejś,
A choćby twarzy człowieka milczącej.

Odpoczynek po wojażach dalekich na ziemi swojskiej a słodkiej

Już widzisz?
Tam, hen, przestrzenie nieobeszłe
Kłosów złocistych pełne.
Falują, niczym wody ucichłe
Po burzy nawale.

Hej, widzisz te dzieci z kosami,
Co w pola wyszły,
Nim słońce płomienne w pomarańcze
Niebo opasało?

To lud nasz, siła pracujący.
Dzieci ziemi, co matkę
Pielęgnować ruszyły.

Hej, zatrzymajmy się,
Wszak też ludźmi jesteśmy,
A choć nie z tej przeogromnej ziemi,
To i od Boga niebieskiego równe
Pochodzenie mamy.

Wycieczka

Patrz, aż tam po kresy,
Płoną błyskawice.
Boski gniew straszliwy
Czy też pióro zmarszczone
W jego mocnej dłoni?
...

Patrz, jak i ja,
Bo kiedy wśród chmur zamaszystych
I wichrów, wyjców upiornych,
Księżyc zimny widzę,
Mniej na uwadze, wierzę, że wszystko ucichnie.
...

Popatrz, już dnieje.
Jedźmy zatem ku słońcu, boskiemu orędownikowi.
Jedźmy ku tym chmurom płomiennym,
Chwalącym to dzieło.
Popatrz, jak się koń zrywa, jedźmy więc
Ku dniu nowemu, zwiastunowi
Dalszego życia, w podzięce za lepszy czas.

piątek, 24 maja 2019

Modlitwa

Choćbym Boże i świat cały przeszedł,
Bez Ciebie, nic nie zobaczę.

Modlitwa

To ja, Panie, dzieło twoje,
Do rąk twych oddane.

Boże mniej baczenie swoje
Na dusze skonane.

Niechże, Wielki, ujrzą tłumnie
Sprawiedliwą rękę.

Przeto baczaj na nas Boże
I przyjmij podziękę.

Podróż przez kresy ciemne

Jakbym widział kresy ciemne,
Nabrzmiałe ciszą.
To jedno, ciche, soszyte brzmienie.
Nuta Pana samego.
...

To ja, pielgrzym,
Idę pośród gawęd kruków,
Pośród grobów tych, co nigdy nie doszli.
Idę wśród sępów zajadłych,
Wśród czerni niepomiernych.
Ja, proch mały, co wśród demonów
Kulić się musi.
Ratuj Panie!
...

Ostatnie krakania zamiatają
Przestrzenie duszne.
Twe dzieło, Wielki.
Idę, a choć nikomu mnie widać,
Ani już ludzkiej stopy,
Ani nieznanej twarzy,
Oczu, choć oczu żywych.
Wiem, że iść trzeba,
Bo boję się ciebie, Panie.
...

I tego, co by po mnie pozostać miało,
Gdybym z kimś słowo zamienił
Ku przestrodze twojej.

Uniesienie

Czasem ukazują mi się
W dal nieujarzmione przestrzenie,
Jak koń wielki, a szybki,
Co tylko Bogu posłuszny się zdaje.
Kres boski, który wywabił
Z mroków swym piórem ognistym.
...

Tak i ja Boże własne kresy tworzę.
Ja Boże rozpinam gwiazdy
Po niebie pociemniałym,
A kiedy zmarszczę czoło,
Góry rozpadłe drżą we mnie.
...

Do mnie Boże przemawiają dzieci,
Duchy zeszłych nocy,
Które żegnały ich ostatni księżyc.

Lecę Boże ci na spotkanie.
Przyjmij mnie, o Wielki.
O Płonący!
Ja płonę, Boże.
Ja palę swym głosem ludzi,
Co w dole, szarzy za chlebem się
Czołgają.

Mnie Boże, mnie wywyższyła muza,
Bym drogę wskazywał
I jak Pan nasz pragnących
Ku prawdziwej ziemi przeprowadzał.
...

Moja ziemia jest pusta,
Zaspała jeszcze i ciemna,
A chłód z niej drżący nawiewa.
...

Chodźcie duchy, zostawcie swych ojców.
Chodźcie ludzie, zostawcie potężnych.
Ja dam wszystko
Prócz chleba, bo na cóż mi on?
...

Cisza...
Słyszycie?
To drzewa szumią,
Przez duchy poruszane.
Słyszycie jak gra burza,
Jak wicher się unosi?
Zaraz to wszystko opadnie.
...

A potem zwykłe życie
I organy duszy.
Proste melodie stworzenia.
Człowieku, prosta nuto,
Kto ciebie wzbogaci?

Wyzwanie

Boże, widzisz mnie?
To ja, stoję u wrót Edenu.
Wpuść mnie wielki,
Daj mi zakosztować tego,
Co odebrałeś.
To nasze dziedzictwo.
...

O wielki, patrz na mnie!
Spójrz!
To nasze hufce i armaty.
To nasze słowo,
Pamiętasz?
Zgładzisz nas, wspaniały.
Nasz biedny boże.
Tylko to ci pozostało.
Zniszczyliśmy ci Herubów.
To koniec, boże.

Zabijesz nas teraz, 
Albo uklękniesz.
Boże, nie daj się prosić.
Splam jeszcze raz swe ręce,
Jak splamiłeś je na ciałach naszych
Niewinnych braci.
...

Nie martw się, nie ma tu diabła.
Sami sobie stworzyliśmy swoje dobro.
Nie jesteś nam potrzebny.
Zabij nas,
A bać będą się ciebie nasze dzieci.
Zabij je,
A nie będziesz mógł spać.
Zejdź do nas!
Zabij!
Teraz jest twój czas!
Widzę cię!
...

Istniejesz!
Schodzisz w swej świetlistej miłości.
Boże, dałeś nam pamięć.
Odwracam wzrok, krew.
Wszędzie krew!
Boże! 
Nie uklęknę.
I ty tego nie zrobisz!
Boże, proszę cię,
Dlaczego jesteś tak potworny,
Dlaczego chowasz się za miłością.
Potrzebuję cię, boże. 
Jestem tak słaby, lecz widzę. 
Wszystko widzę! 
Boże...
Wybacz, ale nie mogę przed tobą
Uklęknąć.
Zbyt wielu krzyczy z otchłani, boże.
Zbyt wielu...